czwartek, 31 stycznia 2013

20. O co tu właściwie chodzi ??

Gdy Ja, Amy i Mike weszliśmy do mieszkania, moja przyjaciółka zachowywała się jakby nic się nie stało. Z uśmiechem dała jeszcze parę buziaków Mike’owi i usiedliśmy na fotelach , właściwie ja i Mike usiedliśmy na fotelach, a Amy na kolanach Mike’a. Zupełnie nie mogłam zrozumieć co ona wyprawia. Śmiała się i flirtowała jakby to Mike’a kochała, a nie Remusa, ale przecież sama mi mówiła jak bardzo go kocha. Po paru minutach Amy powiedziała, że zrobi herbatę.

-Pomogę ci- zaproponowałam szybko.

-Nie trzeba- powiedziała i udała się do kuchni.

Jednak ja nie dałam za wygraną i poszłam za nią, musiałam z nią porozmawiać. Gdy weszłam do kuchni i zamknęłam drzwi żeby Mike nie usłyszał o czym rozmawiamy zapytałam z wyrzutem.

-Co ty robisz?!

-Robię dla nas herbatę- odpowiedziała spokojnie nie przestając szukać kubków.

-Nie o to chodzi!

-A o co? Oświeć mnie, bo chyba nie za bardzo cię rozumiem- powiedziała tym razem patrząc mi w oczy.

-O co?! O kogo chyba! O Remusa!- powiedziałam czując coraz większy przypływ złości.

-O Remusa?- zapytała zdziwiona.

-Jak mogłaś tak postąpić? Najpierw mówisz, że go kochasz, a potem na jego oczach całujesz się z innym?

-Ale…- zaczęła Amy, ale jej przerwałam.

-Myślałam, że jesteś inna…-powiedziałam i wyszłam, bo nie mogłam już słuchać jak kłamie.

Wychodząc napotkałam wzrok Mike’a był zdziwiony i zarazem przestraszony. Nie chciałam już z nim rozmawiać był tak samo winny jak Amy oboje postąpili tak samo nie fair w stosunku do Remusa. Nie mówiąc nic wyszłam i trzasnęłam drzwiami tak mocno jak tylko mogłam.

Wyszłam na korytarz. Stałam przez chwilę nie wiedząc gdzie iść. Nie mogłam wyjść na dwór, bo z tej złości zapomniałam kurtki, a na dworze było zbyt zimno żebym mogła się bez niej tam obyć. Do chłopaków też nie chciałam iść, bo pewnie oni też pocieszają Lupina, który czuje się teraz okropnie. ‘A jeśli nawet tam pójdę, co mu powiem? Jak wytłumaczę zachowanie Amy? A jeśli on myśli, że ja o wszystkim wiedziałam? Jeśli tak myśli to muszę mu wszystko wyjaśnić’ pomyślałam i zapukałam. Drzwi otworzył James.

-Jak tam… Remus?- zapytałam cicho i ostrożnie.

-Nie wiem- odpowiedział i wpuścił mnie do środka.

-Jak to nie wiesz?

-Nie wiem, po prostu jeszcze z nim nie rozmawiałem.

-Nie rozmawiałeś?!- zapytałam trochę za głośno.

James szybko uciszył mnie ręką i powiedział.

-Nie chcemy z Syriuszem zaczynać takiego delikatnego tematu.

-Ale ktoś musi z nim porozmawiać. Gdzie on jest?

-W pokoju, czyta, chyba próbuje udawać, że nic się nie stało.

Szybko przeszłam koło Jamesa i udałam się w kierunku pokoju w którym był Remus. Gdy weszłam powitał mnie z uśmiechem jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nie bardzo wiedziałam jak zacząć rozmowę więc zadałam mu takie banalne pytanie.

-Co czytasz?

-„W Świecie Monarchii Elfów”- powiedział zadowolony.- Bardzo ciekawa książka uwielbiam czytać o elfach.

-Czytałam tą książkę- powiedziałam i usiadłam koło niego.

-Naprawdę?

-Tak, też mi się podobała.

Później przez jakąś godzinę gadaliśmy o książce i rzeczach które najbardziej nam się w niej podobały. W czasie całej tej rozmowy Remus ani razu nie wydawał się być smutny czy zamyślony. Nie wiedziałam czy po prostu udawał czy może on też nie kochał Amy i wcale się nie zmartwił widząc ją z innym. Nic z tego nie rozumiałam, nie wiedziałam dlaczego oboje udawali, że nic nadzwyczajnego się nie stało. Przez chwilę nawet pomyślałam, że może to ja zwariowałam i to co widziałam naprawdę się nie wydarzyło, ale później stwierdziłam, że przecież James i Syrisz też to widzieli więc to musiała być prawda. Postanowiłam delikatnie wybadać sprawę.

-A jak tam samopoczucie?

-Bardzo dobrze, po tej wizycie w Hogwarcie i rozmowie z Dumbledorem wiem, że wszystko może się jakoś ułożyć.

-Ułożyć? I nic ci nie zepsuło humoru, nie masz do nikogo żalu?

-Lily, o co chodzi?

Nie miałam zamiaru dalej próbować tych podchodów, musiałam natychmiast dowiedzieć się o co chodzi.

-O Amy.

-Amy? A co z nią?- zapytał z niepokojem.

-O to co ci zrobiła przed dwiema godzinami.

-A co mi zrobiła?

-Nie pamiętasz czy nie chcesz pamiętać?

-Nie wiem o co chodzi.

W tej chwili do pokoju weszli, a właściwie wsypali się Syriusz, James i Peter, którzy prawdopodobnie próbowali podsłuchać naszą rozmowę.

-Słuchajcie, możecie mi wreszcie wyjaśnić o co wam chodzi i dlaczego się tak dziwnie zachowujecie?- zapytał zirytowany Lupin.

-My się dziwnie zachowujemy? To raczej ty i Amy dziwnie się zachowujecie i nie wiem dlaczego- powiedział James wstając z przygniecionego Syriusza.

-Coście się tak uparli na mnie i na Amy?

Syriusz już otwierał usta żeby cos powiedzieć, ale w tym samym czasie do okna zapukała brązowa sówka.

-To sowa Dorcas- powiedziałam i otworzyłam okno wpuszczając ją.

Sowa pochukując radośnie podleciała do Syriusza i dała mu list. Chłopak szybko otworzył list i przeczytał go. Z każdym kolejnym przeczytanym słowem mina coraz bardziej mu rzedła.

-I co ci napisała- zapytałam gdy skończył czytać.

-Sama zobacz- powiedział ponuro podając mi list, szybko go wzięłam i zaczęłam czytać.

 

 

 

Kochany Syriuszu,

Pisze do ciebie z bardzo ważnego powodu, otóż mam tu bardzo dużo pracy, a z każdym dniem jest jej coraz więcej. W dodatku moja koleżanka z którą pracuje jest chora i wszystko wskazuje na to, że nie wyzdrowieje zbyt szybko. W związku z tym doszło mi dużo nowych obowiązków. Dlatego tez chyba nie będę mogła przyjechać do was na święta, bardzo żałuję, ale mój szef jest bardzo ostry i nie uznaje czegoś takiego jak urlop. Będzie mi bardzo ciężko w te święta bez ciebie, bo będą to pierwsze których nie spędzimy razem od dłuższego czasu. Tęsknię za tobą bardzo i myślę o tobie w każdej chwili. Pozdrów Jamesa, Remusa, Petera, Amy i oczywiście Lily i przekaż jej, że postaram się jak najszybciej do niej napisać


       
                                                                                                       Tęsknię i Kocham
                                                                                                                                 Twoja Dorcas     

 

Gdy skończyłam czytać zrobiło mi się strasznie smutno. Jak to możliwe, że na świętach nie będzie Dorcas? Co to za Święta bez niej? Spojrzałam na Syriusza. Siedział na łóżku z zasłoniętą twarzą rękami. Wiedziałam jak strasznie musiał się teraz czuć, wiedziałam bo czułam dokładnie to samo.

-O co chodzi?- zapytał z niepokojem James patrząc to na mnie to na swojego przyjaciela.

-Dorcas nie będzie na świętach- powiedziałam słabym głosem siadając na łóżku.

Chciało mi się płakać.

-Jak to?- tym razem zapytał Lupin.

-Nie może, ma dużo pracy- odpowiedział Syriusz wpatrując się ponuro w okno.

Tym razem nikt nie zadał już żadnego pytania, milczeliśmy. Mogłam śmiało stwierdzić, że był to najgorszy dzień w moim życiu . najpierw pokłóciłam się z Amy, a teraz dowiaduję się, że Dorcas nie przyjeżdża na Święta.

-Muszę iść jej odpisać- powiedział bezbarwnie Syriusz i wyszedł z pokoju.

-Ja też lepiej już pójdę- powiedziałam.

-Odprowadzę cię- powiedział szybko James i poszedł za mną.

Gdy wychodziłam Jemes zapytał.

-I co dowiedziałaś się czegoś od Remusa?

Potrząsnęłam głową.

-Porozmawiam jeszcze z nim, ale wiesz co? Jak on nie robi Amy awantury to ty też nie powinnaś. Pogadaj z nią na spokojnie.

-Nie wiem czy potrafię.

-Potrafisz- powiedział i pocałował mnie na pożegnanie.

Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Na szczęście Mike’a już nie było, Amy też nigdzie nie było widać. Weszłam do kuchni i zaczęłam robić kolacje. Nagle usłyszałam cichy płacz w sypialni. Powoli uchyliłam drzwi i weszłam. Na łóżku leżała zapłakana Amy. Momentalnie zrobiło mi się jej bardzo żal, może niepotrzebnie tak na nią nakrzyczałam. Podeszłam do niej i pogłaskałam po głowie. Amy szybko się odwróciła i spojrzała na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Przytuliłam ją.

-Przepraszam, że tak się uniosłam.

-Lily…ja… naprawdę….. nie wiem o co chodziło… przecież mówiłam ci, że go kocham.

 -Dlatego dziwię się, że całowałaś się z Mike’em.

-Ale… ja właśnie o nim mówiłam.

Nagle wszystko do mnie dotarło przecież Amy nigdy mi nie powiedziała, że jest z Remusem, ani on nie mówił, że są razem. Wszystko co wiem to tylko domysły moje i Jamesa. Czy to możliwe, że Amy i Remus nigdy nie byli razem, a to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem.

-Nie mówiłaś o Remusie?- zapytałam jeszcze dla pewności.

-O Remusie? Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytała zdziwiona.

-Ostatnio spędzaliście razem bardzo dużo czasu…

-Bo jesteśmy przyjaciółmi… tylko przyjaciółmi Lily.

-Ale mówiłaś, że osobą którą kochasz jest trochę inna niż my.

-Chodziło mi o to, że nie jest czarodziejem…

Zrobiło mi się strasznie głupio, ale z drugiej strony kamień spadł mi z serca, że moje obawy okazały się być nieprawdziwe.

środa, 30 stycznia 2013

19. Rozmowa.


Wszyscy siedzieliśmy i patrzeliśmy ze zdumieniem na dyrektora. „Co on tu robi? Miał przecież przyjechać dopiero jutro albo pojutrze’ myślałam. Hagrid zaproponował profesorowi herbatę jednak ten stanowczo odmówił.

-Podobno przyjechaliście w jakiejś pilnej sprawie- zwrócił się do nas.

-Tak, chodzi o…- zaczął James- … o to co się ostatnio działo.

Oczy Dumbledora nagle błysnęły dziwnie.

-Ach tak… chodźcie ze mną- powiedział i wyszedł z chatki Hagrida na zewnątrz.

Wszyscy wstaliśmy i udaliśmy się za nim. Gdy tak szliśmy przez ciemne błonia ja coraz bardziej się denerwowałam. ‘Przecież on mnie weźmie za kompletną panikarę’ Nie miałam pojęcia co mam mu powiedzieć. Nie wiedziałam nawet od czego mogłabym zacząć. Po co my tu przyjechaliśmy?! Nagle zauważyłam, że koło mnie idzie Amy i wpatruje się we mnie z niepokojem.

