sobota, 20 kwietnia 2013

41. Zadanie i wyprowadzka.


-Nie możemy się tam wprowadzić!- oznajmiłam Jamesowi kiedy wreszcie byliśmy przez chwilę sami.

-A to dlaczego?- zapytał zupełnie zbity z tropu James.

Spuściłam głowę. Byłam wdzięczna Dumbledorowi, że dał nam całkiem nowe mieszkanie, ale z drugiej strony czułam, że nie będzie dobrze jeśli się do niego wprowadzimy. James chyba nie brał moich słów poważnie, bo z uśmiechem machał kluczami przed moją twarzą.

-Ja mówię poważnie James- powiedziałam patrząc mu w oczy.

Przez chwilę zamarł w bezruchu i nic nie mówił patrząc na mnie jak na kosmitę. Po chwili odzyskał głos, zmarszczył brwi i powiedział.

-Ale dlaczego? Nie rozumiem. Dlaczego mamy zrezygnować z czegoś co nam będzie na rękę?

-Bo to będzie nie fair, nie rozumiesz tego?

-Nie fair? Nie fair wobec kogo? Wobec czego?

-Jak ty sobie to wyobrażasz, przecież nie udostępniliśmy naszego mieszkania żeby dostać nowe.

-Ale nikt tak nie twierdzi.

-Wiem, ale nie możemy zrozum.

-Nie, nie rozumiem. Dlaczego mamy się męczyć z tuzinem obcych czarodziejów kiedy możemy mieszkać sami w swoim własnym domu.

 -A twoi rodzice?

-Moi rodzice? Co oni mają z tym wspólnego?

-Dużo, nie pamiętasz, że to oni dali nam pieniądze na spłatę kredytu?!

-Warto podkreślić słowo DALI, dali czyli możemy zrobić z tym co tylko nam się podoba.

-Nie James, dali nam te pieniądze bo chcieli żebyśmy mieli duży wygodny dom, a nie wyprowadzali się przy pierwszej lepszej okazji.

-Ale to nie jest pierwsza lepsza okazja, to po prostu konieczność.

-Dali nam te pieniądze, bo wiedzieli jak bardzo chcę zatrzymać ten dom, a teraz mam go tak po prostu zostawić?

-Powiedź po prostu, że nie chcesz się wyprowadzać!

-Nie chcę się wyprowadzać!

-Dobrze!- James był coraz bardziej zły.

-Dobrze!

-Będziesz jeszcze prosić żebyśmy się stąd wynieśli!

-Nie będę!- krzyknęłam kiedy James wyszedł trzaskając drzwiami.

Nie lubiłam się z nim kłócić jednak czasami nie mogłam się powstrzymać kiedy bardzo czegoś chciałam. Czy bardzo chciałam zostać w domu pełnym nieznajomych mi czarodziejów? Nie, nie chciałam ani trochę, co więcej wiedziałam, że będzie mi ciężko wytrzymać. Jednak teraz miałam jeszcze większą motywację. Musiałam udowodnić Jamesowi, że naprawdę wiem czego chce i nigdy nie zmieniam zdania. Powoli zaczęłam zbierać brudne naczynia, wyjęłam róźdźkę machnęłam pare razy i już cała kuchnia lśniła czystością. Po chwili do kuchni wszedł znowu James. Kręcił się chwile bez celu nie mówiąc nic. Potem usiadł i powiedział.

-Przydałoby się więcej jedzenia.

-W szafce są żelki, nasyp im do miski to powinno ich na jakiś czas zapchać.

Jmaes powoli wstał, ale zamiast do szafki podszedł do mnie. Objął mnie i szepnął do ucha.

-Nie chcę się z tobą kłócić.

Odwróciłam się tak,żeby móc spojrzeć mu w oczy.

-Ja też.

-To dlaczego się kłócimy.

-Może czasami trzeba żeby rozładować sytuację.

James pocałował mnie.

