poniedziałek, 8 lipca 2013

48. Przyjęcie powitalne.

James przez chwile nic nie mówił. Gdy zaczęłam się już poważnie denerwować odrzekł.

-To dobrze- i poszedł dalej drogą.

Przez dłuższą chwilę stałam nie ruszając się. Myślałam, myślałam co to wszystko ma znaczyć. W końcu odwróciłam się i krzyknęłam.

-James ogłuchłeś?!

James zatrzymał się, powoli odwrócił i krzyknął do mnie.

-Nie, słyszałem wszystko bardzo wyraźnie! Jesteś w ciąży!

Zatkało mnie, takiej reakcji w ogóle się nie spodziewałam. Ignorując tłum gapiących się na nas mugoli krzyknęłam.

-I co?! Nic cię to nie obchodzi?!

-A co w tym takiego niezwykłego?! Urodzi się kolejne dziecko, których jest dużo na tym świecie!

Nie to nie możliwe. James nigdy by tak nie powiedział.

-A odpowiedzialność! Nie przeraża cię, że będziesz ojcem?!

-A co w tym przerażającego?!

Powoli czułam jak zaczyna opanowywać mnie niepowstrzymana złość. Rozległo się pare szeptów wśród gapiów z których udało mi się dosłyszeć słowo ‘drań’.

-Nie wierzę! Nie wierzę, że to powiedziałeś! Ty taki nie jesteś!

-Nie widziałaś mnie przez pewien czas, skąd wiesz, że się nie zmieniłem!

Widok przesłoniły mi łzy. Nie były to łzy smutku, ale łzy złości. Byłam tak wściekła na Jamesa jak jeszcze nigdy na nikogo.

-Wiesz co?! Ja myślałam, że się ucieszysz, ale widzę, że cię to w ogóle nie interesuje!- wykrzyczałam odwróciłam się i poszłam w drugą stronę. Zatrzymałam się jeszcze na chwile próbując jakoś opanować moją złość, która kipiała ze mnie jak jeszcze nigdy. Nagle poczułam jak ktoś mnie łapię w pasie i przytula.

-Ty naprawdę uwierzyłaś w to co przed chwilą powiedziałem?- zapytał ciepły głos przy moim uchu.

Odwróciłam się i spojrzałam pytającym wzrokiem na Jamesa.

-Jestem dobrym aktorem, prawda?- zapytał szczerząc zęby.

Nagle wszystko zrozumiałam, on udawał. Udawał swoją obojętność, a ja, jego żona, nie zauważyłam, że udaje. Jaka ze mnie żona?

-Ty draniu- powiedziałam popychając go lekko i uśmiechając się pod nosem- jak mogłeś?

-Mogłem- powiedział uśmiechając się- i przyznam, że było to bardzo zabawne.

-No dobrze, ale co właściwie czujesz? Cieszysz się?

-Chcesz zobaczyć moją prawdziwą reakcję- powiedział i bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce i pocałował mocno Gdy postawił mnie z powrotem na ziemię powiedział -Ciesze się jak idiota. Tak, jestem najszczęśliwszym idiotą na świecie- a potem dodał bez ostrzeżenia na cały głos- BĘDZIEMY MIEĆ DZIECKO! JA I MOJA ŻONA BĘDZIEMY RODZICAMI! BĘDZIEMY MIEĆ MAŁEGO POTTERA!

-James, ciszej. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć- powiedziałm zmieszana.

-Wszyscy muszą o tym wiedzieć- powiedział po czym podszedł do jakiejś mugolskiej staruszki i powiedział- Czy uważa Pani, że będę dobrym ojcem- przerwał jakby czekając na odpowiedź. Po chwili zaczął znowu- Bo wie Pani będę miał dziecko -po czym podbiegł do mnie i znowu mnie pocałował, a staruszka mruczała coś o dzisiejszej młodzieży.

-KOCHAM CIĘ LILY!-krzyknął na cały głos.

***

 -Balony, serpentyny… i te magiczne śpiewające małe elfiki, one tez mogą się przydać . Zapas czekoladowych żab i fasolki wszystkich smaków… potem… hmm… może jakiś tort i transparenty z napisem „WITAMY W DOMU!”- Amy była bardzo pochłonięta przygotowaniami przyjęcia powitalnego dla Remusa i Petera.

