niedziela, 27 stycznia 2013

16. Długa noc w ministerstwie.


-Widzieli Państwo kogoś podejrzanego?- spytał urzędnik ministerstwa takim tonem, jakby to go w ogóle nie interesowało. Z drugiej strony, kto normalny o drugiej w nocy jest zainteresowany pracą. Ludzie! Przecież to było morderstwo, a nie zwykła kradzież czy coś w tym stylu!! Jednak faktem było, że już od prawie trzech godzin siedzieliśmy w ministerstwie i opowiadaliśmy co się stało parę godzin temu. Właściwie to James głównie opowiadał, a ja siedziałam i gapiłam się w podłogę, bo nie mogłam wydusić z siebie żadnego sensownego zdania. W dodatku cały czas powracały do mnie obrazy które wiedziałam jeszcze w Hogwarcie .‘Czy to możliwe, że mogłam temu zapobiec? Może gdybym od razu poszła powiedzieć o tym Dumbledorowi to nie doszło by do tej tragedii’ Najgorsze było, że ja już kiedyś to widziałam, nie wiem kiedy i gdzie, ale widziałam już tą kobietę. Nie, to niedorzeczne.

-Mówiłem już, że nie- powiedział spokojnie James. Jak on to robi, że w każdej sytuacji jest taki spokojny i opanowany?! – Nikogo podejrzanego nie było, byli tam tylko zaproszeni goście i przyjaciele, nikt inny- powiedział już trochę bardziej szorstko James.

-No tak…- powiedział urzędnik zapisując coś w swoim starym, skórzanym notesie.- I na przyjęciu byli sami mugole, oprócz państwa?

-Tak, w końcu to był ślub mugoli.

-Ale rodzice pani wiedzą, że jest pani Czarownicą?- zapytał patrząc na mnie.

-Tak- powiedziałam zachrypniętym głosem.

-Dobrze…- zawołał swojego pomocnika i szepnął mu coś do ucha. Tamten pokiwał głową na znak, że zrozumiał polecenie i wyszedł.

-Co teraz macie zamiar zrobić? Będziecie go szukać?- zapytał James.

-Jeszcze nie mamy odpowiednich śladów, które mogły by nam podpowiedzieć kim jest sprawca, ale tak, postaramy się go znaleźć.

Nie wierzyłam własnym uszom. Nie mają odpowiednich śladów? Postarają się? Widocznie James myślał o tym samym, bo powiedział.

-Nie wiecie kim jest morderca?! Przecież na tej tablicy wyraźnie jest napisane, że niejaki Lord Voldemort jest sprawcą tego co się stało i jakoś nie kryje się z tym co zrobił. A wy macie zamiar tracić czas na jakieś głupie dochodzenia?! A jak znam życie to po tygodniu szukania włożycie tą teczkę, którą Pan teraz wypełnia do „Spraw Niewyjaśnionych” i będzie tam gniła przez kolejne dziesięć lat dopóki ktoś jej nie zniszczy. A Lord Voldemort, czy jak on tam ma, zabije kolejne dziesiątki osób. A co będzie jeśli to będzie pańska rodzina?! To nie są żarty i musimy coś zrobić, jeśli jeszcze nie jest za późno.

James skończył mówić. Nastała długa cisza. Widać było, że urzędnik nie wie co powiedzieć. James patrzył na niego uważnie czekając na jego reakcję, on patrzył na swój notatnik, a ja patrzyłam na tą całą sytuację i byłam strasznie dumna z Jamesa, że tak mu dogadał. W końcu urzędnik powiedział

-Nie ma powodów do obaw, ministerstwo się wszystkim zajmie, a teraz proszę wybaczyć, ale mam kolejnych świadków do przesłuchania- ‘Kolejnych świadków? O kim on mówi’ pomyślałam.

-Kim oni są?- zapytał James.

-Niestety to tajemnica służbowa i nie mogę państwu powiedzieć- powiedział oschle i z niechęcią w oczach.

-Tajemnica? Przecież i tak za chwilę zobaczymy jak będą tu wchodzić?!

-Ale ja nie mogę powiedzieć, a teraz dobranoc- to powiedziawszy wskazał nam wyjście.

Gdy wyszliśmy wreszcie odzyskałam głos i zapytałam Jamesa.

-Oni nic z tym nie zrobią, nie?- James nie odpowiedział, zamiast tego przytulił mnie mocno, ale ja i tak wiedziałam, że myśli o tym samym co ja myślę.

Nagle na korytarzu zobaczyłam trzy znajome osoby. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. ‘Co oni tu robią?!’ Przez korytarz szli mama, tata i Petunia. Wyrwałam się z uścisków Jamesa i pobiegłam do nich. Gdy mama mnie zobaczyła uśmiechnęła się blado i przytuliła mnie.