-Co?! –zapytałam.

-Lily… my…

-Co?

-…my uważamy, że powinnaś porozmawiać z Dumbledorem sama, bez nas.

 Nie wierzyłam własnym uszom. Teraz w takiej chwili mnie zostawiają.

-Sama?!- zapytałam z niedowierzaniem.

-My i tak ci nie pomożemy, bo wiemy o wszystkim tylko z twoich opowiadań, a ty i Dumbledore na pewno wolelibyście porozmawiać sami na spokojnie.

-Ja nie.

-Lily…

-Dobrze, ale w takim razie po co w ogóle jechaliście?!- powiedziałam i przyśpieszyłam kroku.

-Lily… nie rozumiesz. My cię nie zostawiamy, dalej wspieramy cię, będziemy stali tylko za drzwiami. Zrozum musisz sama to załatwić.

Spojrzałam na chłopaków, oni patrzyli uważnie na naszą rozmowę. Pewnie zastanawiali się jak ja zareaguję. Postanowiłam, że nie zrobię im tej przyjemności i będę udawała, że nic mnie to nie obchodzi. Chociaż było to bardzo trudne bo w sercu czułam straszny ból i byłam bardzo zawiedziona na osobach, które myślałam, że nigdy mnie nie opuszczą, jednak powiedziałam spokojnie.

-Dobrze, jak chcecie- i udałam się po schodach w stronę gabinetu dyrektora.

Gdy tak szłam i z trudem powstrzymywałam łzy usłyszałam głos Jamesa.

-Lily! Czekaj!

Czemu mam na niego czekać tak samo mnie zostawił, tak jak reszta. Jednak mimo wszystko odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy.

-Co?!

-Pójdę z tobą.

-Nie musisz, możesz „poczekać pod drzwiami i wspierać mnie duchowo”- powiedziałam sarkastycznie.

James złapał mnie za ręce i dalej patrzył mi w oczy.

-Myśleliśmy, że tak będzie lepiej dla ciebie…

-Dla mnie?- powiedziałam uśmiechając się gorzko.

-Tak… ale teraz czuję, że ty tak nie myślisz…

-A to takie dziwne?

-My cię nie opuszczamy i nigdy tego nie zrobimy, zwłaszcza ja. Kocham cię i nigdy cię nie opuszczę, szkoda, że ty myślisz inaczej- na twarzy Jamesa można było dostrzec smutek.

Poczułam się podle, że nawet przez chwilę mogłam pomyśleć, że oni mnie chcą opuścić, przecież to moi przyjaciele.

-Przepraszam nie chciałam żeby to wyglądało jakbym w was wątpiła, tak nie jest. Po prostu…

James zamknął mi usta pocałunkiem.

-Nie ważne chodź, bo Dumbledore czeka -powiedział.

Udaliśmy się w stronę gabinetu, a ja nie czułam już zdenerwowania. Wiedziałam, że osoba którą najbardziej w świecie kocham jest przy mnie.



***

Gdy siedzieliśmy już w gabinecie. Dumbledore zapytał patrząc na nas z ciekawością.

-To co to za bardzo pilna sprawa dla której jechaliście przez pół kraju?

James spojrzał na mnie, gdy zobaczył to dyrektor zrobił to samo. A w mojej głowie trwała właśnie burza myśli od czego zacząć. Wiedziałam już dlaczego Amy uważała że lepiej będzie jak będę tam sama, miała rację i nie wiem dlaczego ale cieszyłam się, że jesteśmy tam tylko w trójkę.

James złapał mnie za rękę, a ja powoli zaczęłam mówić.

-Chodzi o… o te ataki…- Dumbledore poprawił połówki okularów i słuchał dalej uważnie.- Nie wiem czy Pan wie, ale wtedy jak byliśmy z Jamesem na tym szlabanie u Profesor Greese… ja wtedy dotknęłam takie lustro… i … od tego czasu mam dziwne wizje.

-Wizje?

-Znaczy… to są cały czas te same obrazy, te które wiedziałam w tę noc…. i okazało się że one się sprawdzają… chcę powiedzieć, że… na ślubie mojej siostry została zamordowana pewna kobieta i… ja widziałam to już wcześniej.

Moja wypowiedź nie była zbyt składna, ale widocznie dyrektor zrozumiał co chcę mu powiedzieć, bo wstał i zaczął chodzić niespokojnie po pokoju.

-Czyli wiecie już co się dzieje…- powiedział powoli.

-Tak… mniej więcej,wiemy, że ministerstwo nic z tym nie chce zrobić.

-Skąd to wiesz?

-Spotkałam Fionę Greese i ona kazała mi iść albo do pana albo do ministra. Poszłam najpierw do ministra, ale on mi nie wierzył.

-Fiona kazała ci iść…

-Tak, bo oni nie chcieli jej wierzyć… zamknęli ją na oddziale zamkniętym- nagle pomyślałam, że ta biedna kobieta musi jeszcze tam być.- Panie profesorze musimy ją z tamtąd uwolnić, ona nie może tam być… tam jest strasznie.

-Nie.

-Co?- nie wierzyłam własnym uszom, Dumbledore nie chce pomóc?

-Nie możemy jej na razie pomóc.

-Dlaczego?

-Voldemort na pewno już wie o niej i na pewno ją szuka. Tam jest dla niej najbezpieczniejsze miejsce.

-Dlaczego jej szuka?

-Wie o jej widzeniach i nie chcę żeby ona mu zaszkodziła.

Nagle James puścił moją rękę i zapytał.

-Ale skoro tyle wie to pewnie wie też, że Lily widziała to wszystko co tamta kobieta.

Dumbledore spuścił wzrok.

-Tak to jest możliwe, ale miejmy nadzieję, że jeszcze o tym nie został poinformowany. Dlatego dla bezpieczeństwa nie mów nikomu więcej o tym co wiesz.

Kiwnęłam głową. Dręczyło mnie jeszcze tylko jedno pytanie.

-Kto to jest ten Lord Voldemort? Co to za człowiek?

-Bardzo zdolny czarodziej, który cały czas rośnie w siłę i może być naprawdę wielki, ale niestety swoich zdolności używa tylko do złych celów.

-Dlaczego ministerstwo nie reaguję?

-Pewnie w końcu przejrzą na oczy, ale boję się, że będzie już za późno na zrobienie czegokolwiek. Na razie nie chcą wierzyć, że ich idealny świat, który stworzyli nie jest taki idealny.

-Możemy coś zrobić?- tym razem zapytał James.

-Mam już pewien pomysł, ale jeszcze muszę parę rzeczy załatwić, na razie możemy tylko trzymać rękę na pulsie i wszystko uważnie obserwować. Dlatego jak coś zauważycie niepokojącego w ministerstwie to napiszcie do mnie.



***

Gdy wyszliśmy pod drzwiami siedzieli huncwoci i Amy. Gdy nas zobaczyli od razu zasypali nas lawiną pytań. Gdy już o wszystkim mniej więcej opowiedzieliśmy, ruszyliśmy w stronę naszych pokoi aby się spakować. Właściwie ruszyłyśmy, bo chłopcy zostali aby jeszcze o czymś porozmawiać z dyrektorem. Po paru godzinach byliśmy już na peronie i szliśmy do domu. Cały czas rozmawialiśmy o tym co Dumbledore nam powiedział.

-On coś ukrywa- powiedział ze złością Syriusz.

-A co myślałeś, że nam wszystko powie?- odparła Amy.

-Nie, ale żeby chociaż powiedział coś więcej, a on nic.

-Musimy mu ufać w końcu jest jednym z najmądrzejszych czarodziei – powiedział Lupin wchodząc na korytarz.

Nagle wszyscy stanęliśmy jak osłupiali. Przed moim i Amy mieszkaniem stał Mike. Chłopak uśmiechnął się na nasz widok i pomachał. Nikt z nas się nie ruszył. Nikt oprócz Amy, która uśmiechnięta podbiegła do niego.

-Co tu robisz?- zapytała.

-Tęskniłem za tobą, kochanie- to mówiąc pocałował ją i nie wyglądało to na zwykłego przyjacielskiego buziaka.

Wyglądali jakby byli parą, a co z Remusem?

poniedziałek, 28 stycznia 2013

18. Śnieg.

-Lily! Lily!- usłyszałam głos Amy i otworzyłam oczy

-Co jest? Au… co robisz?!- krzyknęłam zasłaniając się przed światłem, które Amy wpuściła otwierając okno.

-Śnieg! Sama zobacz- powiedziała uradowana.

-I tylko dlatego mnie budziłaś?!- powiedziałam i przykryłam się kołdrą.- Gdybym miała siłę ruszyć się z łóżka to bym cię zabiła.

-Ty naprawdę nic nie rozumiesz? S-P-A-D-Ł  Ś-N-I-E-G !

-Jak co roku o tej porze- powiedziałam niczym nie przejęta.

-No nie mów, że chodziłaś przez siedem lat do szkoły dla czarodziejów i spędzałaś z nimi cały czas i nikt ci nie powiedział…

-Nie powiedział o czym?

-O przesądzie Lily, o przesądzie.

Patrzyłam na nią zdumiona. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi. I dlaczego cieszy się ze zwykłego śniegu. Czy ona nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać?!

-Śnieg oznacza biel, biel nadzieję.

-Zielony oznacza nadzieję.

-Chyba tylko dla mugoli, Lily! Nie przerywaj. Moja babcia opowiedziała mi kiedyś historię. Brzmiała ona tak:

 Żyła sobie kiedyś pewna młoda czarownica, była bardzo piękna. Jej niebieskie oczy zawsze błyskały przyjaźnie, a promyki słońca odbijały się od jej ślicznych jasnych włosów. Żyła we wspaniałym świecie pełnym światła i słońca. Była szczęśliwa. Była szczęśliwa, dopóki jej ciotka nie rzuciła klątwy. Dlaczego to zrobiła? Odpowiedź można znaleźć nawet w dzisiejszych czasach.. Zazdrość, to właśnie ona była przyczyną tak okrutnego czynu. Była zazdrosna ponieważ jej córka nie była tak piękna i nie wzbudzała zachwytu tylu ludzi co córka jej siostry. Na czym polegała klątwa? Sprawiła ona, że świat stał się ponury. Chmury stały się ciemne, prawie czarne. Złote promyki słońca nie mogły docierać już na ziemię, ponieważ drogę odgradzały im chmury. Zamiast nich był deszcz, a czasem nawet grzmoty przechodzącej burzy. Lea, bo tak miała na imię młoda czarownica, była wtedy bardzo nieszczęśliwa. Świat stał się bowiem tak ponury i smutny, że wszystkie nadzieję na wspaniałą przyszłość prysły jak bańki mydlane. Nie było już przyszłości, była tylko pustka, ciemność, wielki żal i smutek, który przepełniał serca wszystkich. Nikt już nie zwracał uwagi na piękno, które pozostało jeszcze na ziemi. Zupełnie nikt…

I wtedy, kiedy nie było już żadnej nadziei, zjawiła się matka Lei. Nie mogła sprawić aby ludzie zaczęli znowu wierzyć w życie ani przepędzić ciemne chmury aby uwolnić choćby jeden promyk- nadzieję. Bowiem tylko wiara i szczęście ludzi mogło to uczynić. Ale mogła uczynić coś innego. Jednym machnięciem różdżki sprawiła, że zimny i ponury deszcz przemienił się w białe, lśniące gwiazdeczki, które jedna po drugiej pokrywały ziemię zmieniając ją w piękny, jasny i optymistyczny krajobraz. Ludzie widząc jakie piękno ich otacza przestali się smucić i stali się tacy jacy byli wcześniej, stali się szczęśliwi. Zaczęli znowu wierzyć w piękno i widzieli je we wszystkim co ich otaczało. Szczęście ludzi było coraz silniejsze aż w końcu posiadało taką moc by przepędzić ciemne chmury i uwolnić się od klątwy złej czarownicy. A wszystko to stało się za sprawą małych, białych gwiazdeczek. Śnieg, bo tak go później nazwano, stał się symbolem nadziei i wiary w dobro i przyszłość.