-James i Syrisz powiedzieli, że oni go zrobią- powiedziała Dorcas.

-Aha, ok. to jeszcze tylko coś do picia może…

-Kremowe piwo!- powiedziałam znosząc trzy kufle kremowego piwa.

-Świetny pomysł Lily, do picia będzie kremowe piwo, trzy kartony wystarczą?- powiedział Amy, a ja i Dorcas zaczęłyśmy się śmiać.

-No co?- dziwiła się Amy.

-Nie jesteś za bardzo przejęta tym przyjęciem?- zapytałam biorąc łyk piwa.

-Ja po prostu lubię organizować przyjęcie- powiedziała notując coś w notesie.

Do drzwi rozległo się pukanie. Poszłam otworzyć, za drzwiami stała tajemnicza postać z twarzą zakrytą dwoma kartonami.

-Potrzymasz? To nie jest ciężkie- powiedział głos Syriusza, a postać podała mi kartony, które wcale nie były lekkie.

-Macie?- Amy przybiegła do drzwi.

-Tak. Po co tyle tego? Mamy jeszcze trzy kartony w na dole.

-Będzie dużo osób, a ja nie chcę żeby czegoś zabrakło- powiedziała i odhaczyła z listy słowo ‘Miodowe Królestwo’.

-To jeszcze nie wszystko?- zapytałam z trudem utrzymując kartony.

-Nie, oczywiście, że nie- odparła Amy.

-Syriusz! Każesz mojej żonie trzymać te ciężkie kartony? Jak cię dorwę to przerobię cię na pasztet z psa !- powiedział James niosąc trzy kolejne paczki.

-Ups… pardąsik zapomniałem. Już to biorę- powiedział Syriusz i uwolnił mnie od ciężaru słodyczy na przyjęcie.

-Nie mówcie mi, że to jeszcze nie wszystko- powiedziałam patrząc na pięć leżących na ziemi kartonów.

James uśmiechnął się i pokręcił głową.

-Zrobiliście już transparent?- zapytała Amy zwracając się do Jamesa i Syriusza.

Chłopcy popatrzyli na siebie znacząco.

-No więc- zaczął powoli James- jest pewien problem…

-Problem- powtórzyła Amy wpatrując się w nich.

-Nic by się nie stało gdyby James nie wyjął swojej różdżki- powiedział Syriusz.

-Przecież to ty zaproponowałeś żebyśmy je wyjęli- odparł James.

-Ja powiedziałem tylko, że szybciej by było gdybyśmy użyli czarów.

-A później powiedziałeś…- zaczął James jednak Amy mu przerwała.

-Co się stało? Powiedzcie!

Syriusz spojrzał na Amy i powiedział tak niewyraźnie jak tylko mógł.

-James spalił ten transparent.

-CO?!- krzyknęli razem Amy i James.

-To ty go spaliłeś!- powiedział James.

-Co zrobiliście?!- zapytała w tym samym czasie Amy.

-Chcieliśmy żeby wszystko szybciej poszło, ale James użył złego zaklęcia i zamiast dodać migoczące gwiazdeczki to wyczarował ogniste kulki- wyjaśnił Syriusz.

-Podałeś mi złe zaklęcie- odparł James.

-Bo skąd miałem wiedzieć, że ‘ogniste kulki’ to nazwa tak dosłowna. No, ale nie ważne, w każdym razie transparentu nie ma.

-Nie ma?!- krzyknęła Amy- co to za przyjęcie powitalne bez transparentu?!

-Spokojnie- uspokajał ją James- jak tak bardzo ci na tym zależy to skoczymy z Syriuszem do sklepu kupimy potrzebne rzeczy i zrobimy go od nowa- zaproponował.

Amy uśmiechnęła się.

-Dzięki jesteście kochani- powiedziała po czym wszyscy rozeszliśmy się do swoich zadań.

