Karny kutas Liluś za nie wylogowanie się z Facebooka i bloggera.
~ Nika
piątek, 31 maja 2013
wtorek, 28 maja 2013
42. Majówka i piknik.
Wiosna… powiew lekkiego wiatru, zapach kwitnących kwiatów, widok zielonych drzew, krzewów i łąk. Świergot ptaków i widok zakochanych udających się na romantyczne spacery ze swoimi wreszcie odnalezionymi połówkami serca. Tak, to właśnie widok tak szczęśliwych, roześmianych par jest najlepszy z całej wiosny. Bo to jest właśnie jej czar. Czar, który co roku rzucany jest na dwie osoby i nagle, znienacka zakochują się w sobie. Patrzą na siebie i nie mogą uwierzyć, że wczęściej się nie dostrzegali, że wcześniej nie wiedzieli o swoim istnieniu i pragną od tego momentu być zawsze ze sobą. Zawsze, czyli na dobre i na złe, w czasie pięknej pogody i burzy. Zawsze, przez lata, przez wieki, na wieki, do śmierci i po śmierci, zawsze…
-Lily? Co ty tak rozmyślasz?- zapytał spokojnie James i objął mnie w pasie.
Odwróciłam się od otwartego okna przez które właśnie wyglądałam i spojrzałam na mojego ukochanego. Na mojego rycerza, bohatera na mojego wybawcę i obrońcę. Był wszystkim co miałam, wiedziałam to.
-Tak po prostu siedzę i patrzę jak pięknie jest na dworze, aż szkoda siedzieć w domu…
-To nie siedźmy- zaproponował nagle James.
-A gdzie pójdziemy?- zapytałam zalotnie patrząc w jego oczy.
-Chodźmy na piknik!
-Piknik? Sam to wymyśliłeś?- coś mi mówiło, że nie.
-Remus to wymyślił, ale my jesteśmy przyjaciółmi, jak jedno ciało, więc można powiedzieć, że ja to wymyśliłem- oznajmił i puścił mi oko.
Uśmiechnęłam się.
-Remus chce iść na piknik?
-Tak, w końcu następną noc spędzi w zamknięciu. Musi się chłopak jakoś rozerwać, zwłaszcza teraz kiedy…- nagle, James zamilkł zrobił wielkie oczy i zakrył dłońmi usta
-Teraz kiedy co?- zapytałam delikatnie odsłaniając jego usta.
-Teraz…- zaczął powoli- teraz kiedy jest taki zestresowany tym…- zmyślał dalej- tym, że niedługo jest pełnia- na koniec obdarzył mnie swoim najbardziej rozbrajającym uśmieszkiem.
-Akurat- powiedziałam sadzając go na kanapie i siadając na jego kolanach- Powiedź, bo nie pójdę na piknik.
-Nie mogę ci pow… znaczy, już ci przecież powiedziałem.
-Powiedziałeś jakieś bzdury, ale nie martw się ja i tak już wiem o co chodzi- powiedziałam z uśmiechem i zeszłam z kolan Jamesa.
-Wiesz!- James wstał gwałtownie.
-Wiem- potwierdziłam.
-To o co chodzi?
-Nie powiem ci- uśmiechałam się coraz szerzej, a James miał coraz bardziej przerażoną minę- nie powiem ci, bo jeśli ty mi nie chcesz powiedzieć to ja też ci nie powiem.
-Nie wiesz o co chodzi- stwierdził spokojnie James podszedł do mnie i przytulił mnie.
-Wiem- powiedziałam i pocałowałam go- to kiedy ten piknik?
-To jednak idziesz.
- Idę, muszę się upewnić, że moje przypuszczenia są słuszne- powiedziałam i wróciłam do okna.
***
Mieszkałam w Londynie od urodzenia, jednak cały czas przekonywałam się, że nie znam dokładnie tego miasta. Nie wiedziałam gdzie miał się odbyć piknik. Nie znałam żadnego miejsca, które byłoby odpowiednie na piknik dla gromady młodych czarodziejów. Na szczęście nie do mnie należało wybranie tego miejsca. Huncwoci mieli już od dawna upatrzone jakieś wspaniałe miejsce w sam raz na piknik. Szliśmy razem z Jamesem, a ja po krótkiej chwili przestałam się orientować gdzie jesteśmy. Jednak szłam, szłam dzielnie, szłam bez jakiegokolwiek słowa narzekania. Byłam z siebie dumna i miałam nadzieję, że James kiedyś to doceni. W końcu po jakiejś godzinie doszliśmy i James wypowiedział te dwa słowa, które były dla mnie jak zbawienie.
