sobota, 11 października 2014

57. Spokój

Dzięki przyjaźni staję się spokojniejszy. Dzięki spokojowi bardziej przyjazny - Jan Kochanowski
Miałam jeszcze zamknięte oczy, ale wiedziałam, że jest już jasno. Nie chciałam otwierać oczu. Było mi tak dobrze leżąc w miękkiej pościeli czując słodki zapach róż i moich ulubionych grzanek. Położyłam rękę w miejscu gdzie powinien leżeć James. Nie było go tam. Zdziwiona otworzyłam oczy, nigdzie nie było widać mojego męża. Rozejrzałam się. Na stoliku stojącym obok mnie zobaczyłam piękny bukiet składający się chyba ze stu róż. Uśmiechnęłam się, wzięłam jedną z nich i przyłożyłam do twarzy. Jej płatki były takie mięciutkie, takie delikatne.

-Dzień dobry- usłyszałam głos dochodzący z pod drzwi

James stał z wielką tacą i uśmiechał się promiennie.

-Czemu już nie śpisz?- zapytałam James podszedł powoli do łóżka i kładąc tacę na nim powiedział

-Chciałem zrobić ci niespodziankę i obudzić cię pysznym śniadankiem. No, ale niestety nie zdarzyłem

Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.

-Jesteś kochany

-Wiem- odpowiedział i powoli wsunął się pod kołdrę obok mnie

-No to… co tam przygotowałeś- zapytałam z ciekawością przyglądając się przyniesionej przez Jamesa tacy z jedzeniem

-Mamy tu stos pysznych grzanek, sok pomarańczowy albo jak wolisz to jest też kawa. Mogę tez zrobić jajka albo jajecznicę, bo nie zdążyłem ale…

Przerwałam mu, delikatnie kładąc na jego ustach palec

-Jest dobrze, to mi wystarczy

James odetchnął głęboko i pocałował mnie

-Ja tylko chcę żebyś była najszczęśliwsza kobieta na świecie

-Jestem- zapewniłam go- i będę zawsze jak będziesz przy mnie

-Będę zawsze przy tobie

-wiesz co?

-Co?

-Chyba śniadanie może trochę poczekać- powiedziałam i jeszcze raz pocałowałam Jamesa



***

Otworzyłam na oścież drzwi od tarasu i poczułam łagodny powiew letniego powietrza. Lato powoli się kończyło, ale dla mnie dopiero się zaczynało. Dopiero teraz zauważyłam, że na dworze jest tak pięknie.

-James, może zjemy dzisiaj obiad na tarasie?- zapytałam- Gdzie ty się wybierasz?- zdziwiłam się widząc jak ubiera buty

-No właśnie Lily, obiecałem chłopakom, że wpadnę dzisiaj do nich

-A obiad?

-Zjemy go, ale trochę później niż zwykle

-To znaczy o której?- stanęłam ze skrzyżowanymi ramionami

-Jak wrócę- powiedział i pocałował mnie w czoło- tak koło czwartej albo piątej powinienem być

-Myślałam, że spędzimy ten dzień razem, sami- powiedziałam zawiedziona spuszczając głowę

-Lily- powiedział James patrząc mi w oczy- obiecuję, że spędzimy cały wieczór tylko ze sobą. Dobrze?

Kiwnęłam głową

-To… na piątą zrobię obiad, będziesz

-Pewnie, że tak

Do drzwi zadzwonił dzwonek. James poszedł otworzyć, a ja wyszłam do ogrodu. Byłam pewna, że to ktoś z Zakonu. Mimo, ze ja i James odeszliśmy to zabrania dalej odbywały się w naszym domu. Nie chciałam ich widzieć i wysłuchiwać jak to bardzo za nami tęsknią i jak bardzo im nas brakuje.

-Lily- usłyszałam głos Jamesa

Odwróciłam się

-Chyba nie spędzisz tego dnia sama w domu

Spojrzałam na Jamesa ze zdziwieniem.

-Kto przyszedł?

James otworzył szerzej drzwi, a moim oczom ukazała się Amy.

-Cześć Lily, chciałam ci cos powiedzieć więc wpadłam na chwilę

Uśmiechnęłam się szeroko

-No co ty, tylko na chwilę. James idzie do huncwotów więc mamy cały dzień na pogaduszki- powiedziałam i wskazałam na krzesło stojące na tarasie- siadaj zaraz zrobię nam coś do picia

-No to w takim razie ja już lecę- oznajmił James i pożegnał się z nami

Szybko zrobiłam herbatę i wyjęłam z szafki niedawno kupione czekoladowe żaby

-Co się stało?- zapytałam jak tylko usiadłam

-Nic się nie stało- odpowiedziała Amy dziwnie niespokojnym głosem

-Nic?

-Oj Lily, ja po prostu wpadłam żeby z tobą pogadać- powiedziała- tak po prostu, bo dawno się nie widziałyśmy- dodała widząc moją minę

-No dobrze- postanowiłam udawać, że dałam za wygraną i czekać aż Amy sama powie mico się stało

-Jak wam się układa z Jamesem- zapytała po chwili

-Bardzo dobrze. Prawdę mówiąc już dawno nie było między nami tak dobrze

-Bardzo się cieszę- powiedziała chwytając mnie za rękę- ja wiedziałam, że wy musicie być razem

-Tak- powiedziałam kiwając głową- sama nie wiem jak mogliśmy dopuścić żeby między nami tak się popsuło

-Lily…- zaczęła Amy

-Tak?

-Czy to prawda, że ty też odeszłaś z Zakonu?

-Tak

-Dlaczego?

 -Amy proszę nie proś mnie żebym ci to tłumaczyła. Ja po prostu tak zdecydowałam

Amy spuściła głowę

-Też kiedyś chciałam odejść, ale widziałam jak wszyscy są bardzo w to zaangażowani. Chcę walczyć z Voldemortem i zrobię wszystko żeby nie doszedł do pełni władzy. Lily, ja wiem, że ty też tak myślisz i wcześniej czy później wrócisz do Zakonu.

‘Łatwo jej mówić’- pomyślałam

-Nienawidzę Voldemorta z całego serca, ale nie chcę już z nim walczyć i nie mówmy już o tym

-Dobrze- Amy wzięła łyk herbaty- wczoraj wieczorem wrócił Ivan

Łyżeczka, która właśnie skończyłam mieszać herbatę wypadła mi z ręki. Szybko schyliłam się żeby ja podnieść.

-Wrócił?

-Tak, spotkałam go wczoraj. Był dziwnie zamyślony i jakiś taki smutny. Nie wiesz co mu się stało?

-Nie, dlaczego miałabym wiedzieć- nieświadomie podniosłam głos

-Nie wiem. Tak po prostu spytałam- Amy patrzyła na mnie wystraszonym wzrokiem- Dlaczego się tak denerwujesz

-Nie denerwuje się- powiedziałam tym razem spokojniej- ja tylko… coś mówił?

-Nic konkretnego. Kiedy pytałam go o wyjazd dziwnie zmieniał temat. Lily, dlaczego wróciliście oddzielnie, a nie razem?

Zaczęłam nerwowo mieszać herbatę.

-Po prostu…- zaczęłam powoli- on musiał jeszcze coś tam załatwić, a ja tak bardzo chciałam być już w domu, że wróciłam bez niego. To wszystko

Amy patrzyła na mnie uważnie, a ja wstydziłam się, że okłamuje moją najlepszą przyjaciółkę. Nie mogłam jednak powiedzieć jej prawdy, jeszcze nie teraz.

-A co u ciebie?- zapytałam przerywając długie milczenie

Amy uśmiechnęła się tajemniczo

-No właśnie dlatego tu przyszłam. Mam coś dla ciebie- powiedziała i wyjęła z torebki białą kopertę obwiązaną złotą wstążką.

-Co to?- zapytałam i wzięłam do ręki pięknie zdobioną kopertę na której widniał złoty migający napis: ‘Państwo Liliann i James Potter’

-Otwórz- powiedziała Amy

W środku było zaproszenie na ślub ozdobione dwoma złotymi migającymi serduszkami. Byłam zdumiona, czy to znaczy, że… Przełknęłam ślinę Otworzyłam  kartonik i przeczytałam:



Zakochani i świadomi, że ich miłość to nie wiatr,

mają zaszczyt zawiadomić, że chcą razem iść przez świat.

Amy Smitch i Michael Wood

serdecznie zapraszają Sz. P. na uroczystość Zaślubin,

która odbędzie się 20 listopada 1979 roku o godzinie 12.00

w kościele św. Ignacego w Londynie



Nie mogłam uwierzyć własnym oczom

-Bierzecie ślub! Amy kiwnęła głową

-w prawdzie to jeszcze całe trzy miesiące, ale Mike chciał żeby goście już teraz wiedzieli, że 20 listopada mają być na naszym ślubie

-Tak się cieszę- powiedziałam i uściskałam przyjaciółkę tak mocno jak tylko mogłam

-Zrobiliśmy dwa rodzaje zaproszeń jedne dla mojej rodziny i innych przyjaciół czarodziejów, a drugie, mugolskie dla rodziny Mikea i jego przyjaciół. Już nie mogę się doczekać. Odkąd się pogodziliśmy miedzy nami jest jeszcze lepiej niż było. Lily, jestem taka szczęśliwa!



***

Po dwóch godzinach Amy oznajmiła, że musi już wracać, a po jej wyjściu zabrałam się za robienie obiadu. Cały czas myślałam o ślubie, który odbędzie się w listopadzie. Cały czas miałam przed oczami rozpromieniona twarz Amy. Po chwili przypomniałam sobie coś co diametralnie zmieniło moje nastawienie do tego wydarzenia. Remus. Przecież on kocha Amy, jak zareaguje na ślub. Przecież on się załamie. Usłyszałam głos zamka w drzwiach i kroki w przedpokoju. Po chwili do kuchni wszedł James.

-Punkt piąta- powiedział dumny ze swojej punktualności

-Siadaj, obiad za chwile będzie gotowy- powiedziałam- I jak było?

-Bardzo fajnie. Syriusz znalazł ostatnio takie puste pole gdzie nie ma żadnego mugola w odległości dwóch mil. Wzięliśmy swoje stare miotły i zagraliśmy w quidditcha. Trochę dziwnie było, bo mało osób, ale…- James nagle przerwał opowiadanie- o… też dostałaś zaproszenie

-Amy przyniosła dla nas obojga. Co znaczy, że ja też?

-Bo ja też dostałem takie samo… od Remusa- powiedział i podał mi identyczne zaproszenie jakie przed paroma godzinami dostałam od Amy

Nic już nie rozumiałam.


*****************
Nie poprawiony, bez kropek itd. Ale jest. W sumie żadne z was, moich kochanych czytelników już tu nie zagląda chyba że przypadkowo. Mam nadzieję że się nie zawiedziecie, może nie wyszłam jeszcze z formy. Może znajdę czas żeby pisać dalej... nw... życie to ciągła zagadka którą codziennie odkrywam. Podczas mojej nieobecności doświadczyłam tyle przykrości że tylko powrót tu da mi ukojenie. Rozumiecie mnie chyba?

Lily