Amy skończyła opowiadać, nic nie mówiłam. Zastanawiałam się jak to się stało, że nigdy nie słyszałam tej historii. W końcu powiedziałam.

-Piękna historia…

-Tak… wiem, że to może wydawać się głupie, że wierzę w takie bajki… ale uważam, że są w niej elementy prawdy i zawsze kiedy spadnie śnieg przypominam sobie, że jeśli tylko mocno w coś wierzymy to to się na pewno spełni… Musi się udać… nie damy się temu kolesiowi… Voldemortowi… prawda?

Amy weszła do mojego łóżka i przytuliła się mocno. Ja zaczęłam głaskać ją po głowie, a na policzkach czułam swoje łzy.



***

Po śniadaniu udałyśmy się na błonia szukać chłopaków, bo nigdzie ich nie było. Zamek wyglądał wspaniale, cały pokryty był błyszczącym, białym puchem, tu i ówdzie przyozdobiony kryształowymi soplami. Jezioro pokryte było srebrną taflą lodową, a zakazany las nie wyglądał już tak strasznie gdy pokryła go biała warstwa śniegu.

-Gdzie oni są?!- zapytała ze złością Amy wpadając w dużą śnieżną zaspę.

Złapałam ją za ręce i wyciągając powiedziałam ze śmiechem.

-Wielcy Huncwoci, legenda Hogwartu poszli się rozerwać.

-Wielcy? Legenda?- zapytała ze zdziwieniem otrzepując się ze śniegu- trzeba ich szybko znaleźć i uświadomić, że są już dorośli i już dawno skończyli Hogwart.

Uśmiechnęłam się.

-Może poszli do Hagrida- powiedziałam widząc dymek wylatujący z jego chatki.

-To chodźmy zobaczyć, z chęcią się ogrzeję- powiedziała, a w tej samej chwili biała kulka ze śniegu uderzyła ją w plecy- Co to jest do…

Nie dokończyła, bo druga kulka uderzyła teraz we mnie, a trzecia już nadlatywała.

-Padnij!- krzyknęłam i obie rzuciłyśmy się na ziemię unikając kolejnych trzech kulek śniegowych.

Atak nagle się skończył, nastała cisza. Po chwili usłyszałyśmy cichy chichot dobiegający z za drzew. Amy szepnęła.

-Zrób sobie parę kulek.

-Po co?- zapytałam.

-Zrób!- nalegała i sam też zabrała się do lepienia.

Kiedy skończyłyśmy i byłyśmy już uzbrojone w parę kul, Amy znów szepnęła.

-Gdy policzę do trzech biegniemy z całej siły do tych drzew i… nawalamy jak najmocniej.

-OK.

-No więc raz… dwa…trzy…

Szybko wstałyśmy i pobiegłyśmy. Za drzewami byli, jak można było się spodziewać, huncwoci. Byli tak zaskoczeni i zdziwieni naszym atakiem, że zanim się obejrzeli już byli cali w śniegu. Niestety kulki szybko się skończyły, a naszych przeciwników było więcej więc po paru minutach walki, znowu leżałyśmy w śniegu, przygniecione chłopakami.

-Syriusz złaź ze mnie, bo powiem Dorcas, że mnie molestujesz!- krzyknęła Amy.

-No tak, ty byś chciała żeby leżał na tobie…

Syriusz nie zdążył nam powiedzieć kto powinien leżeć na Amy, bo James wsadził mu kulkę w twarz i spojrzał na niego znacząco. Syriusz zaczął się krztusić i nie wspomniał już na ten temat ani słowem.

Gdy trochę otrzepaliśmy się ze śniegu i zrobiło nam się zimno. Stwierdziliśmy, że najlepszym miejscem na ogrzanie i wysuszenie się jest chatka Hagrida. Gdy zapukaliśmy, gospodarz powitał nas bardzo serdecznie i poczęstował herbatą. Później przez długi czas opowiadaliśmy co u nas nowego i zanim się obejrzeliśmy już było ciemno, a herbaty którą piliśmy nie było.

-I mówicie, że dobrze jest wam w Londynie…

-Nie tak dobrze jak w Hogwarcie- powiedziałam z uśmiechem.

-No ale fajnie tak przyjechać i powspominać, nie?- zapytał Hagrid.

-No pewnie- powiedział z entuzjazmem James.

-Starzy huncwoci znowu w akcji- odparł Syriusz i zrobił gest, który prawdopodobnie miał na celu ukazanie jego muskułów.

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać aż nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy zamilkliśmy spoglądając na siebie. Kto to mógł być o tej porze? Hagrid powoli wstał i udał się do drzwi.

-Dobry wieczór Panie psorze- usłyszałam głos Hagrida kiedy otworzył drzwi.

Do środka wszedł Dumbledore.


*********************************************************************************




17. Powrót do Hogwartu.


Dwa dni po naszej rozmowie, pakowaliśmy się już do Hogwartu. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że chociaż na chwilę wrócę tam gdzie spotkało mnie tyle dobrego. Jednak z drugiej obawiałam się rozmowy z Dumbledorem, nie byłam pewna czy to wszystko ma jakiś sens. Gdy tak rozmyślałam do pokoju weszła Amy i zaczęła wywalać zawartość szafy na podłogę.

Zdziwiona zapytałam

 -Co ty robisz?

-Szukam- powiedziała nie przestawszy grzebać w szafie- szukam… czegoś… o chyba…. jest!

To powiedziawszy wyjęła z szafy coś co przypominało stary czarny koc. Amy stanęła na nogi i popatrzyła z dumą na starą szmatę, którą przed chwilą wyjęła z szafy.

-Co to?- zapytałam, a Amy zrobiła taką minę jakbym powiedziała coś bardzo nietaktownego.

Rozwinęła to „coś” i moim oczom ukazała się czarna szata z niebieskim herbem Ravenclawu na prawej piersi. Tym razem od razu domyśliłam się, że musiała być to jej stara szata z Hogwartu. Podbiegłam do niej i wzięłam szatę do ręki

-Ty ją jeszcze masz… – powiedziałam przyglądając się z sentymentem czarnemu strojowi.

-A ty nie?- zapytała ze zdziwieniem Amy.

Wstyd było się przyznać, ale nie wiedziałam gdzie była moja stara szata. Pewnie gdzieś u rodziców, ale gdzie dokładnie to nie miałam pojęcia. Po skończeniu Hogwartu przez jakiś czas bardzo tęskniłam za hogwartem i nie chciałam żeby cokolwiek przypominało mi o chwilach spędzonych tam, bo odrazu płakałam . Dlatego też schowałam gdzieś moją szatę i zapomniałam o niej. Będę musiała kiedyś odwiedzić rodziców i zabrać resztę rzeczy o których wcześniej zapomniałam. W końcu ta szata to dobra pamiątka.

-Już nie mogę się doczekać kiedy wrócę do starych kątów- powiedziała rozmarzona Amy.

-Ja też , zobaczymy Hagrida i jego chatkę, zakazany las, Wielką Salę….

-Nauczycieli…- powiedziała Amy powstrzymując się od śmiechu.

-Hendersona…- na dźwięk nazwiska naszego byłego nauczyciela od numerologii obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.

Do pokoju weszli James i Syriusz. Obaj byli bardzo zadowoleni i obaj ubrani w stare szaty z Hogwartu. James podszedł do mnie, pocałował w policzek i przytulił. Syriusz był trochę mniej wylewny w uczuciach. Zamiast tego z uwagą przyglądał się moim i Amy bagażom. Po chwili zapytał

-To wszystko zabieracie?

Spojrzałyśmy na niego ze zdziwieniem.

-A dlaczego nie?- zapytała Amy podchodząc do torby i pakując do niej kosmetyczkę.

-Hej! hej!- powiedział patrząc na nas jakbyśmy nic nie rozumiały.- My jedziemy tam tylko na jeden może dwa dni.

-Oj Syriusz, lepiej mieć za dużo niż za mało- powiedziałam.

-Lepiej dla kogo? Na pewno nie dla nas, bo na pewno nie wy będziecie to dźwigać tylko my- odparł Syriusz patrząc na Jamesa z nadzieją, że go poprze.

Jednak James milczał.

-Uwierz mi to i tak jak na dwie kobiety jest mało – powiedziała Amy i usiadła na fotelu.

-Nie ma mowy nie bierzecie tego wszystkiego-powiedział coraz bardziej zdenerwowany Syriusz.- Może byś mi łaskawie pomógł!- tym razem zwrócił się do Jamesa.

-Rzeczywiście dwie torby, dwie klatki i jeden koszyk to trochę dużo…- powiedział ostrożnie James.

Syriusz uśmiechnął się z satysfakcją.

-W torbach są najważniejsze rzeczy, w klatkach sowy a w koszyku kot, przecież nie możemy ich zostawić samych na tyle czasu- powiedziałam

Syriusz wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć, na szczęście do pokoju weszli Peter i Lupin.

-Jedziemy?- zapytał beztrosko Lupin.

-Jedziemy- powiedziała tym samym tonem Amy obejmując Lupina.

-Jedziemy- powiedział tym razem Syriusz głosem jakby miał zamiar zaraz rozszarpać wszystkich zebranych w pokoju.

 Po jakimś kwadransie kiedy James i Syriusz przebrali się w normalne ubrania i zapakowali wszystkie bagaże do samochodu udaliśmy się na stację King Cross na by tak jak za dawnych czasów z peronu 9 i ¾ udać się w podróż do Hogwartu. W pociągu czas płynął bardzo szybko, zanim się obejrzeliśmy już byliśmy w połowie drogi.

-… a później musimy koniecznie odwiedzić wrzeszczącą chatę- powiedział z entuzjazmem James.

-Ja wolałbym tam nie wracać- powiedział Remus zjadając czekoladową żabę, którą właśnie sobie kupił.

-No jak to? Nie chcesz wrócić tam gdzie kiedyś był twój drugi dom- powiedział Syriusz puszczając oko do Jamesa.

-Bardzo śmieszne- odparł Lupin i wrócił do czytania książki.

Na tym skończyła się nasza krótka rozmowa. Syriusz James i Peter zaczęli oglądać karty z czekoladowych żab. A ja wreszcie mogłam porozmawiać spokojnie z Amy.

-Jak dzieci…- powiedziała moja przyjaciółka patrząc na roześmianych chłopaków.

-Po co my tam właściwie jedziemy?- zapytałam ze smutkiem.

-Lily- Amy wpatrywała się we mnie pytająco.- Ty chyba nie masz żadnych wątpliwości co do celu naszej wizyty w Hogwarcie, nie?

Milczałam.

-Lily.

-Co ja mam mu powiedzieć?

-Wszystko co wiesz, nie martw się będziemy z tobą- powiedziała i przytuliła mnie mocno.



***

W Hogwarcie byliśmy wieczorem. Miło było widzieć te wszystkie stare kąty. Tęskniłam za tym wszystkim. Gdy tak szliśmy najpierw przez dziedziniec później przez zamek wszystkie wspomnienia wracały. Na szczęście były to same dobre wspomnienia. Pierwsze spotkanie z Jamesem, pierwsza randka, pierwszy pocałunek… Spędziłam w tamtym miejscu siedem lat, siedem wspaniałych lat pełen radości i smutków. Bardzo, naprawdę bardzo za tym wszystkim tęskniłam.

-Panna Evans? Panna Smith? Pan…- Profesor McGonagal aż zaniemówiła ze zdziwienia kiedy nas zobaczyła.

Szybko podeszliśmy i przywitaliśmy się z byłą nauczycielką.

-Co wy tu robicie?- zapytała.

-Musimy porozmawiać z profesorem Dumbledorem, jak najszybciej- powiedziała Amy.

-Ale… dyrektora nie ma w szkole- powiedziała McGonagal przyglądając się nam uważnie.

-A kiedy będzie? - zapytałam szybko.

-Nie prędzej niż za trzy dni- powiedziała patrząc na mnie z za okularów.

-To cała nasza podróż na marne- powiedział ze złością Syriusz kopiąc najbliżej stojący filar.

-Panie Black proszę się uspokoić, widzę, że się ani trochę nie zmieniliście przez te pół roku.

-Pani profesor, co my mamy teraz zrobić, to bardzo pilne- tym razem zabrał głos Lupin.

-No dobrze, możecie zostać w Hogwarcie do czasu aż dyrektor wróci… proszę się uspokoić!- powiedziała widząc jak James rzuca się ze szczęścia na Syriusza.

Gdy usłyszeli srogi głos nauczycielki od razu przestali się szamotać.

-Bardzo dziękujemy- powiedział James całując ją w rękę.- Jesteśmy bardzo wdzięczni

-Oj… przestań… lepiej chodźcie coś zjeść do Wielkiej Sali na pewno jesteście bardzo głodni- powiedziała niby obojętnie McGonagall, ale mogłabym się założyć, że jej policzki stały się czerwone.

Gdy weszliśmy do wielkiej Sali, poczuliśmy wzrok wszystkich tam zebranych. Przez chwilę nikt nic nie mówił, a w Sali była zupełna cisza.

-Proszę jeść - powiedziała szorstko McGonagall, a wszyscy zabrali się z powrotem do jedzenia kolacji. –Proszę za mną – zwróciła się do nas i zaprowadziła do stołu nauczycieli.

Wyczarowała sześć krzeseł i wskazała je żebyśmy usiedli. Szczerze mówiąc woleliśmy siedzieć przy stole dla uczniów ze starymi znajomymi, jednak nikt z nas nie miał odwagi powiedzieć tego nauczycielce. Po kolacji udaliśmy się do wskazanych nam przez McGonagall pokoi, jednak zanim jeszcze wyszłam z Wielkiej Sali usłyszałam przeraźliwy pisk. Gdy się odwróciłam okazało się, że to moja młodsza o rok koleżanka Sara biegnie żeby się przywitać

-Lily! To naprawdę ty?! – podbiegła i przytuliła mnie mocno.- Co ty tu robisz?

-Przyjechałam- odpowiedziałam spokojnie, uwalniając się z uścisków uradowanej koleżanki.

-I ONI też tu są?- zapytała patrząc na mnie znacząco.

-Kto?- zapytałam nie rozumiejąc o co chodzi.

-No wiesz… ONI… słynni Huncwoci… legenda Hogwartu….

-Nie wiem co w nich takiego niezwykłego, ale tak, przyjechali.

Sara uśmiechnęła się szeroko i rzuciła się na mnie obściskując mnie mocno.

-Spokojnie… udusisz mnie- powiedziałam próbując się uwolnić.

-Ty nie wiesz jak nudno jest bez nich, wszyscy tęsknią za wspaniałymi Huncwotami.

-Wszyscy znaczy kto? Bo na pewno nie Filch- powiedziałam ze śmiechem.

-Wszystkie dziewczyny.

-No tak, tego mogłam się spodziewać, ale muszę cię zmartwić trzej z czterech huncwotów są już zajęci. W tym jeden przeze mnie- dodałam z dumą.

-Ty i James jesteście znowu razem- powiedziała Sara siląc się na spokój.

Kiwnęłam głowa, a ona znowu rzuciła się mi na szyję. Gdy się wreszcie uwolniłam, powiedziałam

-Muszę już iść, pogadamy jutro. Do zobaczenia.

-Papa, jutro mi wszystko opowiesz i to ze szczegółami- odpowiedziała machając mi.

Wcale nie miałam ochoty opowiadać jej o tym co się stało przez te parę miesięcy.

W pokoju w którym miałyśmy spać czekała już Amy.

-No co tak późno- zapytała.

-Spotkałam znajomą- powiedziałam i rzuciłam się na łóżko.

Amy też się położyła.

-Fajnie, że tu jesteśmy…- powiedziała rozmarzonym głosem.

-No…- potwierdziłam to.

-Tęskniłam za tym wszystkim.

-Ja też –odpowiedziałam i poczułam, że odpływam.

 Udałam się w słodką krainę snów.


*********************************************************************************


niedziela, 27 stycznia 2013

16. Długa noc w ministerstwie.


-Widzieli Państwo kogoś podejrzanego?- spytał urzędnik ministerstwa takim tonem, jakby to go w ogóle nie interesowało. Z drugiej strony, kto normalny o drugiej w nocy jest zainteresowany pracą. Ludzie! Przecież to było morderstwo, a nie zwykła kradzież czy coś w tym stylu!! Jednak faktem było, że już od prawie trzech godzin siedzieliśmy w ministerstwie i opowiadaliśmy co się stało parę godzin temu. Właściwie to James głównie opowiadał, a ja siedziałam i gapiłam się w podłogę, bo nie mogłam wydusić z siebie żadnego sensownego zdania. W dodatku cały czas powracały do mnie obrazy które wiedziałam jeszcze w Hogwarcie .‘Czy to możliwe, że mogłam temu zapobiec? Może gdybym od razu poszła powiedzieć o tym Dumbledorowi to nie doszło by do tej tragedii’ Najgorsze było, że ja już kiedyś to widziałam, nie wiem kiedy i gdzie, ale widziałam już tą kobietę. Nie, to niedorzeczne.

-Mówiłem już, że nie- powiedział spokojnie James. Jak on to robi, że w każdej sytuacji jest taki spokojny i opanowany?! – Nikogo podejrzanego nie było, byli tam tylko zaproszeni goście i przyjaciele, nikt inny- powiedział już trochę bardziej szorstko James.

-No tak…- powiedział urzędnik zapisując coś w swoim starym, skórzanym notesie.- I na przyjęciu byli sami mugole, oprócz państwa?

-Tak, w końcu to był ślub mugoli.

-Ale rodzice pani wiedzą, że jest pani Czarownicą?- zapytał patrząc na mnie.

-Tak- powiedziałam zachrypniętym głosem.

-Dobrze…- zawołał swojego pomocnika i szepnął mu coś do ucha. Tamten pokiwał głową na znak, że zrozumiał polecenie i wyszedł.

-Co teraz macie zamiar zrobić? Będziecie go szukać?- zapytał James.

-Jeszcze nie mamy odpowiednich śladów, które mogły by nam podpowiedzieć kim jest sprawca, ale tak, postaramy się go znaleźć.

Nie wierzyłam własnym uszom. Nie mają odpowiednich śladów? Postarają się? Widocznie James myślał o tym samym, bo powiedział.

-Nie wiecie kim jest morderca?! Przecież na tej tablicy wyraźnie jest napisane, że niejaki Lord Voldemort jest sprawcą tego co się stało i jakoś nie kryje się z tym co zrobił. A wy macie zamiar tracić czas na jakieś głupie dochodzenia?! A jak znam życie to po tygodniu szukania włożycie tą teczkę, którą Pan teraz wypełnia do „Spraw Niewyjaśnionych” i będzie tam gniła przez kolejne dziesięć lat dopóki ktoś jej nie zniszczy. A Lord Voldemort, czy jak on tam ma, zabije kolejne dziesiątki osób. A co będzie jeśli to będzie pańska rodzina?! To nie są żarty i musimy coś zrobić, jeśli jeszcze nie jest za późno.

James skończył mówić. Nastała długa cisza. Widać było, że urzędnik nie wie co powiedzieć. James patrzył na niego uważnie czekając na jego reakcję, on patrzył na swój notatnik, a ja patrzyłam na tą całą sytuację i byłam strasznie dumna z Jamesa, że tak mu dogadał. W końcu urzędnik powiedział

-Nie ma powodów do obaw, ministerstwo się wszystkim zajmie, a teraz proszę wybaczyć, ale mam kolejnych świadków do przesłuchania- ‘Kolejnych świadków? O kim on mówi’ pomyślałam.

-Kim oni są?- zapytał James.

-Niestety to tajemnica służbowa i nie mogę państwu powiedzieć- powiedział oschle i z niechęcią w oczach.

-Tajemnica? Przecież i tak za chwilę zobaczymy jak będą tu wchodzić?!

-Ale ja nie mogę powiedzieć, a teraz dobranoc- to powiedziawszy wskazał nam wyjście.

Gdy wyszliśmy wreszcie odzyskałam głos i zapytałam Jamesa.

-Oni nic z tym nie zrobią, nie?- James nie odpowiedział, zamiast tego przytulił mnie mocno, ale ja i tak wiedziałam, że myśli o tym samym co ja myślę.

Nagle na korytarzu zobaczyłam trzy znajome osoby. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. ‘Co oni tu robią?!’ Przez korytarz szli mama, tata i Petunia. Wyrwałam się z uścisków Jamesa i pobiegłam do nich. Gdy mama mnie zobaczyła uśmiechnęła się blado i przytuliła mnie.

-Co wy tu robicie? -wyszeptałam.

-Wezwali nas, a właściwie przyprowadzili- powiedziała mama. Spojrzałam na Petunię, wyglądała okropnie, Oczy miała czerwone od płaczu, makijaż rozmazany, fryzurę zepsutą, a sukienkę pogniecioną. Żal mi jej było, mimo tego jaka była dla mnie i dla innych, tak samo marzyła o wspaniałym ślubie. Wszystkie jej marzenia zepsuł jeden wariat, który postanowił zabić sobie mugola.

-Kochanie, idź już do domu, jest już bardzo późno, a ty i James na pewno jesteście bardzo zmęczeni, idźcie spać. Jutro sobie porozmawiamy, dobrze?

Potrząsnęłam głową.

-Poczekamy- mama uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała po głowie. Później udali się w stronę pokoju w którym jeszcze przed chwilą byliśmy ja i James.

Podeszłam do Jamesa, usiadłam koło niego i przytuliłam się. Po kilku minutach zapytałam.

-Co teraz będzie?

-Nie wiem – powiedział. – Pierwszy raz w życiu boję się tego co będzie





***

Po jakiejś godzinie z gabinetu wyszli moi rodzice, a za nimi wyszła Petunia. Szybko wstałam i podbiegłam do nich.

-I co?- zapytałam.

-Zadali nam parę pytań, opowiedzieli co podejrzewają i powiedzieli, że możemy już iść do domu – powiedział spokojnie tata.

-Kochanie jutro się skontaktujemy i wszystko sobie opowiemy, a teraz chodźmy już spać, bo jesteśmy wszyscy bardzo zmęczeni.- powiedziała mama.

Po tych słowach mama i tata udali się w stronę wyjścia, Petunia jednak została. Patrzyła na mnie z wielką nienawiścią, patrzyła tak jak jeszcze nigdy nikt na mnie nie patrzył. W końcu powiedziała z gorzkim żalem.

-Pewnie cię to bawi… przyjemność sprawiło ci patrzenie jak wszystko się wali, wszystkie moje plany, marzenia… jak myślisz jak to wytłumaczę Vernonowi? Jak mu powiem, że nasz ślub został zniszczony przez dziwaka, takiego samego jakim jest moja siostra i wszyscy jej znajomi.- James wstał gwałtownie, Petunia spojrzała na niego z pogardą i mówiła dalej.- Jak mogłaś mi to zrobić? Nienawidzę cię, nienawidzę cię i wszystkiego co jest z tobą związane- to powiedziawszy splunęła mi pod nogi i wyszła.





***



W domu byliśmy około szóstej rano. Byłam w fatalnym stanie. Od spotkania z Petunią cały czas płakałam . Nie pomagały mi pocieszenia Jamesa i zapewniania, że to co ona powiedziała to była nie prawda i ona tak nie myślała, chciała tylko wyładować na kimś swoją złość. W domu czekali na nas Amy, Syriusz, Remus i Peter. Wszyscy bardzo przejęci siedzieli w pokoju i milczeli.

Gdy weszliśmy z Jamesem wszyscy zerwali się żeby nas powitać. Wszyscy, oprócz Petera, który wydawał się być najbardziej spłoszony. Wyglądał nerwowo przez okno, jakby w każdej chwili spodziewał się ataku. Amy rzuciła mi się w ramiona i szepnęła.

-Czekaliśmy na was z chłopakami przez całą noc, jak dobrze, że już jesteście.- Po tych słowach zrobiło mi się trochę lepiej, wiedziałam że mam przyjaciół na których w każdej chwili mogę liczyć.