-Już jesteśmy!
Usiadłam na nagrzanej od słońca trawie i próbowałam złapać oddech i przywrócić bicie serca do normalnego rytmu. Rozejrzałam się, nikogo nie było.
-Jesteśmy za wcześnie?- spytałam zdziwiona.
-Nie- odpowiedział spokojnie James.
-Nie- powtórzyłam z niedowierzaniem- to dlaczego nikogo jeszcze nie ma?
-Może punktualność nie jest ich dobrą stroną.
-Remus się nigdy nie spóźnia, Amy też.
-Zawsze jest ten pierwszy raz.
Czułam, że James coś kombinuje. Tylko co?
-Co się dzieje?- zapytałam patrząc na niego.
-Nic, po prostu czasami ludzie się zmieniają.
Nie rozumiałam co James sugeruje, nie miałam pojęcia o co chodzi i mimo prób nie udało mi się nic z niego wyciągnąć. Cały czas zastanawiałam się nad jednym. Czy moje przypuszczenia dotyczące Remusa są prawdziwe? Leżeliśmy z Jamesem na trawie i rozmawialiśmy. Po jakimś czasie przyszli Carmen i Billy tłumacząc, że spóźnili się, bo Bill pomylił parki. Podobno błąkali się po Parku Głównym w Londynie dopóki nie przypomniał sobie, że mają być w zupełnie innym. Po kolejnych dziesięciu minutach zaszczycił nas swoją obecnością, Syriusz. Mówił, że do ostatniej chwili zastanawiał się czy ma przyjść. Dlaczego nie chciał przyjść? Mówił, że bez Dorcas to co to za zabawa, a na pikniku będą same pary. Same pary? Ja i James, Carmen i Bill, Amy, Remus, Syriusz… ja tu widzę tylko dwie pary. Jeszcze raz. Ja i James to jest jedna Carmen i Billy to druga. Syriusz będzie sam, to jasne, Peter nie przychodzi, bo nie może. Amy… Amy ma Mike’a, ale raczej go nie przyprowadzi, bo to mugol. Nie przeszkadza mi towarzystwo mugola, tylko Amy boi się, że coś powiemy niepowołanego i Mike dowie się, że Amy jest czarownicą. No to jedziemy dalej… Remus, on nie ma dziewczyny, chyba nie ma dziewczyny. A może moje przypuszczenia są prawdą. Wszystko na to wskazuje. Moje rozmyślania przerwał widok nadbiegającej i zdyszanej Amy. Wstałam i podeszłam do niej.
-Co się stało? Dlaczego tak biegniesz?- zapytałam.
-Bo… ja… muszę wam coś powiedzieć.
-O co chodzi?- zapytała Carmen.
Amy zaczęła nerwowo pokazywać wzrokiem za siebie. Popatrzyliśmy zdziwieni w tamtą stronę, nic nie zobaczyliśmy.
-Mike- szepnęła Amy- Mike jest ze mną, zaraz tu przyjdzie.
-Przyprowadziłaś swojego chłopaka?- zapytał uśmiechnięty James- powiedziałaś mu?
-Zwariowałeś! Nic mu nie powiedziałam. Po prostu on…- Amy zniżyła jeszcze bardziej głos- chciał was lepiej poznać.
-To super, będzie zabawa!- powiedzieli chórem James, Bill i Syriusz.
-Nie będzie żadnej zabawy, to będzie koszmar! Przez cały piknik będę się stresować, że coś się stanie.
-Dlaczego mu po prostu nie powiesz, że…- zaczął Billy.
-Nie mogę mu powiedzieć, boję się, że zareaguje tak jak wtedy kiedy go poznałam.
-A co się sta…- zaczął Billy, ale nie skończył, bo w tym momencie wszyscy zobaczyliśmy Mike’a , który nadchodził z wielkim koszem piknikowym.
Amy wpadała w panikę.
