W szpitalu spędziłam tydzień zanim lekarze postanowili mnie wypuścić. Musieli dokładnie sprawdzić: czy nie zarażam, czy nie zostałam otruta jakąś magiczną miksturą albo czy na pewno to jest zwykła mugolska angina a nie urok rzucony na mnie przez jakiegoś złego maga. Gdy wreszcie stwierdzili, że nic poważnego mi nie jest i nie zagrażam nikomu, mogłam jechać do domu. Przyjechali po mnie Amy, Syriusz, Peter i James. James od naszej rozmowy codziennie mnie odwiedzał i opowiadał co się dzieje na świecie, za każdym razem jak był u mnie, jak mogłam go przytulić, pocałować czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Gdy przyjechali, Amy pomogła mi się spakować, a reszta poszła załatwić mi wypis.
-Ciesz się, że masz jeszcze dwa dni urlopu i będziesz mogła sobie odpoczywać, bo w pracy mamy urwanie głowy- powiedziała Amy wkładając moje bluzki do walizki,
-Jednak chciałabym już wrócić do pracy, mam dosyć odpoczynku. A co się stało, że macie tyle pracy?
-Ach… nie wiem, mamy kupę roboty, bo ostatnio było pełno różnych zaginięć nawet podobno znaleźli parę trupów.
-Ale przecież nasz departament się tym nie zajmuje.
-Wiem, ale podobno w ‘Zabójstwach i Zaginięciach’ nie mogą sobie poradzić, dlatego połowę pracy dali nam do załatwienia. Nie wiem co się dzieję, ale podobno krążą plotki, że to jakiś potężny czarodziej, który chce zawładnąć światem, podobno to jego sprawka.
W tym momencie przypomniała mi się tamta kobieta, która pare tygodni temu przyszła do mnie. Jak mogłam zapomnieć, że miałam jej pomóc? Przecież miałam tylko znaleźć sposób na rozmowę z ministrem magii i powiedzieć mu co usłyszałam. A ja cały czas zajęta byłam swoimi sprawami i Potterem zamiast pomóc jej. Ciekawe czy ona jeszcze siedzi w oddziale zamkniętym?
-Co taka nagle zamyślona się zrobiłaś- zapytała Amy.
Opowiedziałam jej o moim dziwnym spotkaniu. Gdy skończyłam Amy zapytała.
-I ty wzięłaś to co ona powiedziała na poważnie?
-A dlaczego nie?
-Przecież to jakaś wariatka, kto opowiada o swoich mrocznych wizjach obcej osobie?
Ja jednak nie uważałam, że kobieta była szalona.
-Była bardzo wiarygodna.
-Bo jest wariatką, oni zawsze są wiarygodni.
-A jeśli to prawda co ona mówiła? Powinnam jej chociaż spróbować pomóc.
-Sama nie wiem…- powiedziała Amy powoli.
-Sama mówiłaś, że w ministerstwie dzieją się dziwne rzeczy i mówią, że…
-Lily, to są tylko zwykłe plotki.
-A jeśli nie?
-Wiesz co, jeżeli koniecznie chcesz się w to mieszać to idź ją odwiedź i zapytaj dlaczego powinnaś jej uwierzyć.
-Dobrze pójdę.
-Iść z tobą?
-Nie, poradzę sobie.
Po tym jak spakowałyśmy moje rzeczy Amy z chłopakami poszli na piwo kremowe, a ja udałam się w stronę oddziału zamkniętego. Gdy byłam już na oddziale w recepcji zapytałam się czy była tam taka kobieta. Recepcjonistka nie przyjęła mnie zbyt przyjaźnie.
-Na oddziale nie ma odwiedzin.
-Ale ja muszę…
-Nie, nie można.
-Ja muszę wiedzieć tylko czy ona tu jest.
-Nie udzielamy takich informacji.
-Ale ja… jestem jej rodziną…
-Rodzina? Proszę podać nazwisko.
-Y… no więc….
-Ladna próba, ale nie jest pani zbyt wiarygodna, a teraz proszę wyjść.
Pomyślałam, że nic z tego i odwróciłam się w stronę drzwi. Jednak zanim wyszłam zadzwonił telefon, a recepcjonistka została wezwana w jakiejś pilnej sprawie. Droga na oddział była otwarta. Nie mogłam nie skorzystać z tej sytuacji i ruszyłam w stronę drzwi.
Długo szukałam tej kobiety i straciłam już nadzieję, że znajdę osobę której szukałam. Nagle przez uchylone drzwi zobaczyłam tą samą kobietę. Wyglądała jeszcze gorzej i starzej jak ją widziałam po raz ostatni. Jednak tym razem gdy przyjrzałam się jej uważniej przypominała mi kogoś. Nie wiedziałam kogo. Zapukałam. Kobieta drgnęła i spojrzała na mnie. Poznała mnie, a na jej twarzy można było dostrzec zarys czegoś w rodzaju uśmiechu.
-Przyszłaś…- powiedziała słabym głosem.
-Tak.
-Usiądź moje dziecko.
Usiadłam na taborecie przy łóżku.
-Chciałam…- zaczęłam.
-Byłaś u niego?
-Czemu miałabym Pani uwierzyć?
-Bo w głębi serca wiesz, że to prawda.
-Ja?
-Tak, wierzysz w moją wizję bo ty też ją widziałaś.
-Ja? Ja jej nie widziałam. Pomyliła mnie pani z kimś- to powiedziawszy wstałam.
-Usiądź to ci wszystko opowiem- powiedziała łapiąc mnie za rękę.- Nie pomyliłam cię z nikim, Lily.
Zdziwiona usiadłam.
-Skąd pani zna moje imię.
-Nazywam się Fiona Greese.
A więc nie wydawało mi się naprawdę ją znałam.
-Pani Profesor?
-Już dawno odeszłam z Hogwartu odeszłam… sama wiesz kiedy.
-Ja nie chciałam wtedy ruszać tego… czegoś, naprawdę.
-Wtedy byłam na ciebie zła, ale teraz wiem że dobrze się stało.
- Dlaczego?
-To co dotknęłaś to było coś w rodzaju myślodsiewni, ale trochę inne tam były nie moje wspomnienia, przemyślenia, ale moje wizje które miałam. Gdy dotknęłaś to zobaczyłaś dokładnie to samo co ja widziałam. To ostrzeżenie przed Czarnym Panem.
-Ale…
-Wiem, że to dziwne, ale wiem też, że mi wierzysz.
-Dlaczego od razu nie powiedziała Pani tego profesorowi Dumbledorowi?
-To było takie dziwne przeżycie, że sama nie wiedziałam czy w to wierzyć. Ale one potem powracały, ze zdwojoną siłą, aż w końcu uwierzyłam. Ale było już za późno bo Czarny Pan już mnie szuka i muszę się przed nim ukrywać.
-Kto to jest ten ‘Czarny Pan’?
-Bardzo zły czarodziej, który zmieni świat. Zmieni go w koszmar. Lily musisz iść do ministra i mu o tym wszystkim powiedzieć, musisz.
-Ale ja…
-Obiecaj, że to zrobisz.
Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć czy obiecać czy nie. Trudno jest dostać się do Ministra, bo ma wiele spraw na głowie, ale z drugiej strony jeśli to co ona mówi naprawdę się wydarzy….
-Dobrze, obiecuję.
Twarz kobiety nagle się rozpromieniła.
-A więc jeszcze nie wszystko stracone… musisz się śpieszyć… bo ON jest blisko. I uważaj, uważaj na siebie i swoich bliskich… Lily.
Obróciłam się w stronę drzwi zastanawiając się co to właściwie wszystko znaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz