poniedziałek, 1 kwietnia 2013

39. Trudna decyzja i czaszka


Siedziałam przy stole i myślałam. Myślałam o tym jak mam postąpić. Co jest najlepsze dla Zakonu, dla mnie, dla Jamesa. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego rozwiązania. Nie mogłam znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Z jednej strony pragnęłam pomóc Zakonowi, ale z drugiej bardzo się bałam. Nie wiedziałam też jak mam rozpocząć rozmowę z Jamesem, co i jak mam mu powiedzieć. Spojrzałam na niego. Siedział koło mnie z przyklejonym nosem do „Proroka Codziennego”.
-James…- zaczęłam powoli.
Mąż spojrzał na mnie z nad gazety i mruknął pytająco.
-Nie sądzisz, że ten dom jest dla nas trochę za duży- powiedziałam zastanawiając się co powiedzieć dalej.
Oczy Jamesa dziwnie błysnęły patrzył na mnie uważnie, pewnie zastanawiał się o co mi chodzi.
-Za duży?- odezwał się w końcu.
Kiwnęłam głową.
-Bo… chodzi mi o to, że… Zakon potrzebuje pomocy. Przecież wiesz, że z Alicją szukałyśmy nowej kwatery i znalazłyśmy idealne miejsce, które spełnia wszystkie wymagania.
-To wspaniale, gdzie ono jest?
-Tutaj- powiedziałam ledwo dosłyszalnym głosem.
-Tutaj- powtórzył powoli James- znaczy tutaj w naszym domu?
-Tak, tutaj.
James odłożył gazetę na stół i wstał. Patrzyłam na niego próbując wyczytać z jego twarzy wszystko to o czym myśli, co czuję. Bardzo pragnęłam znać jego myśli, albo chociaż wiedzieć jak zareaguje. Niestety nic nie udało mi się dowiedzieć. Jego twarz była kamienna. Nie uśmiechał się, nie miał złej miny, był po prostu bardzo zamyślony. Zagłębiony w myślach których ja, jego żona, nie znałam. Nie było mi dobrze z tym uczuciem i z całych sił pragnęłam żeby to się wreszcie skończyło. Musiałam to przerwać, musiałam natychmiast coś zrobić żeby James się odezwał, żeby powiedział coś, cokolwiek. Gwałtownie wstałam, podeszłam do Jamesa, przytuliłam się do niego i szepnęłam.
-Co o tym myślisz?
James jeszcze przez chwilę milczał, później powoli powiedział.
-Ufam ci Lily i wiem, że skoro zdecydowałaś się na ten ‘krok’ to pewnie przemyślałaś już wszystko. Wszystkie złe i dobre strony. Tylko chciałbym wiedzieć, że jesteś tego pewna. Jesteś pewna, że tego chcesz?
 -Jestem pewna- powiedziałam, choć tak naprawdę nie byłam wcale pewna.
-Kwatera Zakonu to nie tylko pomieszczenie w którym będą odbywać się spotkania. Kwatera to miejsce które będzie służyło za drugi dom dla członków. Będzie ich kryjówką. Ten dom już nie będzie naszym spokojnym gniazdkiem, będzie wielkim domem dla wielu osób. Nie będziemy już mieszkać sami. Chciałbym żebyś to wiedziała.
-A ja chcę wiedzieć czy ty się zgadzasz- powiedziałam.
 -Zgadzam się- powiedział patrząc mi w oczy- jeżeli to jest jedyne miejsce w okolicy które sełnia wszystkie wymaganie to dlaczego mamy nie pomóc.
Przytuliłam go jeszcze mocniej.
-James ja nie jestem pewna, ale bardzo chce być pewna tego co zrobię. Muszę coś zrobić, gdzieś pójść wtedy będę pewna- powiedziałam jednym tchem.