-To już koniec! On tu idzie, miał poczekać na mnie przed parkiem! Dlaczego nie poczekał?! Przecież mówiłam mu, że…
-Amy uspokój się, nie będzie tak źle, zobaczysz- próbowałam uspokoić przyjaciółkę
-Dobrze, nie mogę pokazać mu, że jestem zdenerwowana. Proszę was tylko o jedno, dopóki Mike jest z nami nie używamy różdżek, zaklęć, magii ani nic związanego ze światem czarodziejów. Aha! James…- powiedział zwracając się w stronę mojego mężą- quidditch nie istnieje w świecie mugoli, więc nie mów o nim, dobrze?
-OK.- powiedział James i puścił do niej oko.
-Cześć- przywitał się z nami Mike.
-cześć!- odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
-Jestem Lily- powiedziałam podając mu rękę.
-My się już znamy- powiedział z uśmiechem- wtedy kiedy przyniosłem list.
Na pikniku było bardzo miło. Nie odbył się on tak jak planowaliśmy, bo nie myśleliśmy, że spędzimy go w towarzystwie mugola. Jednak i tak bardzo dobrze się bawiliśmy, a Mike okazał się być bardzo fajnym chłopakiem. Amy przez pierwsze pół godziny siedziała jak na szpilkach, nerwowo rozglądając się i obserwując czy aby na pewno nikt nie próbuje wyjąc róźdżki. Potem jednak uspokoiła się, zaufała nam i śmiała się razem ze wszystkimi. Remus nie przyszedł. Dziwiłam się, bo w końcu to on zorganizował ten piknik. James i Syriusz nie wyglądali jednak jakby się martwili więc ja też byłam spokojna. Wszystko zmierzało do wspaniałej końcówki dnia. Wszystko poszło zgodnie z planem i Mike nawet nie przypuszczał, że jest otoczony absolwentami szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Wszystko było dobrze, dopóki nie pojawił się Remus z… dziewczyną?! Remus ma dziewczynę?! Właściwie co mnie tak dziwi, przecież jest dorosły. Jednak nie to, że Remus przyszedł z dziewczyną było problemem. Problemem było to, że Remus i tajemnicza blondynka przylecieli na miotle. Na miotle?! Jak gdyby nigdy nic przylecieli i wylądowali tuż przy nas.
-Cześć, przepraszamy za spóźnienie, ale musieliśmy coś załatwić- powiedział jak gdyby nigdy nic Remus.
Mike wyglądał jakby oczy miały mu wyskoczyć. Z otwartymi oczami patrzył na Remusa i dziewczynę, próbując coś powiedzieć. Jednak nie udało mu się wypowiedzieć żadnego sensownego słowa. Amy też była zaskoczona i też patrzyła na Remusa. Jednak jej wzrok był inny niż Mike’a. Zamknęłam oczy czekając aż rozpocznie się burza. Burza, która mogła zniszczyć całą naszą przyjaźń.
-Ty… – zaczął powoli Mike- ty przyleciałeś! Na miotle!- dodał po chwili.
Remus dopiero teraz zauważył powagę sytuacji. Jego oczy zrobiły się jeszcze większe od oczu Mike i Amy razem wziętych.
-Ja…. ja…. no więc….- zaczął się jąkać Remus, spojrzał nerwowo na Amy.
-Przyleciał na miotle?! To niemożliwe- powiedział Syriusz.
-Przecież widziałem!- powiedział Mike wstając.
-Mike…- Amy też wstała próbując uspokoić swojego chłopaka.
-Widziałaś to? Musiałaś widzieć, ja widziałem.
-Wydawało ci się- do rozmowy wtrącił się James.
Mike pokręcił głową.
-Nie, jestem pewny, że… przecież trzyma w ręce miotłę!- powiedział wskazując na najnowszego „Nimbusa 1000”
-Ja… Ja tylko…- Remus nie mógł znaleźć żadnych słów wyjaśnienia.
Nikt nie potrafił wyjaśnić Mike’owi co się stało.
-Kim wy wszyscy jesteście?!- powiedział patrząc na nas ze strachem i odsuwając się.
-Mike…- Amy była coraz bardziej przerażona.
-Ty wiedziałaś kim oni są?!- zapytał z wyrzutem- A może ty jesteś taka sama?! Odpowiedz.