***

Na przyjęciu było bardzo dużo osób. Sama nie wiem z kąd Amy wzięła ich aż tylu. Remusa i Petera jeszcze nie było. Syriusz i James mieli ich przyprowadzić w odpowiednim momencie. Zaczęłam przyglądać się tłumowi ludzi. Są członkowie Zakonu, parę osób jeszcze z Hogwartu, parę z Ministerstwa i parę w ogóle mi nie znanych osób. Nagle ktoś złapał mnie za rękę…

-Dorcas?- zdziwiłam się.

-Chodź pokażę ci coś- powiedziała i podała mi drinka.

Poszłyśmy do drugiego pokoju, w którym było tak samo tłoczno jak w poprzednim. Usiadłyśmy na kanapie, a Dorcas powiedziała wskazując na jakiegoś chłopaka.

-Widzisz go?

-Tak- pokiwałam głową.

-Podobno to nowy członek Zakonu.

-Nowy?

-Tak, podobno jest obcokrajowcem, ale świetnie gada po angielsku.

Uśmiechnęłam się przyglądając się obcokrajowcowi.

-Przystojny, nie?- powiedziała cicho Dorcas.

Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. Rzeczywiście, chłopak był bardzo przystojny. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał krótkie ciemne włosy i ciemne, prawie czarne oczy. Pewnie dziewczyny zanim szaleją…

Przyglądałam mu się bezmyślnie aż w końcu zobaczyłam, że on też mi się przygląda uśmiechając się przy tym. Speszyłam się, zaczerwieniłam i zwróciłam wzrok w inną stronę. Chwilę udawałam, że zainteresowała mnie mała wróżka latająca nad nami i podśpiewująca pod nosem „ Witajcie, witajcie w domu”, ale tak naprawdę zastanawiałam się czy on jeszcze mi się przygląda. Na szczęście do pokoju przybiegła Amy i krzyknęła

-Oni już tu są, chowajcie się!

Spojrzałam w miejsce gdzie widziałam owego chłopaka, już go nie było. Gdzie on się podział? Schowałam się za kanapą i po jakimś czasie wyskoczyłam krzycząc, jak wszyscy, „niespodzianka!” Nie dopchałam się do Remusa ani do Petera, bo wszyscy rzucili się na nich z uściskami jak dzikie zwierzęta. Rozejrzałam się, nigdzie nie było widać Jamesa. Usiadłam więc z powrotem na kanapę. Obok mnie siedział…

-Cześć nazywam się Ivan Pawłov- zagadał.

-Je… jestem Lily P.... Evans- powiedziałam lekko się jąkając.

Uśmiechnął się do mnie.

-Przyjechałem z Rosji z Petersburga- powiedział.

-To daleko.

-Tak, ale ja uwielbiam podróżować więc było to całkiem przyjemne.

Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakiś czas aż w końcu usłyszałam głos… blondynki. Wstałam i poszłam w stronę dobiegającego dłosu. Tak, w drzwiach stała blondynka obściskująca Remusa.

-Tak się cieszę, że jesteś cały i zdrowy. Tak za tobą tęskniłam- mówiła obściskując go, on nie wyglądał na zadowolonego z tego- kocham cię i wiem, że ty mnie kochasz. Dlatego byłam pewna, że wrócisz. A ona!- blondynka krzyknęła wskazując palcem na Amy- ona chcę nas rozdzielić!

-Co?!- Amy była zdumiona.

-Tak, nie zaprosiła mnie na to przyjęcie!

-Zapomniałam- odparła Amy głosem niewiniątka.

-Wcale nie zapomniałaś ty po prostu jesteś zazdrosna, że ja mam Remusa, a ty nie! Powiedz im kochanie powiedz o tym co zamierzamy zrobić- tym razem zwróciła się do Remusa.

Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i szepcze mi do ucha.

-Chodźmy już, mam dla ciebie niespodziankę- odwróciłam się i przytuliłam do męża.

***

 W domu było całkiem ciemno. Chciałam zapalić światło, ale James mnie powstrzymał.

-Co ty kombinujesz?- zapytałam.

-Nie pytaj tylko chodź- powiedział delikatnie ciągnąc mnie za rękę- usiądź- powiedział po chwili.

Usiadłam na krześle, a on zapalił światło. Moim oczom ukazała się stół z wieloma smakołykami dwoma świecami i mrożącym się szampanem.

-A jak to okazja?

James uśmiechnął się odkorkowując szampana.