-Zostaniemy tu jak długo zechcesz, ale obiecaj mi, że jak chociaż przez chwilę będziesz miała dosyć to się wyprowadzimy stąd.
Milczałam chwilę.

 -Obiecuję- powiedziałam i pocałowałam go.

W tym samym momencie do pokoju wszedł Benio. Najpierw stanął jak wryty przyglądając się nam, później nieprzytomnie rozglądnął się po kuchni, a potem zapytał jak gdyby nigdy nic.

-Macie jeszcze te mugolskie słodycze? Strasznie dobre były.

***

Zanim się obejrzeliśmy już siedzieliśmy na kolejnym zebraniu Zakonu. Tym razem było to już całkiem poważne zebranie na którym Dumbledore miał przydzielić każdemu zadanie. Usiedliśmy wszyscy w dużym pokoju, każdy był bardzo przejęty. Nikt nie wiedział na czym będą polegać nasze zadania.

-Zapewne nikt z was nie ma pojęcia jakiego rodzaju zadania będziecie wykonywać- zaczął mówić Dumbledore- i nie mogę wam powiedzieć dokładnie jakie to będą zadania, bo będą bardzo różne. Jednak musicie wiedzieć, że najważniejszym waszym zadaniem jest chronienie Zakonu, jego członków i Kwatery. Kwatera jest już zabezpieczona i nikt niepowołany nie ma prawa ani możliwości o niej wiedzieć. Każdy z was dostanie karteczkę z napisanym na niej zadaniem i właśnie tym macie być pochłonięci przez kolejne dwa tygodnie. Proszę was o dyskrecje i o rozwagę. No… to chyba na razie tyle.

Dumbledore machnął szybko różdżką, a na naszych rękach pojawiły się małe karteczki. Otworzyłam tą na moich dłoniach i przeczytałam.

REGULUS BLACK PODEJRZEWANY O DZIAŁANIE W GRUPIE ŚMIERCIOŻERCÓW RAZEM Z NAJBLIŻSZĄ RODZINĄ

Szybko schowałam kartkę. Czy to prawda, że mam obserwować brata Syriusza? Jak mam mu to powiedzieć? Jak mam powiedzieć, że jego rodzina jest powiązana ze śmierciożercami? Na szczęście podeszła do mnie Amy i przerwała moje rozmyślania. Spojrzałam na nią, miała taką samą minę jak ja.

-Lily… jakie masz zadanie- powiedziała i za nim zdążyłam odpowiedzieć pokazałam mi kartkę na której pisało dokładnie to samo co na mojej.- Czy to jest rodzina Syriusza?- zapytała z przerażeniem.

-Tak- odpowiedziałam cicho i spojrzałam w stronę Syriusza który właśnie razem z Jamesem naśmiewał się z nazwiska ze swojej kartki.

 ***

-Nigdy nie przypuszczałbym, że Smark jest śmieciożercą znaczy śmierciożercą- powiedział Syriusz kiedy siedzieliśmy już sami w pokoju.

-A ja się tego spodziewałem- oznajmił James- Voldemort i on to jak ojciec i jego niedorobiony syn- roześmiał się.

-To wasze zadanie nie powinniście tego bagatelizować- oznajmił poważnym tonem Remus.

-A wy co takie poważne- zwrócił się w naszą stronę Syriusz- Kogo macie?

Milczałyśmy, popatrzyłam na Amy ona miała spuszczoną głowę.

-Co tak milczycie?- tym razem zapytał James.

-Ja nie mam zadania- oznajmiła po chwili Carmen.

-Jak to nie masz zadania?!- zapytaliśmy wszyscy razem.

-Nie mam… bo wyjeżdżam z Londynu.

-Wyjeżdżasz? Gdzie? Kiedy?- zapytała Amy.

-Ministersto przeniosło mnie jako reprezentantkę naszego wydziału do Hiszpanii. Dowiedziałam się wczoraj, wyjeżdżam za tydzień.