-Mike… ja…- Z oczu Amy poleciały łzy- ty nie rozumiesz…
-Nie wiem co tu się dzieje, ale wiem, że to nie jest normalne. Muszę już iść- powiedział i pobiegł do wyjścia z parku.
-Mike!- krzyknęła za nim z rozpaczą Amy, on jednak nie odwrócił się, nie odezwał.
Po prostu szedł dalej jakby jej nie znał Siedzieliśmy nie mogąc się ruszyć. Byliśmy zaskoczeni i przerażeni. Amy spojrzała na Remusa z taką nienawiścią z jaką nie patrzyła jeszcze na nikogo. Cała się trzęsła, a łzy leciały jej z oczu strumieniami. Nie powiedziawszy nic odwróciła się i poszła przed siebie.
-Amy!- krzyknął nagle Remus i pobiegł za dziewczyną, nie zareagowała- Amy zaczekaj! Poczekaj na mnie!
Amy szła coraz szybciej i szybciej aż w końcu zaczęła biec, Remus biegł za nią. Szybko ją dogonił i zatrzymał. Złapał ją za ramiona tak żeby spojrzała mu w oczy.
-puść mnie!- krzyknęła wyrywając się.
-Amy przepraszam!- powiedział- Ja nie chciałem…
-CHCIAŁEŚ!- krzyknęła na cały głos Amy- CHCIAŁEŚ, OD POCZĄTKU CHCIAŁEŚ ŻEBYŚMY SIĘ RAZSTALI! MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI, A TY CAŁY CZAS NAMAWIAŁEŚ MNIE ŻEBYM MU POWIEDZIAŁA PRAWDĘ! CHCIAŁEŚ TEGO, BO WIEDZIAŁEŚ, ŻE ON TAK ZAREAGUJE! TYLKO DLACZEGO?! CZY NAPRAWDĘ TAK MI ZAZDROŚCIŁEŚ, ŻE JESTEM SZCĘŚLIWA!?
-Nie, Amy…- zaczął Remus jednak dziewczyna mu przerwała.
-NIENAWIDZE CIĘ!- krzyknęła patrząc mu prosto w oczy- ZASTAWCIE MNIE W SPOKOJU! CHCĘ BYĆ SAMA!- wyrwała się z uścisku Remusa i pobiegła przed siebie zanosząc się od płaczu.
Remus śledził wzrokiem Amy i mimo, że już od dawna nie było jej widać, on dalej patrzył w miejsce gdzie ją widział po raz ostatni.
-Co teraz będzie?- zapytałam cicho.
-Nie wiem- powiedział James i przytulił mnie.
-Lily? Co ty tak rozmyślasz?- zapytał spokojnie James i objął mnie w pasie.
Odwróciłam się od otwartego okna przez które właśnie wyglądałam i spojrzałam na mojego ukochanego. Na mojego rycerza, bohatera na mojego wybawcę i obrońcę. Był wszystkim co miałam, wiedziałam to.
-Tak po prostu siedzę i patrzę jak pięknie jest na dworze, aż szkoda siedzieć w domu…
-To nie siedźmy- zaproponował nagle James.
-A gdzie pójdziemy?- zapytałam zalotnie patrząc w jego oczy.
-Chodźmy na piknik!
-Piknik? Sam to wymyśliłeś?- coś mi mówiło, że nie.
-Remus to wymyślił, ale my jesteśmy przyjaciółmi, jak jedno ciało, więc można powiedzieć, że ja to wymyśliłem- oznajmił i puścił mi oko.
Uśmiechnęłam się.
-Remus chce iść na piknik?
-Tak, w końcu następną noc spędzi w zamknięciu. Musi się chłopak jakoś rozerwać, zwłaszcza teraz kiedy…- nagle, James zamilkł zrobił wielkie oczy i zakrył dłońmi usta
-Teraz kiedy co?- zapytałam delikatnie odsłaniając jego usta.
-Teraz…- zaczął powoli- teraz kiedy jest taki zestresowany tym…- zmyślał dalej- tym, że niedługo jest pełnia- na koniec obdarzył mnie swoim najbardziej rozbrajającym uśmieszkiem.