 Usiedliśmy. Amy zrobiła wszystkim mocnej kawy, a James opowiedział o tym co się stało.

-Straszne….- powiedziała Amy gdy James skończył.- I ministerstwo dalej uważa, że to nic poważnego?

-Na to wygląda- odpowiedział James. – Nic do nich nie dociera.

- I nic nie możemy zrobić?!- powiedział buntowniczo Syriusz.

-Wygląda na to, że nic- powiedział Lupin.

Peter nie brał udziału w rozmowie, cały czas wyglądał przez okno.

-Jest coś co możemy zrobić- powiedziałam nagle. Wszyscy patrzyli na mnie pytająco – musimy jechać do Hogwartu, do Dumbledora.


*********************************************************************************


           

15. Ślub.

-Lily! Lily obudź się zaspałaś!

 -Co…?- powiedziałam nieprzytomnie otwierając jedno oko.

Amy stała przed łóżkiem i krzyczała żebym wstała.

 -Zaspałaś.

-Zaspałam?- zapytałam zdziwiona nie wierząc własnym uszom. - Która godzina?

-Już 10, wstawaj Lily!- powiedziała zdzierając ze mnie kołdrę.

-Amy… o ile pamiętam ślub jest na 14- powiedziałam próbując znowu zasnąć.

-No właśnie!- krzyknęła nie dając za wygraną.- Zanim się wystroisz to już będzie po ślubie

 -Przecież mam już wszystko przygotowane.

-Ty nic nie rozumiesz! Dzisiaj jest wyjątkowy dzień- powiedziała z dziwnym uśmiechem.

Nie wiedziałam o co jej chodzi i szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to. W tamtym momencie marzyłam tylko żeby znowu położyć się w łóżku pod ciepłą kołderką i udać się w krainę snów. Niestety, tego dnia nie było mi chyba dane długo spać.

-Lily!!!!! Wstawaj!!!!- krzyknęła Amy.- Nie słyszałaś dzisiaj jest dla ciebie bardzo ważny dzień!

-Wiesz, chyba dzień ślubu mojej siostry nie jest dla mnie aż tak ważny, różni się tylko tym, że…

-Nie o to chodzi. Dzisiaj James….- oczy Amy nagle zrobiły się ogromne, zatkała sobie usta ręką i patrzyła na mnie z przerażeniem.

-Co zrobi dzisiaj James? Wiesz coś o czy ja nie wiem?- zapytałam podejrzliwie.

Amy potrząsnęła głową i zabrała się do robienia śniadania. Nic więcej nie mogłam z niej wyciągnąć. Ciekawe co takiego miał zrobić dzisiaj Potter?



***


Rzeczywiście, tak jak mówiła Amy, ledwo się ubrałam i przygotowałam do wyjścia, już w drzwiach stał James czekając na mnie. Wyglądał bardzo przystojnie w tym garniturze. Podeszłam do niego, a on uśmiechnął się do mnie, powiedział że pięknie wyglądam i dał mi piękną czerwoną róże. Potem pożegnaliśmy się z Amy, ona życzyła nam dobrej zabawy i już byliśmy w samochodzie jadąc do domu moich rodziców w którym miał się odbyć ślub. Jechaliśmy w milczeniu, nie mogłam zdradzić, że wiem o niespodziance którą szykuje mi Potter, ale cały czas myślałam o tym. Co to mogło być? W końcu odważyłam się poruszyć temat, który od dawna nie dawał mi spokoju.

-James… Wiesz, że na ślubie będą moi rodzice?

-No, to raczej normalne w końcu to ślub ich córki.

-Będzie tam mój tata.

-Domyślam się- stanęliśmy na światłach, James spojrzał na mnie. -Lily, o co chodzi?- patrzył na mnie uważnie.

-Nie boisz się tego spotkania… z nimi?

-Boję się- znowu ruszyliśmy Potter dalej mówił.- Ale kiedyś musiało dojść do tego spotkania przecież kochamy się, a twoi rodzice mają prawo o tym wiedzieć.

-Tak…- jednak to nie rozwiało moich obaw.- Ty nie wiesz jaki mój ojciec potrafi być, do dzisiaj pamiętam jego spotkanie z pierwszym chłopakiem Petunii.

-Poradzę sobie- powiedział krótko.


***


Gdy byliśmy wreszcie na miejscu nadeszła ta chwila, której tak bardzo się obawiałam. Wysiedliśmy z samochodu i usłyszeliśmy uradowany głos mojej mamy.

-Lily kochanie, tak się cieszę, że już jesteście- uściskała mnie i spojrzała z zaciekawieniem na Jamesa.

Po chwili podszedł też mój tata. Dał mi buziaka i podał rękę Potterowi. Może mi się wydawało, ale jego uścisk był o wiele silniejszy niż zwykle. Gdy przedstawiłam Jamesa rodzicom. Zapadła niezręczna cisza. Tata piorunującym wzrokiem patrzył na mojego ukochanego, a James niczym nie zniechęcony rozglądał się dookoła uśmiechając się. W końcu odezwała się mama.

-Kochanie, może oprowadzisz Jamesa i poznasz go z niektórymi osobami, a ja z Lily pójdziemy zobaczyć jak tam Panna młoda ?- powiedziała zwracając się w stronę mojego ojca.

-Tak…- powiedział powoli, przyglądając się chłopakowi.- Porozmawiamy sobie, to chodźmy.

Potter przesłał mi pogodny uśmiech i poszedł za tatą. Wiedziałam, że nie jest mu teraz do śmiechu, dlatego ten uśmiech był dla mnie bardzo ważny. Skierowałyśmy się z mamą w stronę pokoju Petunii.

-To ktoś ważny dla ciebie- powiedziałam mama z lekkim uśmiechem.

Ja potwierdziłam to co powiedziała kiwnięciem głowy.

-Bardzo go kocham.

-On ciebie też, to widać. W końcu bez protestu udał się na rozmowę z twoim ojcem. A to na pewno nie było łatwe.

Uśmiechnęłam się blado.

-Nie martw się nie będzie tak źle- pocieszała mnie mama.

-Wiem, ale i tak się boję.

Weszłyśmy do pokoju gdzie stała Petunia, a właściwie leżała. Leżała i płakała. Dlaczego płakała? Z tego co zrozumiałam z jej łkania to bała się ślubu, mówiła, że sukienka jest brzydka i wszystko ogólnie jest beznadziejne. Kiedy udało nam się ją uspokoić i przekonać, że pięknie wygląda, zdecydowała się wyjść i udać do kościoła. Wyszłyśmy za nią i wsadziłyśmy ją do wynajętego, białego i ślicznie udekorowanego samochodu. Później zaczęłam szukać Jamesa. Przez dłuższy czas nie mogłam go znaleźć, zaczęłam już nawet myśleć co tata mógł zrobić z moim chłopakiem gdy wreszcie znalazłam go. Okazało się, że Potterowi bardzo spodobało się towarzystwo mugoli i właśnie rozmawiał, a właściwie rozśmieszał mojego kuzyna Sama. Gdy wreszcie udało mi się dojść do słowa i powiedzieć, że od dawna powinniśmy być już w kościele, ruszyliśmy w stronę samochodu.

-I jak było?- zapytałam niepewnie gdy wsiadaliśmy.

-Spoko- odpowiedział odpalając samochód.

Nic oprócz tego, że było ‘Spoko’ nie udało mi się dowiedzieć, więc stwierdziłam, że nie było tak źle i prawdopodobnie mam jeszcze chłopaka. Resztę drogi opowiadał mi jacy to mugole są fascynujący i ciekawi. Co takiego fascynującego jest w mugolach? Nigdy nie mogłam tego zrozumieć. Ślub był wspaniale zorganizowany. Było tak pięknie i wzruszająco, że aż się pod koniec rozpłakałam. Było to bardzo dziwne, bo nigdy nie przypuszczałam, że będę płakać na ślubie Petunii. Szczerze mówiąc to nawet nie przypuszczałam, że będę na jej ślubie. Na weselu też było bardzo fajnie. Poznałam wielu miłych ludzi i mniej miłe koleżanki Petunii, które nie traktowały mnie zbyt przyjaźnie. Poznałam też Vernona- męża mojej siostry i co mnie zdziwiło to to że okazał się być miły. Gdy wieczorem wszyscy już powoli rozchodzili się, James wziął mnie za rękę i zaprowadził do ogrodu. Wiedziałam, że postanowił powiedzieć mi to o czym wspominała rano Amy. Usiedliśmy na ławce przed moim domem. James złapał mnie za ręce i patrzył głęboko w oczy. Wiedziałam, że chce mi powiedzieć coś bardzo ważnego. Tylko Co to było?

 -Lily… –zaczął. - Wiesz, że jesteś mi bardzo bliska i kocham cię najbardziej na świecie i wiem… Jestem pewien, że to ty jesteś tą jedyna… Tą na całe życie, ostatnio było nam ze sobą bardzo dobrze i wiem, że to może trochę za wcześnie, ale uważam, że nie warto tego przeciągać…

 ‘Do czego on zmierza?’- pomyślałam.

-… chcę tylko zapytać czy zechciałabyś….

 Nie dowiedziałam się o co chodziło, bo nagle rozległy się straszne krzyki. Razem z Potterem wstaliśmy jakby ławka nas poparzyła. Pobiegliśmy na drugą stronę ogrodu. Panował tam kompletny chaos, wszyscy byli przerażeni i biegali we wszystkie strony i krzyczeli. Potter trzymając mnie kurczowo za rękę pociągnął w stronę dużej grupki osób wpatrujących się w coś będące koło okna domu moich rodziców. Gdy dopchaliśmy się do tego miejsca, zobaczyliśmy co takiego tak bardzo przeraziło wszystkich gości. Na ziemi leżała kobieta, była martwa, nie było widać żadnej krwi ani nic takiego. Najbardziej moją uwagę przykuły jej oczy, oczy przepełnione przerażeniem. Później zobaczyłam coś co przeraziło mnie jeszcze bardziej. Na ścianie widniał napis :

„ CZARNY PAN JEST JUŻ GOTÓW ZAPANOWAĆ NAD WSZYSTKIMI, JEST GOTÓW MORDOWAĆ I TORTUROWAĆ ABY TYLKO OSIĄGNĄĆ SWÓJ CEL, STRZEŻCIE SIĘ WSZYSCY JEGO WROGOWIE BO LORD VOLDEMORT NIE COFNIE SIĘ PRZED NICZYM, JEST NAJSILNIEJSZY I NIKT GO NIE POWSTRZYMA .”


*********************************************************************************


sobota, 26 stycznia 2013

14. Przygotowania do ślubu i wyznanie Amy.


Ślub Petunii zbliżał się nieuchronnie, a ja bardzo bałam się tego wydarzenia. Nie wiedziałam czy powinnam tam iść.

-A dlaczego nie?- zapytała Amy kiedy opowiedziałam jej o moich wątpliwościach.

-Ona mnie nie chce na swoim ślubie- powiedziałam mieszając kawę, którą właśnie sobie zrobiłam.- Wystarczy mi to jak mnie potraktowała ostatnio, nie mam zamiaru znowu znosić tych zaczepek z jej strony.

-Lily, pamiętaj, że to twoja siostra…

-I co z tego? Nie zachowuje się jak prawdziwa siostra.

-A ty się tak zachowujesz? - Amy spojrzała na mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przecież ja jestem dla niej miła, a raczej byłam, kiedyś, kiedy… byłyśmy małe. Ale co ma moje zachowanie do jej ślubu.

-A co ja mam z tym wspólnego? To nie ja zaczęłam.

-Nieważne kto zaczął, ale kto skończy. Lily przecież wiesz o co mi chodzi…

Wiedziałam, wiedziałam co Amy ma na myśli. Dopóki ze sobą szczerze nie porozmawiamy to nie będzie między nami dobrze. A tak bardzo tego chciałam.

-No dobra, postaram się być dla niej miła, ale to pewnie i tak nic nie da.