Te słowa dotarły do mnie tak nagle i tak niespodziewanie, że nie wiem dlaczego zaczęłam płakać. Razem ze mną płakała Amy.

sobota, 13 kwietnia 2013

Sowa 2

Hej ! Co do ostatnich komentarzy: wiem że akcja się psuje, jest mniej ciekawie, jest mniej napięcia. Może ja straciłam już wenę ? Może się nie nadaję ?? 
Postaram się to zmienić, ale jeszcze nie teraz. Teraz musicie być cierpliwi. 
Mogła bym wam zdradzić co planuję. Ale czy miało by to sens ?? Stanie się bardzo dużo. 

Czy wy nie macie w życiu nudniejszych dni od całej reszty ? Przecież nie zawsze się coś dzieje i tak też jest w życiu Lily.  

Musicie by cierpliwi i czekać.




Przyjaciele są jak ciche anioły,które podniosą nas,kiedy nasze skrzydła zapomną,jak latać...


~ Lily

czwartek, 11 kwietnia 2013

40. Nowe mieszkanie ??


Siedziałam przykryta kocem. Kto mnie przykrył? Nie pamiętam. Pamiętam tylko jedno, moje myśli które kłębiły się w  głowie jeszcze przez długi czas. Dlaczego zginęła akurat ta kobieta, przecież o wiele łatwiej byłoby zabić mnie. Stałam bliżej i słyszałam jego głos, widziałam jego oczy, te straszne oczy… Rozejrzałam się, dookoła było pełno ludzi, pełno obcych czarodziejów z Ministerstwa. Nie wiedziałam skąd się wzięli, nie pamiętałam kiedy przyszli ani kiedy zabrali ciało owej kobiety. Nie obchodziło mnie to, jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili to żeby przyszedł James i mnie z tamtąd jak najszybciej zabrał. Żebym nie musiała już myśleć, żebym mogła się położyć w łóżku i po prostu zasnąć.

-Pani Potter, tak?- zapytał wysoki mężczyzna w fioletowym kapeluszu i tego samego koloru szacie.

-Tak… tak to ja- odparłam nieprzytomnie.

-Zawiadomiliśmy już pani męża o tym co się stało.

-A co się właściwie stało?- zapytałam chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tamtej kobiecie.

-Chciałbym zadać pani parę pytań.

Spuściłam głowę i przykryłam się szczelniej kocem. Nie chciałam być wypytywana o to co przed chwilą widziałam.

-No więc…- mężczyzna nie dawał za wygraną- była pani na cmentarzu i co pani widziała? Czy widziała pani mordercę?

-Tak, widziałam- powiedziałam cicho.

-Dobrze- powiedział notując coś w małym notesie- jak wyglądał?

-Miał czerwone oczy, czerwone przeszywające oczy… i mówił językiem wężów.

-Tylko tyle?

-Tak, nic więcej nie pamiętam.

-Dlaczego skoro była pani tak blisko mordercy to nie zabił pani tylko tamtą kobietę.

-Nie wiem- odparłam zgodnie z prawdą- Co to była za kobieta?

-Właśnie próbujemy ustalić jej dane. Wiemy tylko, że umarła od ugryzienia jadowitego węża który w żadnym wypadku nie może występować w Anglii.

-Lily kochanie !- usłyszałam znajomy głos za plecami.

Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego do mnie Jamesa, który miał minę jakby przed chwilą zobaczył ducha. Szybko wstałam, zrzuciłam z siebie koc i pobiegłam z łzami spływającymi mi po policzkach w stronę mojego męża. Rzuciłam się  w jego ramiona i szepnęłam.

-To było straszne, chcę do domu. Chodźmy do domu!

James okrył mnie swoją kurtką i zwrócił się do wysokiego mężczyzny z Ministerstwa.

-Czy możemy już iść?

-To nie jest jeszcze wskazane- odparł.