***

 Otworzyłam żelazną ciężką bramę. Było zimno, pochmurno, deszczowo. Zupełnie nie tak, jak powinno być w czasie wiosny. Wszystko było nie tak, a ja powoli zaczęłam się już do tego przyzwyczajać. Szłam powoli w jednej ręce trzymałam bukiet kwiatów w drugiej, siatkę ze zniczami. Cmentarz, przygnębiające miejsce? Nie dla mnie, dla mnie cmentarz był miejscem gdzie można było rozwiązać, przemyśleć każdy problem. Miejscem gdzie czułam się naprawdę bezpieczna, spokojna. Wiedziałam, że rodzice nade mną czuwają, najbardziej to czułam właśnie tam, na cmentarzu. Gdy doszłam do grobu rodziców, uklękłam przy nim nie zwracałam uwagi na to, że siedzę na błocie, nie zwracałam uwagi, że jestem cała brudna. Nic mnie nie obchodziło. Zapaliłam znicze, położyłam kwiaty i pogrążyłam się w rozmyślaniach. Tak bardzo chciałam być pewna swoich czynów, tak bardzo tego pragnęłam. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę. Nagle coś przerwało moje rozmyślania. Podniosłam szybko głowę, odgarnęłam spadające mi na czoło włosy i nasłuchiwałam. Byłam pewna, że przed chwilą słyszałam czyjeś kroki w krzakach. Może to jakieś zwierze, może wiatr. Nie, byłam pewna, że był tam człowiek. Tylko kto? Kto normalny siedzi w taką pogodę w krzakach? A może to tylko złudzenie? Deszcz padał coraz bardziej, mgła robiła się coraz bardziej gęsta, a ja coraz bardziej się bałam. Miałam do wyboru albo siedzieć w bezruchu i zastanawiać się co to mogło być, albo wstać i zobaczyć co to było. Wstałam. Powoli podeszłam do krzaków. Chciałam zapytać ‘kto tam jest’ jednak nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Delikatnie rozchyliłam gałęzie, nic nie widziałam. Już miałam zrobić kolejny krok do przodu, kiedy nagle usłyszałam zimny przeszywający, mrożący krew w żyłach głos, głos mężczyzny. Gwałtownie cofnęłam się. Mężczyzna nie mówił po angielsku, to był jakiś inny, nieludzki, język. Język wężów?!
-Psssssskkkkkaaaaallssssss aaaaaaammmmmsssssllliiiiiiik ddttyyyyyysssssss!!!!!!!!- wykrzyknął nagle.
Chciałam uciekać, zrobiłam krok do tyłu, ale się potknęłam i przewróciłam. Wszystko działo się bardzo szybko. Zobaczyłam węża, wielkiego, ohydnego, obślizgłego węża który sunął prosto na mnie. Przez chwilę myślałam, że to już koniec, jednak on ominął mnie. Zignorował mnie i pomknął dalej, przed siebie. Gdzie? Nie miałam pojęcia. Byłam szczęśliwa ,że to nie ja jestem jego ofiarą. Byłam przerażona, nie czułam nóg, nie czułam rąk, nie mogłam się ruszyć tak bardzo się bałam. Ten szaleniec na pewno jeszcze jest w krzakach. Patrzyłam w zielone gałęzie próbując dostrzec cokolwiek, wtedy właśnie zobaczyłam te oczy. Czerwone, przerażające oczy szaleńca które zdolne są do wszystkiego. Zdolne są zabić każdego. Usłyszałam wystrzał, jakby sztucznych ogni, spojrzałam w niebo. Był tam znak, przedstawiał czaszkę, z której z pomiędzy szczęk, jak język wysuwał się wąż. Czaszka wznosiła się coraz wyżej i wyżej, spowita zieloną mgiełką, rysując się na tle ciemno granatowego nieba jak jakaś nowa konstelacja. Byłam przerażona, przerażona jak jeszcze nigdy w życiu. Co to za znak? Po chwili usłyszałam przeraźliwy wrzask. Szybko wstałam i przedzierając się przez mgłę pobiegłam przez siebie. Tam skąd dochodził owy krzyk. Biegłam przez dłuższą chwilę aż w końcu zobaczyłam postać leżącą między dwoma grobami. Podbiegłam bliżej. Klęknęłam przy leżącej kobiecie. Miała przymknięte oczy, ale była jeszcze przytomna.
-Co się stało?- wydyszałam.
-To on…- wyszeptała kobieta, a ja wiedziałam, że każde wypowiedziane słowo sprawia jej ból- ‘Sama wiesz kto’ on nasłał na mnie… wąż… jadowity… ugryzł mnie, a ja…. nie spodziewałam się… nie chcę umierać…. mam dzieci….-powiedziała i opadła bezwładnie na ziemię
Łzy spłynęły mi na policzki, przytuliłam jej zimne martwe ciało. Położyłam się obok niej. Spojrzałam na niebo, dokładnie nad nami unosiła się zielona czaszka. Właśnie wtedy poczułam, że jestem całkowicie pewna, Zakon musi dalej działać. Musi, bo inaczej wszyscy zginiemy.