-Po pierwsze, że wróciłem cały i zdrowy, po drugie jeszcze nie uczciliśmy tego, że zostaniemy rodzicami.

-A jak zapeszymy- powiedziałam z lekką obawą.

-Nie zapeszymy- powiedział i podał mi kieliszek z nalanym szampanem.


********************************************************


Chciałam żeby ten rozdział inaczej wyszedł. To jest tandeta. Ale nie będę nic zmieniać. Po prostu życie jest D-O-B-A-N-I  dobani.

47. Noc w Świętym Mungu

Rozdział dla Missnati901 za to że cały wczorajszy dzień na niego czekała :* Przepraszam <3



Siedziałam sama w pokoju. Siedziałam w półmroku, nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło. W głowie cały czas słyszałam głosy Syriusza i Jamesa opowiadające co się stało zeszłej nocy. Jak mogło do tego dojść?! Czekałam na Amy, dochodziła już jedenasta, a jej wciąż nie było. Musiałam na nią zaczekać i powiedzieć co się stało, zanim pójdę do szpitala. Musiałam, bo jej to obiecałam. Siedziałam tak rozmyślając aż po pewnym czasie usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach. Szybko wstałam i pobiegłam do nich. Amy była uśmiechnięta i w zupełnie innym nastroju niż przed paroma godzinami. Zpojrzała na mnie ze zdziwieniem i powiedziała.

-Nie musiałaś na mnie czekać.

-Musiałam- powiedziałam ponuro.

-Dlaczego tu tak ciemno? Dorcas już śpi.

-Nie, nie śpi- odpowiedziałam.

Amy zapaliła światło i spojrzała na mnie. Od razu zauwazyła, że coś jest nie tak.

-Lily, co się stało jak mnie nie było?- zapytała głosem pełnym obaw.

Spuściłam głowę i podeszłam do fotela po czym usiadłam na nim. Amy zrobiła to samo wciąż obserwując mnie.

-Lily…

-Wrócili- powiedziałam- James i Syriusz wrócili- powiedziałam.

-A Remus… Peter… Lily!

Potrząsnęłam głową.

-Remus i Peter są w Św. Mungu. Syriusz, James i Dorcas poszli tam, a ja czekałam na ciebie.

Amy wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.

-Co się stało?!- zapytała po chwili bardzo zdenerwowana.

-Usiądź to ci wszystko powiem.

Amy usiadła wpatrując się we mnie. Zamknęłam oczy i powoli zaczęłam opowiadać to co przed paroma godzinami usłyszałam od James i Syriusza.

-Dotarli do Śmierciożerców bez większych trudności. Było im łatwo, bo przecież są animagami. Syriusz w postaci psa mógł z dużej odległości wyczuć nadchodzące osoby. Peter zmieniając się w szczura mógł wślizgnąć się różne zakamarki gdzie inni nie mogli. Wszystko było dobrze aż do wczorajszej nocy. Amy tam podobno jest strasznie… ciemno, wilgotno, nie ma ani odrobiny światła, słońca… Tej nocy planowali wślizgnąć się na spotkanie śmierciożerców z Voldemortem. Wtedy mogliby go rozpoznać i mogliby tez rozpoznać wielu z pośród śmierciorzerców, bo tylko w czasie zebrań nie mieli na sobie kapturów. Byli już prawie na miejscu spotkań kiedy zobaczyli, że Peter zniknął. Nie mogli go zostawić, musieli go poszukać, znaleźć zanim zrobiłby to Voldemort. Więc się wrócili, przez długi czas nie mogli go znaleźć. Po jakimś czasie okazało się, że wśród nich nie ma też Remusa. Zaczęli się obawiać, że i Peter i Remus zostali złapani. Zaczęli ich szukać, ale nie znaleźli ich. Kiedy już tracili nadzieję. Zobaczyli w oddali Petera, który prowadzi prawie nieprzytomnego słaniającego się na nogach Remusa. Cudem udało im się uniknąć śmierciożerców, którzy szukali już ich w całej okolicy. Zaprowadzili nieprzytomnego Remusa i rannego Petera do szpitala i przyszli tu żeby nam powiedzieć.