-Nie jest wskazane?! Czy pan w ogóle zdaje sobie sprawę co moja żona przed chwilą przeszła?! Czy ma pan choć trochę wyobraźni żeby wiedzieć jak ona się teraz czuję?!

-Nie, ale…- zaczął.

-Mam nadzieję, że zrozumie pan chociaż, że nie ma mowy teraz o żadnym przesłuchaniu, bo moja żona idzie teraz ze mną do domu. Pan niech lepiej zajmie się dochodzeniem, a nie dręczeniem niewinnych ludzi!- powiedział James po czym skierowaliśmy się ku wyjściu.

***

-I ten wąż tak po prostu cię ominął- pytała zdumiona Amy kiedy wszyscy przyszli mnie odwiedzić.

Kiwnęłam głową.

-Dla mnie to trochę dziwne- stwierdziła stanowczo Carmen- Dlaczego Voldemort nasłał tego węża na tą kobietę skoro o wiele wygodniej i łatwiej byłoby mu zabić ciebie?

-Może nie chciał zabić byle kogo, tylko zależało mu na konkretnej osobie- powiedział Remus.

-Może- przytaknęłam.

-A ta kobieta? Powiedziała coś konkretnego?

-Nie, powiedziała tylko, że nie chce umierać, bo ma dzieci i że ugryzł ją wąż… no i że zabił ją ‘sam wiesz kto’.

-‘Sam wiesz kto’, co za głupia nazwa- stwierdziła Amy- czy nie lepiej mówić po prostu Voldemort.

-Widocznie nie dla wszystkich.

-Ale ona nie należała do Zakonu?- zapytał nagle Syriusz.

-Nie, pamiętałabym ją.

-Czyli ofiarami nie są tylko członkowie Zakonu.

-Przydałoby się porozmawiać z Dumbledorem- powiedziała zrezygnowanym głosem Carmen.

-Dzisiaj zabranie, Dumbledora też powinien przyjść- przypomniałam.

-Jeżeli przyjdzie to na pewno powie nam co jest grane- powiedział James i pocałował mnie w policzek.

***

Tak jak myśleliśmy na zebraniu Zakonu zjawił się też Dumbledore. Był inny niż zwykle, zamyślony, niedostępny. Cieszył się i był nam wdzięczny, że udostępniliśmy swój dom jako kwaterę główną, ale coś przed nami ukrywał, o czymś nie chciał nam powiedzieć. Członkowie wchodzili dosłownie drzwiami i oknami zaciekawieni nowym miejscem zebrań.

-James to już wszyscy?!- krzyknęłam w stronę Jamesa kiedy zamykałam okno po tym jak wleciała przez nie na miotle Marlena.

-Chyba tak!- odkrzyknął James zamykając drzwi Podeszłam do niego i pocałowałam go.

-Nie żałujesz?- zapytał cicho.

-Na razie nie- odpowiedziałam śledząc wzrokiem jak Benio Fenwick chowa szczątki stłuczonej wazy pod dywan- ale nie jestem pewna czy nie zacznę- dodałam niepewnie.

-Lily, James musimy porozmawiać- usłyszeliśmy stanowczy głos Dumbledora.

Udaliśmy się w stronę pustego pokoju, usiedliśmy przy małym stoliku i przez chwilę milczeliśmy. W końcu Dumbledora zaczął mówić.

-Chcę żebyście wiedzieli, że nie musicie tego robić. To nie jest konieczne.

-To jest konieczne- odparł James.

-To jest bardzo ważne, ale nie konieczne. Znajdziemy sobie inną kwaterę.

-Szukaliśmy już od dwóch tygodni i nie znaleźliśmy nic co spełniałoby wszystkie warunki- powiedziałam.

-Kwatera musi spełniać wszystkie warunki bezpieczeństwa, bo inaczej może się z nią stać to samo co z tym samochodem- dodał James.

-Chcę tylko żebyście w razie czego mieli jakieś wyjście.

-Wyjście?- powtórzyliśmy razem.