___________________________________________________________________________________



Lily podczas odwiedzin na cmentarzu


___________________________________________________________________________________


Teraz tak organizacyjnie:
Jeśli nadal będziecie tak komentować jak ostatnio notki będą się pojawiać częściej, będą dłuższe i lepszej jakości.


W ankiecie na ulubioną postać głosowało 10 osób. Zawiodłam się.
Tak wyglądała ankieta:
1. Lily- 4 głosy ( 40% )
2.Remus - 3 głosy ( 30 % )
3. James- 2 głosy ( 20 % )
4. Dorcas- 1 głos ( 10 % )
5. Amy - 0 głosów
Carmen- 0 głosów
Peter - 0 głosów
Syriusz - 0 głosów


No cóż :

Wesołego zającaco się śmieje bez końcaszczerbatego baranaco beczy od rana,radości bez liku,pisanek w koszykuoraz mokrego dyngusa życzyLily I INNI BOHATEROWIE OPOWIADAŃ




8 komentarzy:

  1. Smutna końcówka. :(
    Czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. no robi się coraz ciekawiej , czekam na kolejne rozdziały ;) Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe ciekawe :D czekam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się doczekać następnych notek. Gratulacje
    ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. świetnie to wymyśliłaś :)nawzajem

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem szczerze, że wciągnęłam się w tą historię.
    Czytuję ją, ale idzie mi to bardzo, bardzo opornie. Dlaczegóż to? Ponieważ tekst jest napisany tak, że wszystko zlewa się w jedną całość. Myślę, że najlepiej byłoby, gdybyś zastosowywała akapity lub chociaż przerwy między linijkami ;)
    co do częstości dodawania notek to, napiszę szczerze, że dodajesz chyba zbyt często. jeśli historia podoba się czytelnikom, to sądzę, że poczekaliby na nowy rozdział i z tydzień nawet, lecz to Twoja decyzja ;) takie dłuższe przerwy podsyciłyby ich ciekawość :D
    Co do akcji to bardzo mi się ona podoba. Rozkręca się, jest Voldemort, Zakon i wszystko inne. OK.
    To tyle z mojej strony ;) jeśli chcesz możesz wpaść do mnie na blogi ;)

    Pozdrawiam,
    Ross ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział, jak zwykle :)
    Och nie! Voldemort atakuje!
    Tylko nie to!

    OdpowiedzUsuń
  8. No ciekawie *____*
    Akcja się rozkręca, oby tak dalej :p
    Rozdział fajny, tylko, że jedyne do czego JA mogę się przyczepić to wąż..
    Przecież podobno był to ten sam wąż, który uciekł kiedy Harry był w zoo, a u ciebie jeszcze Harry'ego nie ma, a wż jest, ale zapewne tak miało być :d.
    Tak to naprawde fajnie ;3
    czekam na więcej, życzę weny i tobie również wesołych świąt.
    Pozdrawiam ~ Tonks ;*

    OdpowiedzUsuń