Skończyłam opowiadać, a Amy siedział w bezruchu gapiąc się na mnie z niedowierzaniem. Po chwili lekko się poruszyła i zapytała.

-Jak się czuje Remus?

-Jeszcze nie wiem czekałam na ciebie żebyśmy razem poszły do niego.

-To na co czekamy? Chodźmy szybko. On nie może być teraz sam- powiedziała Amy wstając.

***

W szpitalu było prawie pusto. Pojedyncze osoby przechodzące w powolnym tempie przechodzące przez korytarz. Paru uzdrowicieli rozmawiających miedzy sobą, a na siedzeniach przysypiający członkowie rodziny pacjentów szpitala. Szłyśmy powoli, Amy w błękitnej sukience zupełnie nie pasował do tego ponurego klimatu jaki tam panował. W końcu po udzielonych nam informacjach doszłyśmy do pokoju gdzie leżał Remus. Przed nim siedzieli James, Syriusz, Dorcas i poobijany Peter ubrany w szpitalną piżamę. Czemu nie są w środku?! Czemu nie są z Remusem?! Co się dzieje?!

-Co z nim?- zapytała Amy.

-Ciężko…- powiedział cicho Syriusz.

-Co ciężko?! Powiedzcie!- Amy wpatrywała się w nich z niepokojem.

-Nie chcą nas tam wpuścić- powiedziała Dorcas- mówią, że na razie stan jest bardzo niestabilny.

-Co tam się właściwie stało?- Amy zwróciła się do Petera.

Peter potrząsnął głową i nic nie powiedział. Amy chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przyszedł do nas jeden z uzdrowicieli.

-Co z Remusem?- zapytaliśmy chórem.

-Proszę się uspokoić- odparł- stan pacjenta jest poważny, ale myślę, że wszystko powinno być jasne jutro rano.

-Jutro rano?!- powtórzył zdenerwowany Syriusz- Dlaczego tak długo?!

-My naprawdę nie… – zaczął uzdrowiciel.

-Czy on może umrzeć?- zapytała Amy przerywając mu.

Uzdrowiciel spojrzał na nią i powoli kiwną głową. Zamknęłam oczy. Przecież to niemożliwe. Nie wierzę w to!

-Możemy go zobaczyć? Tylko na chwilę- zapytałam

-Ale tylko na minutkę i nie wszyscy razem- powiedział i odszedł.

-Idź pierwsza- zwróciłam się do Amy.

Amy bez słowa udała się do pokoju gdzie leżał Remus. Rozejrzałam się w około. Peter zniknął, pewnie poszedł już do łóżka w końcu on też dużo przeżył. Byłam bardzo zmęczona, ale wiem, że nawet jakbym się położyła to nie mogłabym zasnąć.

-Chcecie kawy?- zaproponowałam- przyniosę.

-Iść z tobą?- zapytał James.

-Nie pójdę sama, poza tym wiem, że za chwilę będziesz chciał do niego iść.

James uśmiechnął się blado, a ja udałam się do małe kawiarenki szpitalnej. W środku nikogo nie było. Wszystkie stoliki były puste, a głuchą cisze przerywało co jakiś czas stukanie naczyń, które same się myły i układały na półce.

-Jest tu kto?- zawołałam.

Po chwili usłyszałam kroki, a za ladą pojawiła się szczupła młoda kobieta. Z uśmiechem na twarzy obsłużyła mnie i życzyła mi dobrej nocy. Ta noc nie mogła być dobra, ale uśmiechnęłam się do niej, bo miała dobre intencje. Postawiłam na małej tacy pięć kaw i skierowałam się do wyjścia. Kiedy byłam już prawie w drzwiach, zobaczyłam skuloną postać w kącie kawiarni.

-Peter?- szepnęłam sama do siebie.

Podeszłam powoli do postaci. Tak, był to Peter. Tylko dlaczego tu siedzi?

-Peter…- zaczęłam ostrożnie.

Peter jak zerwał się jak poparzony. Oczy miał czerwone, a noc ruszał mu się nerwowo. Co jakiś czas spoglądał na boki jakby sprawdzając czy nikogo nie ma.

-Co się stało? Dlaczego nie śpisz?- zapytałam.

-Nie chce mi się spać- odpowiedział trochę bardziej piskliwym głosem niż zwykle.