-Tak, w razie jakbyście chcieli pobyć trochę sami, z dala od takich dziwaków jak na przykład Benio- powiedział i wręczył nam klucze do naszego nowego mieszkania.

********************************************************************************

Lily na cmentarzu.


Lily podczas rozmowy z przyjaciółmi i na spotkaniu Zakonu 

_________________________________________________________________________________

Teraz parę słów ode mnie:
Co do ostatniej sowy. Pewnie zastanawiacie się o co chodziło z tymi PS'ami. Przyjechały do mnie kuzynki. Wszystkie jaramy się Huncami. Marta per Martha jara się Łapą. Kamila per Kat jara się Lunatykiem. Ja jaram się Jamesem. Razem tworzymy Huncwotki. Dla tego Martha mówiła do mnie że mam trawę z miast mózgu, a ja do niej że nie widzi nic po za swoimi kudłami ( tak jak Łapa ). To tyle. :**

Koffam
~ Lily

wtorek, 2 kwietnia 2013

SOWA NR.1

Wiecie ktoś mi powiedział że za często dodaję notki, że jak wam się podoba to poczekacie. Że to podsyci waszą ciekawość. Co wy o tym myślicie ??

PS: odzyskałam hasło ! Znów jestem z wami !!

PS1: A co jeśli tego nie przeczytają ??
Ps2: Na pewno przeczytają.
Ps3: A co jeśli nie !?
Ps4: To powiszę cię na tamtym drzewie mięso jadko !
Ps5: Ha ha ha ! A ty masz sałatę zamiast mózgu !
Ps6: Odezwała się ta co myśli tylko o swoich kudłach !
Ps7: To nie są żadne kudły ! Łosiu ty !
Ps8: Daltonistka !
Ps9: Ty nawet nie wiesz co to jest !
Ps10: A chcesz się założyć ??

Ps11: Bardzo was za nie przepraszam !

Pozdrowienia !
Lily, Martha i Kat ~ huncwotki !

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

39. Trudna decyzja i czaszka


Siedziałam przy stole i myślałam. Myślałam o tym jak mam postąpić. Co jest najlepsze dla Zakonu, dla mnie, dla Jamesa. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego rozwiązania. Nie mogłam znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Z jednej strony pragnęłam pomóc Zakonowi, ale z drugiej bardzo się bałam. Nie wiedziałam też jak mam rozpocząć rozmowę z Jamesem, co i jak mam mu powiedzieć. Spojrzałam na niego. Siedział koło mnie z przyklejonym nosem do „Proroka Codziennego”.
-James…- zaczęłam powoli.
Mąż spojrzał na mnie z nad gazety i mruknął pytająco.
-Nie sądzisz, że ten dom jest dla nas trochę za duży- powiedziałam zastanawiając się co powiedzieć dalej.
Oczy Jamesa dziwnie błysnęły patrzył na mnie uważnie, pewnie zastanawiał się o co mi chodzi.
-Za duży?- odezwał się w końcu.
Kiwnęłam głową.
-Bo… chodzi mi o to, że… Zakon potrzebuje pomocy. Przecież wiesz, że z Alicją szukałyśmy nowej kwatery i znalazłyśmy idealne miejsce, które spełnia wszystkie wymagania.
-To wspaniale, gdzie ono jest?
-Tutaj- powiedziałam ledwo dosłyszalnym głosem.
-Tutaj- powtórzył powoli James- znaczy tutaj w naszym domu?
-Tak, tutaj.
James odłożył gazetę na stół i wstał. Patrzyłam na niego próbując wyczytać z jego twarzy wszystko to o czym myśli, co czuję. Bardzo pragnęłam znać jego myśli, albo chociaż wiedzieć jak zareaguje. Niestety nic nie udało mi się dowiedzieć. Jego twarz była kamienna. Nie uśmiechał się, nie miał złej miny, był po prostu bardzo zamyślony. Zagłębiony w myślach których ja, jego żona, nie znałam. Nie było mi dobrze z tym uczuciem i z całych sił pragnęłam żeby to się wreszcie skończyło. Musiałam to przerwać, musiałam natychmiast coś zrobić żeby James się odezwał, żeby powiedział coś, cokolwiek. Gwałtownie wstałam, podeszłam do Jamesa, przytuliłam się do niego i szepnęłam.
-Co o tym myślisz?
James jeszcze przez chwilę milczał, później powoli powiedział.
-Ufam ci Lily i wiem, że skoro zdecydowałaś się na ten ‘krok’ to pewnie przemyślałaś już wszystko. Wszystkie złe i dobre strony. Tylko chciałbym wiedzieć, że jesteś tego pewna. Jesteś pewna, że tego chcesz?
 -Jestem pewna- powiedziałam, choć tak naprawdę nie byłam wcale pewna.
-Kwatera Zakonu to nie tylko pomieszczenie w którym będą odbywać się spotkania. Kwatera to miejsce które będzie służyło za drugi dom dla członków. Będzie ich kryjówką. Ten dom już nie będzie naszym spokojnym gniazdkiem, będzie wielkim domem dla wielu osób. Nie będziemy już mieszkać sami. Chciałbym żebyś to wiedziała.
-A ja chcę wiedzieć czy ty się zgadzasz- powiedziałam.
 -Zgadzam się- powiedział patrząc mi w oczy- jeżeli to jest jedyne miejsce w okolicy które sełnia wszystkie wymaganie to dlaczego mamy nie pomóc.
Przytuliłam go jeszcze mocniej.
-James ja nie jestem pewna, ale bardzo chce być pewna tego co zrobię. Muszę coś zrobić, gdzieś pójść wtedy będę pewna- powiedziałam jednym tchem.