-Co wy tu robicie? -wyszeptałam.

-Wezwali nas, a właściwie przyprowadzili- powiedziała mama. Spojrzałam na Petunię, wyglądała okropnie, Oczy miała czerwone od płaczu, makijaż rozmazany, fryzurę zepsutą, a sukienkę pogniecioną. Żal mi jej było, mimo tego jaka była dla mnie i dla innych, tak samo marzyła o wspaniałym ślubie. Wszystkie jej marzenia zepsuł jeden wariat, który postanowił zabić sobie mugola.

-Kochanie, idź już do domu, jest już bardzo późno, a ty i James na pewno jesteście bardzo zmęczeni, idźcie spać. Jutro sobie porozmawiamy, dobrze?

Potrząsnęłam głową.

-Poczekamy- mama uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała po głowie. Później udali się w stronę pokoju w którym jeszcze przed chwilą byliśmy ja i James.

Podeszłam do Jamesa, usiadłam koło niego i przytuliłam się. Po kilku minutach zapytałam.

-Co teraz będzie?

-Nie wiem – powiedział. – Pierwszy raz w życiu boję się tego co będzie





***

Po jakiejś godzinie z gabinetu wyszli moi rodzice, a za nimi wyszła Petunia. Szybko wstałam i podbiegłam do nich.

-I co?- zapytałam.

-Zadali nam parę pytań, opowiedzieli co podejrzewają i powiedzieli, że możemy już iść do domu – powiedział spokojnie tata.

-Kochanie jutro się skontaktujemy i wszystko sobie opowiemy, a teraz chodźmy już spać, bo jesteśmy wszyscy bardzo zmęczeni.- powiedziała mama.

Po tych słowach mama i tata udali się w stronę wyjścia, Petunia jednak została. Patrzyła na mnie z wielką nienawiścią, patrzyła tak jak jeszcze nigdy nikt na mnie nie patrzył. W końcu powiedziała z gorzkim żalem.

-Pewnie cię to bawi… przyjemność sprawiło ci patrzenie jak wszystko się wali, wszystkie moje plany, marzenia… jak myślisz jak to wytłumaczę Vernonowi? Jak mu powiem, że nasz ślub został zniszczony przez dziwaka, takiego samego jakim jest moja siostra i wszyscy jej znajomi.- James wstał gwałtownie, Petunia spojrzała na niego z pogardą i mówiła dalej.- Jak mogłaś mi to zrobić? Nienawidzę cię, nienawidzę cię i wszystkiego co jest z tobą związane- to powiedziawszy splunęła mi pod nogi i wyszła.





***



W domu byliśmy około szóstej rano. Byłam w fatalnym stanie. Od spotkania z Petunią cały czas płakałam . Nie pomagały mi pocieszenia Jamesa i zapewniania, że to co ona powiedziała to była nie prawda i ona tak nie myślała, chciała tylko wyładować na kimś swoją złość. W domu czekali na nas Amy, Syriusz, Remus i Peter. Wszyscy bardzo przejęci siedzieli w pokoju i milczeli.

Gdy weszliśmy z Jamesem wszyscy zerwali się żeby nas powitać. Wszyscy, oprócz Petera, który wydawał się być najbardziej spłoszony. Wyglądał nerwowo przez okno, jakby w każdej chwili spodziewał się ataku. Amy rzuciła mi się w ramiona i szepnęła.

-Czekaliśmy na was z chłopakami przez całą noc, jak dobrze, że już jesteście.- Po tych słowach zrobiło mi się trochę lepiej, wiedziałam że mam przyjaciół na których w każdej chwili mogę liczyć.

 Usiedliśmy. Amy zrobiła wszystkim mocnej kawy, a James opowiedział o tym co się stało.

-Straszne….- powiedziała Amy gdy James skończył.- I ministerstwo dalej uważa, że to nic poważnego?

-Na to wygląda- odpowiedział James. – Nic do nich nie dociera.

- I nic nie możemy zrobić?!- powiedział buntowniczo Syriusz.

-Wygląda na to, że nic- powiedział Lupin.

Peter nie brał udziału w rozmowie, cały czas wyglądał przez okno.

-Jest coś co możemy zrobić- powiedziałam nagle. Wszyscy patrzyli na mnie pytająco – musimy jechać do Hogwartu, do Dumbledora.


*********************************************************************************


           

2 komentarze:

  1. Super *.*
    Co mam napisać... jak zwykle fantastycznie <3
    Narobiłam zaległości sobie w czytaniu i teraz nadrabiam ;D
    Uwielbiam ;*

    OdpowiedzUsuń