-A ja mogę się założyć, że da. Idź na ślub i spróbuj.

-Nie mam się w co ubrać- szukałam powodu do nie pójścia.

-To sobie coś kup, masz jeszcze całe trzy tygodnie na znalezienie czegoś.

-A z kim pójdę?

-To chyba nie jest problem, z Jamesem.

-I będę musiała poznać go z moją rodziną…- w wyobraźni pokazał mi się obraz miny mojego taty jak przedstawiam mu Jamesa.

-Kiedyś musisz im go przedstawić, a to najlepsza okazja.

Miała racje, dlaczego ona zawsze ma rację?! Dalszą część rozmowy przerwało nam pukanie do drzwi. Był to Lupin. Gdy otworzyłam patrzył na mnie z niepewnością. Tym razem był spokojny, opanowany i poważny, taki jakiego znałam przedtem. Jednak w jego oczach dalej można było dostrzec żal i rozgoryczenie. Staliśmy tak przez dłuższy czas i patrzeliśmy na siebie. Dlaczego miałam opory żeby wpuścić go do domu?! Dlaczego?! W końcu Remus odezwał się pierwszy. Jego głos był stanowczy, ale nie natarczywy.

-Możemy porozmawiać?- kiwnęłam głową i wpuściłam go do mieszkanie.

Gdy usiedliśmy znowu pierwszy odezwał się Lupin.

-Chciałem cię przeprosić… za moje wczorajsze zachowanie.

-Nie ma sprawy- powiedziałam patrząc jak kotek obwąchuje doniczkę z kwiatem stojącą na ziemi.

-Zachowałem się jak niedojrzały smarkacz.

-Naprawdę nie gniewam się, każdemu się zdarza- teraz kotek usiadł mi na kolanach.

Dlaczego nie mogłam spojrzeć mu w oczy? Dlaczego się go bałam? Przecież on jest moim przyjacielem. A to, że jest wilkołakiem wiem już od roku. Nigdy mi to nie przeszkadzało, więc dlaczego teraz tak dziwnie się czułam?

-To dobrze.

Milczeliśmy. Dlaczego milczeliśmy? Dlaczego nikt z nas nic nie mówił? Dlaczego ja nic nie mogłam z siebie wydusić? Dlaczego jako przyjaciółka nie mogłam powiedzieć mu nic miłego, pocieszyć go? Po chwili Lupin wstał i powiedział.

-To ja może lepiej już pójdę- powiedział, a w jego oczach można było dostrzec nadzieję, że go zatrzymam.  Ja jednak tego  nie dostrzegłam.

-Dobrze, jak chcesz- powiedziałam i wstałam, żeby go odprowadzić. Remus nic nie powiedział tylko patrzył na mnie ze smutkiem.

Na szczęście do pokoju weszła Amy i rozwiała grobową atmosferę, która nas otaczała. Przywitała się radośnie z Lupinem i zaproponowała, żeby jeszcze został. A gdy odmówił , zaproponowała mu spacer i tak długo go namawiała, że w końcu musiał się zgodzić. Wyszli, ja zostałam, nie mogłam iść. Pobiegłam do pokoju i zaczęłam płakać. Czułam się podle, dlaczego tak postąpiłam. Biedny Lupin.





***

Wiele dni zajęło mi szukanie odpowiedniego stroju na ślub mojej siostry, szukałam w wielu mugolskich sklepach. Byłam też na Pokątnej, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiedniego stroju.

-Będę musiał pójść tam we fraku?- zapytał za wstrętem w głosie James, kiedy byliśmy w kolejnym już tego dnia sklepie.

-No może nie we fraku, ale w jakimś ładnym garniturze- powiedziałam śmiejąc się.

-Nie wyobrażam sobie siebie w tym stroju- powiedział krzywiąc się i patrząc na przechodzącego mugola w szarym garniturze i granatową muszką.- A ta dziwna kokardka?- zapytał z lekką obawą.

-Nie, ty będziesz miał krawat- powiedziałam wybierając zieloną sukienkę i kierując się w stronę przymierzalni- nie martw się i tak będziesz bardzo przystojny- powiedziałam dając mu buziaka i wchodząc do przymierzalni.

Sukienka okazała się być bardzo ładna i dobrze na mnie leżała, więc wyszliśmy ze sklepu z sukienką i ze świadomością, że jeden problem mamy już z głowy. Gdy wyszliśmy przed sklepem stali Amy i Remus jednak byli tak pochłonięci sobą, że nas nie zauważyli. Gdy chciałam do nich podejść James złapał mnie za rękę i pociągnął w drugą stronę.

-Co robisz?!- zapytałam zdziwiona.

-Lepiej im nie przeszkadzać- powiedział z lekkim uśmiechem patrząc się na nich.

-Dlaczego?

-Zobacz jak miło im się rozmawia.

 Popatrzyłam na Amy i Remusa, rzeczywiście wydawali się oboje bardzo sobą zajęci. Gdybym ich nie znałam mogłabym pomyśleć, że są parą.

-Nie chcesz chyba powiedzieć, że oni…

-Lunatyk potrzebuje teraz kogoś bliskiego.

-Nie to niemożliwe, powiedziałaby mi o tym.

-A zauważyłaś jak często teraz spędzają ze sobą czas?

 Miał racje, ostatnio przez całe dni nie było Amy w domu. Ale to nie możliwe.

-Ale ona ostatnio spotykała się z Mike’em- powiedziałam.

-Ale teraz jest z Remusem…

Nie wiedziałam co o tym myśleć. Możliwe, że Amy i Remus byli sobie coraz bliżsi, ale przecież ona zmienia chłopaków prawie co tydzień. Co będzie jeśli będzie tak samo z Lupinem. Musiałam z nią poważnie porozmawiać żeby nie zrobiła czegoś czego później mogłaby żałować. Nie chciałam żeby zraniła Remusa i tak cały czas ktoś się od niego odwracał.





***

Amy wróciła koło 21. Czekałam na nią zastanawiając się jak zacząć tą rozmowę. Na szczęście gdy wróciła powiedziała.

-Lily, musimy porozmawiać, muszę ci coś powiedzieć.

-Wiem- powiedziałam krótko.

- Napijesz się czegoś- zapytała wstając.

- Może później, co chcesz mi powiedzieć?

Amy usiadła i cała przejęta patrząc mi głęboko w oczy powiedziała.

-Lil, zakochałam się- byłam zdumiona tym co usłyszałam, Amy zakochana. Owszem umawiała się z chłopakami, nawet często, ale nigdy nie zakochała się tak żeby być z kimś na stałe.

-To coś poważnego?- zapytałam powoli.

Amy kiwnęła głową.

-On jest wspaniały. Spotykam się z nim już jakiś czas i… Lily ja go naprawdę kocham. On jest taki dojrzały, opiekuńczy i przystojny…

Milczałam, Amy dalej mówiła.

-Ale mam wątpliwości czy powinniśmy być razem, wiesz on nie jest taki jak my… znaczy jest, zewnętrznie… Czuję jak bardzo go kocham, bo cały czas o nim myślę i nie mogę przestać. Jak go nie widzę przez dłuższy czas to wariuję, po prostu kocham go i wiem, że on czuje do mnie to samo. Powiedział mi to dzisiaj, ale ja teraz zaczynam mieć wątpliwości. Nie wiem czy nam się uda. Nie wiem czy się nie mylimy co do naszego uczucia.

 Dłużej nie mogłam czuć tej niepewności i zapytałam

-Kto to jest?

-Lily, wolałabym ci jeszcze nie mówić, jeszcze nie teraz, powiem ci jak to wszystko sobie poukładam, zrozum proszę.

Rozumiałam, bo wiedziałam jak sprawy sercowe mogą być skomplikowane. Jednak wiedziałam o kim mówiła. Wiedziałam, opis dokładnie zgadzał się tylko z jedną osobą.

************************************************************************



piątek, 25 stycznia 2013

13. Remus i kotek.


- No dalej, otwieraj- popędzała mnie Amy.
‘Dlaczego Petunia pisze do mnie list? Przecież nigdy nie pisała. Może się coś stało? Może coś z rodzicami?’ Bałam się otworzyć ten list, dlaczego? Nie wiem, przecież gdyby coś się stało nie Petunia sama by mi to powiedziała. Nie pisałaby o tym w liście. Jednak chyba trochę rozsądku ma. Odłożyłam list z powrotem na stół.
-Co robisz?- zapytała ze zdziwieniem Amy.
-Nie chcę go otwierać- odpowiedziałam.
-Dlaczego?- Amy wytrzeszczała na mnie oczy ze zdziwienia.
-Petunia do mnie nigdy nie pisała i nie napisałaby gdyby nie miała powodów.
-Może ma.
-No właśnie, pewnie coś z moimi rodzicami, albo nie wiem…
-Może te powody nie są złe tylko dobre, pomyślałaś o tym?
Nie pomyślałam. Nie pomyślałam, bo niby dlaczego Petunia miałaby pisać o czymś dobrym, przecież największą przyjemność sprawia jej przekazywanie mi złych wiadomości. Nigdy jeszcze nie powiedziała mi nic miłego. Zawsze była pierwsza do przekazania mi, że mam karę, że nie wyjdę z domu, bo rodzice mi nie pozwalają, że nie wyjeżdżamy nigdzie na wakacje. Zawsze, nawet jak wiadomość była zła także dla niej, zawsze ona mi o tym mówiła. A teraz nagle ma mi przysłać list z dobrą wiadomością? Nie to niemożliwe.
-Otwórz to zobaczysz- zaproponowała Amy.- Kiedyś przecież musisz to zrobić- dodała widząc, że nie zamierzam otworzyć koperty.
Powoli wzięłam ją do ręki i rozerwałam. W środku była biała tekturowa kartka na której napisane było „Zaproszenie”
Otworzyłam i przeczytałam.

KU RADOŚCI PRZYJACIÓŁ ZA POZWOLENIEM NAJBLIŻSZYCH

ROZPOCZNĄ WSPÓLNĄ DROGĘ  ŻYCIA

PETUNIA EVANS

I

VERNON DURSLEY

SLUBUJĄC SOBIE MIŁOŚĆ I WIERNOŚĆ

DNIA 27 LISTOPADA O GODZINIE 14.00

W KOŚCIELE ŚW. ANNY W LONDYNIE

NA TĄ UROCZYSTOŚĆ ZAPRASZAJĄ

                                  RODZICE I NARZECZENI



Siedziałam i gapiłam się na zaproszenie oniemiała. Moja siostra wychodzi za mąż? Dałam kopertę Amy żeby przeczytała. Gdy to zrobiła zapytała.
-Twoja siostra wychodzi za mąż?
-Na to wygląda- powiedziałam siląc się na spokój.
-Wiedziałaś o jej planach?
-Nie, późno już chodźmy spać- powiedziałam i wstałam od stołu.
Gdy się położyłam było już koło 3 w nocy. Jednak ja nie mogłam spać. Cały czas myślałam o tym zaproszeniu, a właściwie nie o nim, ale o mojej siostrze. ‘Co się stało? Dlaczego dowiaduję się o ślubie mojej siostry w taki sposób, jakbym była kimś obcym? Dlaczego nie powiedziała mi tego osobiście? Dlaczego nie poprosiła żebym była jej świadkiem, żebym pomogła w przygotowaniach do ślubu. Dlaczego nie jesteśmy ze sobą tak blisko jak powinny być ze sobą siostry? Dlaczego? Co się stało?’