***

 Otworzyłam żelazną ciężką bramę. Było zimno, pochmurno, deszczowo. Zupełnie nie tak, jak powinno być w czasie wiosny. Wszystko było nie tak, a ja powoli zaczęłam się już do tego przyzwyczajać. Szłam powoli w jednej ręce trzymałam bukiet kwiatów w drugiej, siatkę ze zniczami. Cmentarz, przygnębiające miejsce? Nie dla mnie, dla mnie cmentarz był miejscem gdzie można było rozwiązać, przemyśleć każdy problem. Miejscem gdzie czułam się naprawdę bezpieczna, spokojna. Wiedziałam, że rodzice nade mną czuwają, najbardziej to czułam właśnie tam, na cmentarzu. Gdy doszłam do grobu rodziców, uklękłam przy nim nie zwracałam uwagi na to, że siedzę na błocie, nie zwracałam uwagi, że jestem cała brudna. Nic mnie nie obchodziło. Zapaliłam znicze, położyłam kwiaty i pogrążyłam się w rozmyślaniach. Tak bardzo chciałam być pewna swoich czynów, tak bardzo tego pragnęłam. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę. Nagle coś przerwało moje rozmyślania. Podniosłam szybko głowę, odgarnęłam spadające mi na czoło włosy i nasłuchiwałam. Byłam pewna, że przed chwilą słyszałam czyjeś kroki w krzakach. Może to jakieś zwierze, może wiatr. Nie, byłam pewna, że był tam człowiek. Tylko kto? Kto normalny siedzi w taką pogodę w krzakach? A może to tylko złudzenie? Deszcz padał coraz bardziej, mgła robiła się coraz bardziej gęsta, a ja coraz bardziej się bałam. Miałam do wyboru albo siedzieć w bezruchu i zastanawiać się co to mogło być, albo wstać i zobaczyć co to było. Wstałam. Powoli podeszłam do krzaków. Chciałam zapytać ‘kto tam jest’ jednak nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Delikatnie rozchyliłam gałęzie, nic nie widziałam. Już miałam zrobić kolejny krok do przodu, kiedy nagle usłyszałam zimny przeszywający, mrożący krew w żyłach głos, głos mężczyzny. Gwałtownie cofnęłam się. Mężczyzna nie mówił po angielsku, to był jakiś inny, nieludzki, język. Język wężów?!
-Psssssskkkkkaaaaallssssss aaaaaaammmmmsssssllliiiiiiik ddttyyyyyysssssss!!!!!!!!- wykrzyknął nagle.
Chciałam uciekać, zrobiłam krok do tyłu, ale się potknęłam i przewróciłam. Wszystko działo się bardzo szybko. Zobaczyłam węża, wielkiego, ohydnego, obślizgłego węża który sunął prosto na mnie. Przez chwilę myślałam, że to już koniec, jednak on ominął mnie. Zignorował mnie i pomknął dalej, przed siebie. Gdzie? Nie miałam pojęcia. Byłam szczęśliwa ,że to nie ja jestem jego ofiarą. Byłam