-Akurat- powiedziałam sadzając go na kanapie i siadając na jego kolanach- Powiedź, bo nie pójdę na piknik.
-Nie mogę ci pow… znaczy, już ci przecież powiedziałem.
-Powiedziałeś jakieś bzdury, ale nie martw się ja i tak już wiem o co chodzi- powiedziałam z uśmiechem i zeszłam z kolan Jamesa.
-Wiesz!- James wstał gwałtownie.
-Wiem- potwierdziłam.
-To o co chodzi?
-Nie powiem ci- uśmiechałam się coraz szerzej, a James miał coraz bardziej przerażoną minę- nie powiem ci, bo jeśli ty mi nie chcesz powiedzieć to ja też ci nie powiem.
-Nie wiesz o co chodzi- stwierdził spokojnie James podszedł do mnie i przytulił mnie.
-Wiem- powiedziałam i pocałowałam go- to kiedy ten piknik?
-To jednak idziesz.
- Idę, muszę się upewnić, że moje przypuszczenia są słuszne- powiedziałam i wróciłam do okna.
***
Mieszkałam w Londynie od urodzenia, jednak cały czas przekonywałam się, że nie znam dokładnie tego miasta. Nie wiedziałam gdzie miał się odbyć piknik. Nie znałam żadnego miejsca, które byłoby odpowiednie na piknik dla gromady młodych czarodziejów. Na szczęście nie do mnie należało wybranie tego miejsca. Huncwoci mieli już od dawna upatrzone jakieś wspaniałe miejsce w sam raz na piknik. Szliśmy razem z Jamesem, a ja po krótkiej chwili przestałam się orientować gdzie jesteśmy. Jednak szłam, szłam dzielnie, szłam bez jakiegokolwiek słowa narzekania. Byłam z siebie dumna i miałam nadzieję, że James kiedyś to doceni. W końcu po jakiejś godzinie doszliśmy i James wypowiedział te dwa słowa, które były dla mnie jak zbawienie.
-Już jesteśmy!
Usiadłam na nagrzanej od słońca trawie i próbowałam złapać oddech i przywrócić bicie serca do normalnego rytmu. Rozejrzałam się, nikogo nie było.
-Jesteśmy za wcześnie?- spytałam zdziwiona.
-Nie- odpowiedział spokojnie James.
-Nie- powtórzyłam z niedowierzaniem- to dlaczego nikogo jeszcze nie ma?
-Może punktualność nie jest ich dobrą stroną.
-Remus się nigdy nie spóźnia, Amy też.
-Zawsze jest ten pierwszy raz.
Czułam, że James coś kombinuje. Tylko co?
-Co się dzieje?- zapytałam patrząc na niego.
-Nic, po prostu czasami ludzie się zmieniają.
Nie rozumiałam co James sugeruje, nie miałam pojęcia o co chodzi i mimo prób nie udało mi się nic z niego wyciągnąć. Cały czas zastanawiałam się nad jednym. Czy moje przypuszczenia dotyczące Remusa są prawdziwe? Leżeliśmy z Jamesem na trawie i rozmawialiśmy. Po jakimś czasie przyszli Carmen i Billy tłumacząc, że spóźnili się, bo Bill pomylił parki. Podobno błąkali się po Parku Głównym w Londynie dopóki nie przypomniał sobie, że mają być w zupełnie innym. Po kolejnych dziesięciu minutach zaszczycił nas swoją obecnością, Syriusz. Mówił, że do ostatniej chwili zastanawiał się czy ma przyjść. Dlaczego nie chciał przyjść? Mówił, że bez Dorcas to co to za zabawa, a na pikniku będą same pary. Same pary? Ja i James, Carmen i Bill, Amy, Remus, Syriusz… ja tu widzę tylko dwie pary. Jeszcze raz. Ja i James to jest jedna Carmen i Billy to druga. Syriusz będzie sam, to jasne, Peter nie przychodzi, bo nie może. Amy… Amy ma Mike’a, ale raczej go nie przyprowadzi, bo to mugol. Nie przeszkadza mi towarzystwo mugola, tylko Amy boi się, że coś powiemy niepowołanego i Mike dowie się, że Amy jest czarownicą. No to jedziemy dalej… Remus, on nie ma dziewczyny, chyba nie ma dziewczyny. A może moje przypuszczenia są prawdą. Wszystko na to wskazuje. Moje rozmyślania przerwał widok nadbiegającej i zdyszanej Amy. Wstałam i podeszłam do niej.
-Co się stało? Dlaczego tak biegniesz?- zapytałam.
-Bo… ja… muszę wam coś powiedzieć.
-O co chodzi?- zapytała Carmen.
Amy zaczęła nerwowo pokazywać wzrokiem za siebie. Popatrzyliśmy zdziwieni w tamtą stronę, nic nie zobaczyliśmy.
-Mike- szepnęła Amy- Mike jest ze mną, zaraz tu przyjdzie.
-Przyprowadziłaś swojego chłopaka?- zapytał uśmiechnięty James- powiedziałaś mu?
-Zwariowałeś! Nic mu nie powiedziałam. Po prostu on…- Amy zniżyła jeszcze bardziej głos- chciał was lepiej poznać.
-To super, będzie zabawa!- powiedzieli chórem James, Bill i Syriusz.
-Nie będzie żadnej zabawy, to będzie koszmar! Przez cały piknik będę się stresować, że coś się stanie.
-Dlaczego mu po prostu nie powiesz, że…- zaczął Billy.
-Nie mogę mu powiedzieć, boję się, że zareaguje tak jak wtedy kiedy go poznałam.
-A co się sta…- zaczął Billy, ale nie skończył, bo w tym momencie wszyscy zobaczyliśmy Mike’a , który nadchodził z wielkim koszem piknikowym.
Amy wpadała w panikę.
-To już koniec! On tu idzie, miał poczekać na mnie przed parkiem! Dlaczego nie poczekał?! Przecież mówiłam mu, że…
-Amy uspokój się, nie będzie tak źle, zobaczysz- próbowałam uspokoić przyjaciółkę
-Dobrze, nie mogę pokazać mu, że jestem zdenerwowana. Proszę was tylko o jedno, dopóki Mike jest z nami nie używamy różdżek, zaklęć, magii ani nic związanego ze światem czarodziejów. Aha! James…- powiedział zwracając się w stronę mojego mężą- quidditch nie istnieje w świecie mugoli, więc nie mów o nim, dobrze?
-OK.- powiedział James i puścił do niej oko.
-Cześć- przywitał się z nami Mike.
-cześć!- odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
-Jestem Lily- powiedziałam podając mu rękę.
-My się już znamy- powiedział z uśmiechem- wtedy kiedy przyniosłem list.
Na pikniku było bardzo miło. Nie odbył się on tak jak planowaliśmy, bo nie myśleliśmy, że spędzimy go w towarzystwie mugola. Jednak i tak bardzo dobrze się bawiliśmy, a Mike okazał się być bardzo fajnym chłopakiem. Amy przez pierwsze pół godziny siedziała jak na szpilkach, nerwowo rozglądając się i obserwując czy aby na pewno nikt nie próbuje wyjąc róźdżki. Potem jednak uspokoiła się, zaufała nam i śmiała się razem ze wszystkimi. Remus nie przyszedł. Dziwiłam się, bo w końcu to on zorganizował ten piknik. James i Syriusz nie wyglądali jednak jakby się martwili więc ja też byłam spokojna. Wszystko zmierzało do wspaniałej końcówki dnia. Wszystko poszło zgodnie z planem i Mike nawet nie przypuszczał, że jest otoczony absolwentami szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Wszystko było dobrze, dopóki nie pojawił się Remus z… dziewczyną?! Remus ma dziewczynę?! Właściwie co mnie tak dziwi, przecież jest dorosły. Jednak nie to, że Remus przyszedł z dziewczyną było problemem. Problemem było to, że Remus i tajemnicza blondynka przylecieli na miotle. Na miotle?! Jak gdyby nigdy nic przylecieli i wylądowali tuż przy nas.
-Cześć, przepraszamy za spóźnienie, ale musieliśmy coś załatwić- powiedział jak gdyby nigdy nic Remus.