***
 Następnego dnia kiedy wracałam z pracy miałam zamiar iść do domu moich rodziców, zapytać czemu nie powiedzieli mi wcześniej, wyjaśnić wszystko, poukładać. Jednak kiedy zapukałam do drzwi, rodziców nie było, a drzwi otworzyła Petunia. Nie powitała mnie zbyt przyjaźnie.
-Cześć- powiedziałam żeby przerwać jej przeszywające spojrzenie.
-Cześć- odpowiedziała bez zbytniego entuzjazmu.
-Dostałam twoje zaproszenie- powiedziałam zastanawiając się czy raczy wpuścić mnie do środka. Nie raczyła, zamiast tego krótko odpowiedziała.
-To dobrze, tak myślałam, że w tym tygodniu powinno dojść.
-Nie pomyślałaś, że łatwiej by było dać mi je osobiście?- zapytałam.
-Dla mnie łatwiej było je wysłać pocztą.
-Gratuluję, mam nadzieje, że wam się będzie wszystko układać- powiedziałam z udawanym uśmiechem.
-Też mam taką nadzieję.
Pomyślałam, że dopóki nie ma w domu rodziców nie da się z nią porozmawiać, więc pożegnałam się i udałam się w stronę domu. ‘Dlaczego ona tak się zachowuję? Dlaczego nie możemy normalnie porozmawiać’ rozmyślałam tak przez długi czas aż nagle stwierdziłam, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się na chodniku stał mały rudy kotek. Patrzył na mnie niewinnie i mruczał tak głośno, że aż ja słyszałam. Na początku chciałam go pogłaskać, ale później pomyślałam ‘Lily, nie wiesz, że to może być animag a nie zwykły kot, popatrz na Łapę, Glizdogona i Rogacza’ Szybko cofnęłam rękę i poszłam dalej. Jednak przez całą drogę czułam, że kot idzie za mną. Pod domem odwróciłam się i powiedziałam do kota.
-Jeśli jesteś animagiem to radzę żebyś nie łaził za mną- kot gapił się na mnie ze zdziwieniem. ‘Czy taki malutki, słodziutki kotek może być animagiem? Nie’ pomyślałam i wzięłam kotka na ręce. Szczęśliwy zwierzak zaczął ocierać się o moją rękę i mruczeć jeszcze głośniej. Po chwili odłożyłam go z powrotem na ziemię.
-Idź już, idź do domu- powiedziałam do rudego zwierzaka, jednak on nie miał zamiaru mnie opuścić, stał gapiąc się na mnie.
- No idź, nie mogę cię wziąć do domu jeśli masz już właściciela- powiedziałam odpędzając go. Ani drgnął. Nagle ktoś zasłonił mi oczy i zaczął całować po szyi.
-James…- powiedziałam bez zastanowienia.
-Tak?- powiedział odsłaniając mi oczy i przytulając mocno.
-Co tu robisz?
-Wracam do domu, a ty…- zapytał patrząc podejrzliwie na kota.- Bawisz się z kotem?
-Chodzi za mną i nie chcę odejść- powiedziałam przyglądając się kotkowi.
-To go weź do domu- zaproponował.
-A jak on ma już właściciela.
-Jak miał dobrego właściciela to sam do niego wróci, a jak nie to zostanie z tobą- powiedział i wziął kotka na ręce.- Chodź.
Nie byłam pewna czy dobrze robimy biorąc kotka do siebie jednak nie protestowałam i poszłam za nimi. Gdy byliśmy już na korytarzu przed naszymi mieszkaniami usłyszeliśmy głosy, a właściwie krzyki.
-Spokojnie, na wszystko jest jakieś proste rozwiązanie- powiedział Syriusz pocieszając kogoś.- To nie jest koniec świata!
-To jest już koniec, nic nie da się zrobić, wszędzie gdzie się pojawię traktują mnie jak wyrzutka, jak kogoś gorszego!- teraz słyszeliśmy krzyk Remusa. Lupin przyjechał?!
-My cię tak nie traktujemy!
-Tylko wy i Dumbledore mnie tak nie traktujecie, ale wszyscy inni tak! Jak ja mam tak żyć?!
-Nie użalaj się tak nad sobą! Możesz przecież mieszkać z nami, znajdziesz sobie nową pracę!
-Jak ty sobie to wyobrażasz wilkołak mieszkający w środku miasta!
-Nie tak głośno, nie wszyscy muszą nas słyszeć!
-A co wstydzisz się, że jestem wilkołakiem?! Niech wszyscy o tym wiedzą. TAK JESTEM NIM!!JESTEM WILKOŁAKIEM ! W PEŁNIĘ KSIĘŻYCA ZMIENIAM SIĘ W STRASZNEGO POTWORA. SŁYSZYCIE?!
James szybko oddał mi kotka i wszedł do mieszkania, ja jednak nie mogłam się ruszyć. Nigdy jeszcze nie widziałam Remusa w takim stanie, zawsze był spokojny i opanowany, a teraz… Stałam ja wryta patrząc przez otwarte drzwi jak James próbuje uspokoić lupina.
-Uspokój się!!
-ZOSTAWCIE MNIE, PRZECIEŻ JESTEM WILKOŁAKIEM ! WILKOŁAKA LEPIEJ NIE DOTYKAĆ!!!! – krzyczał coraz głośniej.
-Jesteśmy twoimi przyjaciółmi!- krzyknął James.
-LEPIEJ SIĘ ZE MNĄ NIE PRZYJAŹNIĆ!! BO JA JESTEM….- nagle nasze spojrzenia się spotkały. Lupin patrzył na mnie i przestał krzyczeć. Po prostu się na mnie patrzył. Jego wzrok był smutny i za razem pełen złości. Wyrwał się z uścisków Syriusza i Jamesa i pobiegł do innego pokoju. A ja po prostu stałam, stałam, bo po tym co zobaczyłam czułam jakby nogi wrosły mi w ziemię.
***




A tu taka nowość, pod każdym wpisem będę dodawać zdjęcie jak wyglądała Lily.
Tutaj akurat wracała z pracy więc ma na sobie sweterek, eleganckie spodnie, baletki i luźną różową kurtkę.

środa, 23 stycznia 2013

12. Dziwna księga i tajemniczy list.

Za drzwiami stał…

-Potter!- krzyknęłam zdziwiona i westchnęłam z ulgą.

James stał przed drzwiami i widocznie chciał mnie przeprosić za to, że wczoraj obściskiwał się z tą dziewczyną w ministerstwie.

-Lily… ja chciałem cię przep… – nie dokończył bo wciągnęłam go do środka i rozglądając się czy na korytarzu nie ma nikogo zamknęłam drzwi. -Lily co jest?- zapytał zdziwiony James.

-Lepiej nie mówić- odpowiedziałam prowadząc go do pokoju gdzie była Amy.

-Jeśli chodzi o wczoraj to sama wiesz, że musiałem ją jakoś zająć, a to był najlepszy… kto to jest?! – krzyknął zdziwiony widząc listonosza nieruchomego na podłodze.

-Listonosz, widział nasze różdżki więc musiałyśmy jakoś go zatrzymać- odpowiedziałam.

-Wiecie, że jesteście w poważnych tarapatach- powiedział James.

-Wiemy- powiedziałam przytulając się do niego.- Co mamy teraz zrobić?- zapytałam.

-Nie wiem, może wymazać mu pamięć.

To było najlepsze co mogliśmy wtedy zrobić, wymazać mu pamięć i sprawić żeby wszystko zapomniał. Tylko jak?

-Pamiętacie jakieś zaklęcie- zapytałam modląc się w duszy, żeby odpowiedz była twierdząca. Niestety oboje potrząsnęli głową.

-To mamy problem.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu zastanawiając się co zrobić. W końcu odezwał się Potter.

-Może zawołam Łapę?

-A on zna jakieś zaklęcie?- zapytała z nadzieją Amy

-Nie wiem, ale warto zapytać.

-To idź po niego- powiedziałam. James wyszedł, a ja spojrzałam na tego biednego, sztywnego chłopaka. Mogłyśmy pozwolić mu wyjść miałybyśmy mniejsze kłopoty. Po chwili do pokoju wszedł James i Syriusz. Widocznie Potter opowiedział już mu co się stało, bo nie był zdziwiony.

-I co chcecie żebym wymazał mu pamięć…- powiedział powoli. Wszyscy pokiwaliśmy głową. -Gdyby był tu Lunatyk to na pewno dałoby się coś z tym zrobić.

-Ale nie ma go-powiedziałam.

-To fakt- stwierdził Syriusz. -Ale ja wam nie pomogę.

- Dlaczego?- zapytała Amy.

-Nie znam żadnego zaklęcia na wymazywanie pamięci, wiecie że to zaklęcie przeznaczone tylko dla nielicznych.

-Wiemy, ale przecież wy jesteście huncwotami- powiedziałam.

-To fakt- powiedział Syriusz.

-Dla was nie ma przeszkód, nie ma zakazów i teraz chcesz mi powiedzieć, że nie znacie prostego zaklęcia na wyczyszczenie pamięci.

-Tak

-to wielkie dzięki za pomoc, Amy niestety musimy sobie same poradzić.

-Czekaj, czekaj spokojnie nie gorączkuj się tak, możemy spróbować wam pomóc.

-Jak?- zapytałam.

-Bardzo was lubimy dlatego możemy pożyczyć wam naszą tajną księgę zaklęć, prawda James ?- James pokiwał ochoczo głową.

-Jaką księgę?

-A… to dawne czasy, kiedyś jeszcze w Hogwarcie zwinęliśmy ją z biblioteki, ale to wielka tajemnica i nie możecie jej nikomu wyjawić- to powiedziawszy wyjął z kieszeni małą książeczkę o wymiarach pudełka do zapałek. Wzięłam ją do ręki i obejrzałam.

-Black ty sobie żarty robisz, a my już myślałyśmy, że nam pomożesz, weź tą swoją „księgę” i idźcie już – powiedziałam oddając mu małą księgę.

-Wytłumacz jej bo ja już nie mam siły- zwrócił się do Pottera.

-Lily, to jest prawdziwa księga tylko zmniejszona, żeby można było ją łatwo schować, pokaż ją na chwilę- powiedział wyciągając rękę po miniaturową książeczkę.

Gdy mu ją dałam, wyciągnął różdżkę i nie wydając z siebie głosu wymówił jakieś zaklęcie. Momentalnie książeczka zamieniła się w wielką, starą i grubą księgę zaklęć. Amy i ja gapiłyśmy się oniemiałe.

-No, i oto ona- powiedział James kładąc ją na stole.

Obie rzuciłyśmy się w stronę księgi po paru minutach znalazłyśmy odpowiednie zaklęcie i wymazałam pamięć temu listonoszowi. Na początku nie wiedział gdzie jest i był trochę oszołomiony, ale powiedziałyśmy mu, że przyniósł nam list i zemdlał. Wspomniałyśmy też, że za ciężko pracuje i powinien wziąć sobie parę dni wolnego. Chłopak dziękując nam wyszedł. A po chwili Amy pod pretekstem pójścia do sklepu wyszła za nim. Syriusz wziął księgę zmniejszył ją z powrotem do poprzednich rozmiarów i wyszedł mówiąc, że musi coś załatwić. Zostałam sama w pokoju z Jamesem. Przez chwilę patrzył na mnie, a potem powiedział.

-Wież, że cię bardzo kocham?

-Mimo mojego zbyt porywczego charakteru?- zapytałam zbliżając się do niego.

-Twój porywczy charakter kocham najbardziej.

-A wiesz co ja najbardziej w tobie kocham?- zapytałam. Przyłożyłam obie dłonie do jego klatki piersiowej a on obją mnie w talii.- To, że zawsze jesteś przy mnie i zawsze mogę na ciebie liczyć- powiedziałam i pocałowałam go w usta.



***

Amy wróciła bardzo późno jednak ja jeszcze nie spałam, siedziałam w kuchni i piłam herbatę.

 -Coś długo byłaś w tym sklepie- powiedziałam uśmiechając się.

-A bo wiesz, po drodze spotkałam Mike’a.

-A kto to Mike?

-Ten listonosz.

-Gadałaś z nim?

-No tak się jakoś złożyło i wiesz jaki on jest fajny. Nie dość, że mądry to jeszcze taki delikatny i przystojny.

-Amy…- powiedziałam patrząc na nią znacząco.

-No co? Wiem, że to mugol, ale mugole też mogą być fajni, nie?

Uśmiechnęłam się do niej a ona do mnie.

-Siadaj zrobię ci herbatę, a ty mi wszystko opowiesz.

Amy usiadła i opowiadała mi o nim przez pół nocy. W końcu kiedy już wszystko powiedziała, zapytała.