przerażona, nie czułam nóg, nie czułam rąk, nie mogłam się ruszyć tak bardzo się bałam. Ten szaleniec na pewno jeszcze jest w krzakach. Patrzyłam w zielone gałęzie próbując dostrzec cokolwiek, wtedy właśnie zobaczyłam te oczy. Czerwone, przerażające oczy szaleńca które zdolne są do wszystkiego. Zdolne są zabić każdego. Usłyszałam wystrzał, jakby sztucznych ogni, spojrzałam w niebo. Był tam znak, przedstawiał czaszkę, z której z pomiędzy szczęk, jak język wysuwał się wąż. Czaszka wznosiła się coraz wyżej i wyżej, spowita zieloną mgiełką, rysując się na tle ciemno granatowego nieba jak jakaś nowa konstelacja. Byłam przerażona, przerażona jak jeszcze nigdy w życiu. Co to za znak? Po chwili usłyszałam przeraźliwy wrzask. Szybko wstałam i przedzierając się przez mgłę pobiegłam przez siebie. Tam skąd dochodził owy krzyk. Biegłam przez dłuższą chwilę aż w końcu zobaczyłam postać leżącą między dwoma grobami. Podbiegłam bliżej. Klęknęłam przy leżącej kobiecie. Miała przymknięte oczy, ale była jeszcze przytomna.
-Co się stało?- wydyszałam.
-To on…- wyszeptała kobieta, a ja wiedziałam, że każde wypowiedziane słowo sprawia jej ból- ‘Sama wiesz kto’ on nasłał na mnie… wąż… jadowity… ugryzł mnie, a ja…. nie spodziewałam się… nie chcę umierać…. mam dzieci….-powiedziała i opadła bezwładnie na ziemię
Łzy spłynęły mi na policzki, przytuliłam jej zimne martwe ciało. Położyłam się obok niej. Spojrzałam na niebo, dokładnie nad nami unosiła się zielona czaszka. Właśnie wtedy poczułam, że jestem całkowicie pewna, Zakon musi dalej działać. Musi, bo inaczej wszyscy zginiemy.

___________________________________________________________________________________



Lily podczas odwiedzin na cmentarzu


___________________________________________________________________________________


Teraz tak organizacyjnie:
Jeśli nadal będziecie tak komentować jak ostatnio notki będą się pojawiać częściej, będą dłuższe i lepszej jakości.


W ankiecie na ulubioną postać głosowało 10 osób. Zawiodłam się.
Tak wyglądała ankieta:
1. Lily- 4 głosy ( 40% )
2.Remus - 3 głosy ( 30 % )
3. James- 2 głosy ( 20 % )
4. Dorcas- 1 głos ( 10 % )
5. Amy - 0 głosów
Carmen- 0 głosów
Peter - 0 głosów
Syriusz - 0 głosów


No cóż :

Wesołego zającaco się śmieje bez końcaszczerbatego baranaco beczy od rana,radości bez liku,pisanek w koszykuoraz mokrego dyngusa życzyLily I INNI BOHATEROWIE OPOWIADAŃ