-To dlaczego siedzisz tu sam?

-Nie mogę tam siedzieć i patrzeć jak on umiera- powiedział Peter coraz gwałtowniej się rozglądając.

-On nie umrze- zaprzeczyłam- wszystko będzie dobrze.

-On umrze, bo nikt nie przeżyje spotkania z NIM. Nic już nie będzie dobrze!

-Peter co się stało jak rozdzieliłeś się z resztą? Co się tam wydarzyło?

Peter zaczął powoli drżeć jakby od dreszczy. Chwilę milczał zastanawiając się nad czymś.

-Nic, nic się nie stało- odpowiedział po chwili.

-Ale kto was zaatakował? Widziałeś jego twarz?

Peter zamknął oczy.

-Czemu ty chcesz wszystko wiedzieć! Nic się nie stało! To był wypadek! To nie była moja wina! Gdyby nie ja to Remus już dawno by nie żył!- wykrzyczał i wybiegł z kawiarni.

-Peter!- zawołałam za nim, ale nie odwrócił się.

Kiedy wróciłam przed pokój w którym leżał Remus, Dorcas leżała na siedzeniu głowę trzymając na kolanach siedzącego Syriusza. Amy Stała opierając się o ścianę, a James spacerował po korytarzu. Podałam wszystkim kawę, a gdy wypiłam swoją, poszłam do pokoju w którym leżał Remus. W pokoju panował półmrok, w kącie drzemała jakaś uzdrowicielka z książką położoną na kolanach. Podeszłam do łózka, tak bardzo nienawidziłam szpitali. Remus wyglądał bardzo spokojnie, jakby po prostu drzemał i w każdej chwili miał się obudzić. Usiadłam na łóżku. Co się tam mogło stać? Co Peter ukrywa? Czy widzieli Voldemorta? A Może to on ich zaatakował. ‘Nich się już obudzi’ myślałam patrząc na Remusa ‘No dalej obudź się, potrzebujemy cię’ jednak mimo moich próśb Remus nie otworzył oczy ani nie dał żadnego innego znaku życia. Powoli wstałam i wyszłam z pokoju.

***

Obudziłam się na siedzeniach na korytarzu szpitala. Było o wiele więcej osób niż w nocy. Jamesa, Syriusza, Dorcas ani nawet Amy nie było nigdzie widać. Gdzie oni są? Zła, że zasnęłam zaczęłam wstawać. Po chwili z pokoju gdzie leżał Remus wyszły Amy i Dorcas.

-Co się stało?- zapytałam wstając Dorcas uśmiechnęła się.

-Już wszystko dobrze. Remus odzyskał przytomność, a jego stano się ustabilizował. A jak jego stan jest stabilny to uzdrowiciele mogą zacząć leczenie czarami. Remus jest w doskonałym nastroju, a Syriusz, James i Peter jeszcze go rozbawiają- powiedziała.

Odetchnęłam z ulgą i też się uśmiechnęłam.

-Jak dobrze…- powiedziałam.

-Idziemy właśnie po kawę i po zapas słodyczy- powiedziała Amy- idziesz z nami?

-Nie, idźcie same ja pójdę zobaczyć się z Remusem- powiedziałam dziewczyny udały się do kawiarni, a ja poszłam w stroną drzwi do pokoju.

Gdy weszłam nikt mnie nie zauważył. Huncwoci się śmiali i jedli czekoladowe żaby i fasolki wszystkich smaków. Remus wyglądał o wiele lepiej i uśmiechał się. Chwile tam stałam w drzwiach patrząc jak się świetnie bawią aż w końcu usłyszałam głos James.

-Lily, dlaczego nie wchodzisz?

Uśmiechnęłam się i dołączyłam do nich.

-Jak się czujesz?- zapytałam Remusa.

-Bardzo dobrze. Syriusz i James dbają o mój dobry nastrój- powiedział uśmiechając się.

-Chcecie tej kawy czy nie?- usłyszeliśmy głos Dorcas dochodzący z drzwi.

-Jasne!- odparliśmy wszyscy razem.