Mike wyglądał jakby oczy miały mu wyskoczyć. Z otwartymi oczami patrzył na Remusa i dziewczynę, próbując coś powiedzieć. Jednak nie udało mu się wypowiedzieć żadnego sensownego słowa. Amy też była zaskoczona i też patrzyła na Remusa. Jednak jej wzrok był inny niż Mike’a. Zamknęłam oczy czekając aż rozpocznie się burza. Burza, która mogła zniszczyć całą naszą przyjaźń.
-Ty… – zaczął powoli Mike- ty przyleciałeś! Na miotle!- dodał po chwili.
Remus dopiero teraz zauważył powagę sytuacji. Jego oczy zrobiły się jeszcze większe od oczu Mike i Amy razem wziętych.
-Ja…. ja…. no więc….- zaczął się jąkać Remus, spojrzał nerwowo na Amy.
-Przyleciał na miotle?! To niemożliwe- powiedział Syriusz.
-Przecież widziałem!- powiedział Mike wstając.
-Mike…- Amy też wstała próbując uspokoić swojego chłopaka.
-Widziałaś to? Musiałaś widzieć, ja widziałem.
-Wydawało ci się- do rozmowy wtrącił się James.
Mike pokręcił głową.
-Nie, jestem pewny, że… przecież trzyma w ręce miotłę!- powiedział wskazując na najnowszego „Nimbusa 1000”
-Ja… Ja tylko…- Remus nie mógł znaleźć żadnych słów wyjaśnienia.
Nikt nie potrafił wyjaśnić Mike’owi co się stało.
-Kim wy wszyscy jesteście?!- powiedział patrząc na nas ze strachem i odsuwając się.
-Mike…- Amy była coraz bardziej przerażona.
-Ty wiedziałaś kim oni są?!- zapytał z wyrzutem- A może ty jesteś taka sama?! Odpowiedz.
-Mike… ja…- Z oczu Amy poleciały łzy- ty nie rozumiesz…
-Nie wiem co tu się dzieje, ale wiem, że to nie jest normalne. Muszę już iść- powiedział i pobiegł do wyjścia z parku.
-Mike!- krzyknęła za nim z rozpaczą Amy, on jednak nie odwrócił się, nie odezwał.
Po prostu szedł dalej jakby jej nie znał Siedzieliśmy nie mogąc się ruszyć. Byliśmy zaskoczeni i przerażeni. Amy spojrzała na Remusa z taką nienawiścią z jaką nie patrzyła jeszcze na nikogo. Cała się trzęsła, a łzy leciały jej z oczu strumieniami. Nie powiedziawszy nic odwróciła się i poszła przed siebie.
-Amy!- krzyknął nagle Remus i pobiegł za dziewczyną, nie zareagowała- Amy zaczekaj! Poczekaj na mnie!
Amy szła coraz szybciej i szybciej aż w końcu zaczęła biec, Remus biegł za nią. Szybko ją dogonił i zatrzymał. Złapał ją za ramiona tak żeby spojrzała mu w oczy.
-puść mnie!- krzyknęła wyrywając się.
-Amy przepraszam!- powiedział- Ja nie chciałem…
-CHCIAŁEŚ!- krzyknęła na cały głos Amy- CHCIAŁEŚ, OD POCZĄTKU CHCIAŁEŚ ŻEBYŚMY SIĘ RAZSTALI! MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI, A TY CAŁY CZAS NAMAWIAŁEŚ MNIE ŻEBYM MU POWIEDZIAŁA PRAWDĘ! CHCIAŁEŚ TEGO, BO WIEDZIAŁEŚ, ŻE ON TAK ZAREAGUJE! TYLKO DLACZEGO?! CZY NAPRAWDĘ TAK MI ZAZDROŚCIŁEŚ, ŻE JESTEM SZCĘŚLIWA!?
-Nie, Amy…- zaczął Remus jednak dziewczyna mu przerwała.
-NIENAWIDZE CIĘ!- krzyknęła patrząc mu prosto w oczy- ZASTAWCIE MNIE W SPOKOJU! CHCĘ BYĆ SAMA!- wyrwała się z uścisku Remusa i pobiegła przed siebie zanosząc się od płaczu.
Remus śledził wzrokiem Amy i mimo, że już od dawna nie było jej widać, on dalej patrzył w miejsce gdzie ją widział po raz ostatni.
-Co teraz będzie?- zapytałam cicho.
-Nie wiem- powiedział James i przytulił mnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)