-A co to był za list, który ci przyniósł? Od twoich rodziców?

Przez to całe zamieszanie zupełnie zapomniałam o liście który dzisiaj dostałam. Sama zastanawiałam się od kogo może być, przecież rodzice mimo, że tego nie lubili, zawsze wysyłali mi listy przez sowę. Poszłam do pokoju i przyniosłam list do kuchni.

-No.. od kogo?- zapytała zniecierpliwiona Amy.

Powoli odwróciłam kopertę tam gdzie napisany był nadawca. List był od mojej siostry, Petunii.

sobota, 19 stycznia 2013

11. Listonosz


‘ Co teraz? Co mam teraz robić? Iść do Dumbledora czy może lepiej nie? Jeśli już wie to nic nowego mu nie powiem, nie pomogę mu. Lepiej się nie mieszać. Co będzie to będzie.’ Takie rozmyślania męczyły mnie przez całą noc i teraz dzień. Siedziałam przed oknem i gapiłam się jak zabiegani mugole zajęci są swoimi sprawami. ‘Jacy oni są szczęśliwi’ -pomyślałam ‘żyją sobie w tym swoim poukładanym świecie i nie martwią się, że widzieli coś co może się wydarzyć, nie wierzą w przepowiednie i wróżby’ Moje ponure rozmyślania przerwał krzyk Amy.0

-Lily! Lily chodź szybko!- krzyczała.

 Zanim zdążyłam wstać od okna, ona już stała w drzwiach. Minę miała bardzo zadowoloną oczy jej błyskały entuzjazmem. Zdziwiona zapytałam.

-O co chodzi? Co się stało? - Amy odpowiedziała szeptem

-Zgadnij kto jest w drugim pokoju.

-Nie wiem… kto? -Amy uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

-Mugol.

Byłam tak zdziwiona, że przez parę sekund nie mogłam wydusić z siebie słowa. W końcu stwierdziłam.

-Amy, oszalałaś.

-Nie, naprawdę jest tam, sama zobacz- powiedział i zaciągnęła mnie pod drzwi pokoju przez drzwi zobaczyłam chłopaka, który siedział na fotelu i rozglądał się beztrosko.

-Amy, co mugol robi w naszym mieszkaniu!- powiedziałam trochę za głośno.

 Amy szybko mnie uciszyła i zaprowadziła z powrotem do naszej sypialni.

-Fajny nie?- zapytała Amy wyraźnie zachwycona faktem, że spotkała mugola. - Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z prawdziwym mugolem.

-Co on tu robi?- zapytałam.

-Przyszedł- odpowiedziała spokojnie. - Przyniósł ci list. Swoją drogą to dziwne, że nie użył sowy…

-Amy to mugol! Oni nie używają sów.

-A czego?

 -Sami je noszą.

-Przecież to głupie, noszą sobie nawzajem listy?

-Tak, jest taki zawód nazywa się listonosz i on nosi listy. Ale co on robi u nas?

-Przyniósł ci list- powiedziała podając mi list z szerokim uśmiechem.

Dla niej może było to coś nadzwyczajnego, bo nie miała w rodzinie żadnego mugola, ale ja miałam w rodzinie samych mugoli i wiedziałam, że z tej wizyty nie wyniknie nic dobrego.

-Zostawiłaś go samego w naszym pokoju…? –zapytałam powoli.

Nagle uśmiech Amy zniknął z jej twarzy.

-Myślisz, że to nie dobrze,

-Biorąc pod uwagę, że w tamtym pokoju znajdują się nasze różdżki, księgi zaklęć i pełno innych magicznych przedmiotów to tak, raczej nie jest dobrze - szybko pobiegłyśmy do owego listonosza. Niestety on zdążył już obejrzeć wszystkie dziwactwa, które tam były. Gdy nas zobaczył popatrzył na nas z przerażeniem. Szybko wstał i rzucił się w stronę drzwi.

-To nie tak jak Pan myśli, niech Pan pozwoli nam wytłumaczyć- krzyknęłam w jego stronę. Niestety, chłopak nie chciał mnie słuchać.

-Nie możemy pozwolić, żeby wyszedł zanim mu tego nie wytłumaczymy- powiedziałam i pobiegłam go zatrzymać.

-Proszę Pana my tylko… niech Pan nas posłucha…- powiedziałam i zagrodziłam mu drogę do drzwi.

-Nie mam zamiaru was słuchać, wy … dziwolągi – powiedział i odepchnął mnie od drzwi w tej samej chwili zobaczyłam jak upada na ziemię. Amy trzymała różdżkę i z przerażeniem patrzyła to na mnie to na nieruchomego listonosza.

-Co teraz- spytała po chwili.

-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam szczerze.

-Myślisz, że mogą wywalić nas z ministerstwa za coś takiego.

-Za zaatakowanie mugolskiego listonosza? Tak.

-Ja nie chcę- powiedziała ze łzami siadając na fotelu.

-Może jeszcze nie wiedzą- powiedziałam z nadzieją przeskakując przez nieruchomego chłopaka by podejść do przyjaciółki.

-Ja chciałam tylko poznać jakiegoś mugola, nie chciałam…- powiedziała szlochając.

-Nie martw się wymyślimy coś- powiedziałam pocieszając ją choć sama nie wierzyłam w to co mówiłam.

Nagle ktoś zapukał. Obie nas ogarnęła panika.

-Co teraz, to koniec, już tu są, już wiedzą- powiedziała Amy płacząc jeszcze bardziej Nie wiedziałam co robić, ale wiedziałam, że trzeba działać szybko. Wyczarowałam niewidzialne nosze i powiedziałam do Amy.

-Zanieś go do drugiego pokoju i wymyśl coś, a ja spróbuję ich jakoś zatrzymać. Amy pokiwała głową i zrobiła to co mówiłam. Ja powoli podeszłam do drzwi.Serce biło mi jak oszalałe. Chwilę przed nimi stałam z położoną ręką na klamce, potem powoli otworzyłam drzwi.

środa, 16 stycznia 2013

10. Minister Magii.

Siedzieliśmy z Jamesem w pokoju. Nie rozmawialiśmy, po prostu siedzieliśmy. James czytał nowy Prorok Codzienny, a ja małymi łykami piłam herbatę. Nie chciałam z nikim rozmawiać, bo niby o czym. Wszystko co przychodziło mi do głowy to to, że niedługo wszystko się zmieni i nic nie będzie już takie wspaniałe jak jest teraz. Pozostało tylko czekać aż coś się stanie.

 -Lily, co się dzieje?- zapytał James patrząc na mnie z nad gazety.

-A dlaczego miałoby się coś stać?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Milczysz.

-To takie dziwne? Nie mogę sobie po prostu pomilczeć?!- zareagowałam trochę zbyt nerwowo.

-Możesz, po prostu pytałem nie denerwuj się tak- po tych słowach wrócił do lektur.y

Usiadłam koło niego i przytulając się wyszeptałam.

-Przepraszam

-Nic się nie stało-powiedział głaszcząc mnie po głowie.- Jak nie chcesz to nie mów, ale wiem, że coś się jednak stało.

-Chodzi o to… że muszę porozmawiać z Ministrem Magii, a nie wiem jak - Potter spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

-Z ministrem? Po co?


***

Po tym jak opowiedziałam Jamesowi o tym dlaczego tak naprawdę muszę się spotkać z ministrem postanowił mi pomóc. Następnego dnia kiedy szliśmy do pracy Potter przedstawiał mi plan działania. A mówił to z takim przejęciem jakbyśmy planowali zamach na ministra, a nie chcieli z nim porozmawiać.

-No więc…czyli tak : kiedy będziemy już w ministerstwie, ty zagadasz jego sekretarkę, a ja do niego pójdę…

-To ja miałam z nim porozmawiać.

-No to …. ja ją zagadam, a ty do niego pójdziesz…. dobra?

-Dobra, a co ja mam mu powiedzieć?

-Prawdę 

-A jak mi nie uwierzy?

-To pójdziemy do Dumbledora.

-A jak on też nie uwierzy.

-To wtedy będziemy się martwić. A teraz do dzieła.

 I ruszył w stronę blond włosej dziewczyny. Nie podobało mi się to z jakim zadowoleniem do niej podchodził i wcale nie miałam ochoty zostawiać go z tą uśmiechniętą małpą. Miałam wielką ochotę podejść tam zabrać Pottera i dać jej w twarz, jednak powstrzymałam się i wślizgnęłam się przez drzwi do gabinetu Ministra.

 W środku nikogo nie było. Przy luksusowym i drogim biurku stała sowa śnieżna, która widząc mnie zachukała groźnie. Nie zwracając na nią uwagi usiadłam przy biurku i zastanawiałam się co mu powiedzieć. Podczas czekania wpatrywałam się tępo w biurko. Po jakimś czasie zauważyłam, że na tym biurku nie leżą zwykłe dokumenty, ale listy. Listy były od Dumbledora. Nie zważając na wszelkie zasady przeczytałam jeden z nich.



                          Szanowny Panie Ministrze,

 Piszę do Pana już po raz czwarty, jednak ani razu nie dostałem odpowiedzi. Nie wiem dlaczego nie odpowiada Pan na moje listy, ale przypominam, że to sprawa najwyższej wagi. Jeżeli natychmiast czegoś nie zrobimy później może być już za późno i nic nie da się zrobić. Dlatego przypominam aby zwiększyć bezpieczeństwo. Bo później może być za późno.                                                                                                                                                                                                                    

                                                                                   Z poważaniem               

                                                                                                     Albus Dumbledore
                                                                                                            Dyrektor Hogwartu


A więc Dumbledore już wie, minister już wie. Dlaczego nie odpowiada na listy? Czego się boi? Przecież to ważna sprawa! Co ja tu w ogóle robię?! Ze złością rzuciłam list Dumbledor'a na podłogę i wstałam aby wyjść z gabinetu. Jednak w drzwiach stał już zdziwiony Minister magii.

-O co chodzi? - Zapytał patrząc na mnie z uwagą.

Na początku nie mogłam nic z siebie wyrzucić.

-… ja… ee… ja tylko…

-Jak to nic pilnego to pozwól, że poproszę cię o wyjście bo mam naprawdę dużo zajęć - to powiedziawszy rzuci na mnie pogardliwe spojrzenie i usiadł przy biurku.

Nagle odzyskałam mowę i trzęsąc się ze złości powiedziałam.

-Jednym z tych zajęć jest chronienie nas przed złem?!

Minister spojrzał na mnie z za swoich okularów.

-Słucham?

-Podobno Pan już wie o tym co niedługo się stanie?!

-Przysłał cię ten dziwak Dumbledore, z całym szacunkiem, ale jest już stary, a na starość się dziwaczeje. Tak jak on.

-Pan też zdziwaczał nie wierząc mu!

-Nie obrażaj mnie ty…

-Nie obrażam Pana, bo to prawda. Pan jest ślepym tchórzem, który nie widzi co się wokoło dzieje. Siedzi Pan tylko w tym swoim pozłacanym gabinecie, a inni Pana w ogóle nie obchodzą! Jest Pan żałosny!

-Ja jestem żałosny! Żałośni jesteście wy, wszyscy którzy słuchacie jakiegoś zdziwaczałego starca, który na każdym kroku węszy podstęp. I to jest prawda!

Nie miałam zamiaru słuchać dalej tych bzdur, nie miałam zamiaru dalej słuchać jak obraża Dumbledora i ludzi którzy go szanują. Nie mogłam, bo byłam taka wścieła, że miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę płaczem, a tego najbardziej nie chciałam. Potrącając porcelanową wazę stojącą na kredensie stojącym obok mnie, wyszłam na korytarz.

Zobaczyłam tam  Pottera z tą mizdrzącą się blondynką, która w dodatku przytulała się do niego. Tego nie zniosłam. Podeszłam do nich walnęłam ją w twarz, złapałam Pottra za rękę i pociągnęłam ku wyjściu. Na policzkach czułam łzy. Jak mogłam być tak naiwna i myśleć, że on mi uwierzy.