***

Byłam potwornie zmęczona, a droga do domu bardzo się dłużyła. Szliśmy z Jamesem przez ulicę przytuleni do siebie, aż w końcu przypomniałam sobie, że przecież mam bardzo ważną wiadomość dla Jamesa.

-James…- zaczęłam.

-Tak?

-Bo jak ciebie nie było to dowiedziałam się o czymś.

-O czym?- zapytał James zatrzymując się.

Stanęłam przed nim spojrzałam mu w oczy i powiedziałam.

-Nie wiem czy to odpowiedni moment żeby mówić o tak ważnych rzeczach, ale…

-Ale co?- zapytał zaniepokojony James.

-Jestem w ciąży- powiedziałam i czekałam na jego reakcję…

czwartek, 4 lipca 2013

SOWA 3

Mam dwie wiadomości dobrą i złą ?

DOBRA jest taka że : Jadę na wakacje !

ZŁA: podczas wyjazdu nie będzie notek.

DOBRA :  wyjeżdżam dopiero 16

ZŁA : wracam 4, a 15 znów wyjeżdżam,

DOBRA : podczas drugiego wyjazdu będę miała neta i dostęp do bloga

ZŁA: nie będę miała notek, a mama nie pozwoli mi wziąć pen-driv'a


PS1: znowu są u mnie huncwotki ! Chyba się powieszę ! 
PS2: Nikt nie będzie tęsknił. A poza tym to ty jesteś u nas.
PS3: Myślicie że ktoś zwróci na was uwagę ? Zachowujecie się jak dzieci ! 
PS4: Martha wyluzuj
PS5: Lilka, uważaj żeby Ciebie ktoś nie poluzował ! 
PS6: Wiecie że to nieodpowiedzialne wynosić laptopa na dwór ? Zwłaszcza gdy dzieci chlapią się brudną wodą z basenu !? 
PS7:  To nie są dzieci to zwierzęta ! 
PS8: Może wasze rodzeństwo to zwierzęta ! Mój jest człowiekiem ! 
PS9: Hahahahhahahahahahahhahahaah !! Ty Lily patrz ! Nawet Marthe rozbawiłaś ! 
PS10: Możecie przestać wyrywać mi laptopa ! Ja chcę skończyć sowę do czytelników ! 
PS11: Jesteś głupia ! 
PS12: To masz problem ! 
PS13: Nie ja tylko ty ! Idź do psychiatry !
PS14: Wybierasz się tam razem ze mną ! 
PS15: Uspokójcie się. Przydała by się wam joga.
PS16: To że ty rozciągasz się na kawałku dywanu nie znaczy że my też chcemy !
PS17: Ekhem dziewczyny to mój blog, więc pożegnajcie się ładnie, chcę dodać sowe  ....PS18: Papatki !
PS19: ZNÓW WAS ZA NIE PRZEPRASZAM, KONIEC PSOT !
PS20: Myślę że te u góry wszystko powiedziały, więc widzimy się jutro przy następnym rozdziale. 
PS21: Te u góry mają imię ! A ja myślę że nie potrafisz rymować ! 
PS22: Ciiii....

Lily, Kate, Martha ~ Huncwotki

środa, 3 lipca 2013

46. "Nie wiemy czy w ogóle wrócą "

Rozglądnęłam się dookoła poczekalni w poszukiwaniu wolnego siedzenia. Jedna było wolne więc szybko do niego podeszłam i opadłam bezwładnie na nie zastanawiając się co właściwie się przed chwilą stało. Amy i Dorcas pobiegły za mną wpatrując się we mnie z przejęciem. Ja wpatrywałam się w podłogę. Nie wiedziałam co im powiedzieć od czego zacząć? Czułam się dziwnie, tak jakby całe moje dotychczasowe życie nie miało sensu. Dopiero teraz się rozpoczęło prawdziwe życie.

-Lily! Mów natychmiast!- powiedziała z naciskiem Dorcas.

Podniosłam głowę i spojrzałam na dziewczyny.

-No więc…- zaczęłam- najpierw, jak weszłam to bardzo się bałam, zwłaszcza jak zobaczyłam te wszystkie dziwne urządzenia. Tak, ich najbardziej się bałam. No i bałam się jeszcze tego doktora, bo była jakiś taki dziwny. Zaczął mi opowiadać o dziwnych przypadkach ciąży i ja…

-Lily!- przerwała mi Dorcas- mów do* rzeczy!

Nabrałam powietrza i jednym tchem powiedziałam :

-Później zaczał mnie badać, a ja tak strasznie się bałam. Nie wiem czy  obawiałam się, że powie, że jestem w ciąży czy dlatego bo bałam się, że nie jestem w ciąży. W każdym razie po badaniach powiedział, że mam w brzuchu coś co przekształcić się może w całkiem ładnego i dużego bobasa.

Skończyłam mówić. Spojrzałam na moje przyjaciółki. Obie stały i milczały gapiąc się na mnie ze zdumieniem.

-Nie powiecie nic?- zapytałam.

-Czyli…- zaczęła powoli Amy- jesteś w ciąży czy nie, bo tak szybko to wszystko powiedziałaś, że nie zrozumiałam.

Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głowa.

-Tak, jestem w ciąży.

Dorcas i Amy wydały z siebie przeraźliwy pisk i skoczyły na mnie z uściskami i z gratulacjami. Kiedy wreszcie udało mi się od nich uwolnić i odetchnąć powiedziałam

-Zastanawiam się tylko co powie James.

-Na pewno będzie się cieszył, on tylko czekał aż powiesz, że jesteś w ciąży- powiedziała Dorcas.

-Sama nie wiem nigdy o tym nie rozmawialiśmy…

-O takich rzeczach nie trzeba rozmawiać, to się czuje- powiedziała Amy.

-No to teraz pozostało mi tylko czekać aż wróci, mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać…





***

Była niedziela, a ja postanowiłam godnie ją spędzić na siedzeniu w domu i wylegiwaniu się z książką w moim cieplutkim łóżeczku. Leżałam sobie w mojej niebieskiej piżamce i czytałam przygody młodego ogra. Byłam tak wciągnięta do jego świata, że zupełnie nie orientowałam się w prawdziwym. Właśnie ogr Teddy był na spacerze i spotkał złą wiedźmę z lasu kiedy do pokoju przez otwarte okno wleciała sowa z trzema listami zaadresowanymi do mnie, Dorcas i Amy. Wściekła, że przerwano mi w takim momencie podeszłam do okna i podniosłam pocztę. Od razu rozpoznałam pismo Dumbledora.

-Dorcas! Amy! Szybko! Chodźcie tu szybko!- krzyczałam jakby się stało coś strasznego.

Dziewczyny przybiegły jak najszybciej mogły. Dorcas miała jeszcze szampon na włosach, a Amy miała ubraną tylko jedną skarpetkę. Obie były poważnie wystraszone.

-Co się stało?- zapytała Amy.

-Listy, przyszły listy od Dumbledora!

Dorcas i Amy szybko odebrały ode mnie swoje listy i rozpakowały je. Zrobiłam to samo. W środku była kartka z napisem:

„ Z O S D O G T C Z W M TO C Z W w K G”

Dla osób postronnych lub niepowołanych treść listu mogła być trochę bez sensu, ale ja członkini Zakonu Feniksa dobrze wiedziałam, że oznacza to:

 „Zebranie odbędzie się dzisiaj o godzinie tej co zwykle, miejsce to co zwykle w kwaterze głównej”

Dzisiaj zebranie?- myślałam, to mogło oznaczać tylko jedno.

-Huncwoci wracają!!- krzyknęłyśmy wszystkie trzy i rzuciłyśmy się sobie w ramiona.

Byłam taka szczęśliwa, już nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie znowu uściskam Jamesa. Kiedy mu powiem wszystko, o dziecku, o Dorcas i o Amy. On musi wszystko wiedzieć co się tu wydarzyło, musi wiedzieć.

***

 Dokładnie o drugiej byłyśmy już przed moim domem- kwaterą główną. Dorcas podeszła do drzwi i chciała otworzyć je. Jednak w ostatniej chwili powstrzymałam ją.

-Co jest?- zapytała zdziwiona.

-A jeśli oni już tam są- powiedziałam.

-No rzeczywiście mogą już tam siedzieć- przyznała mi rację Amy.

Pospiesznie wyjęłyśmy lusterka i zaczęłyśmy poprawiać nasz wygląd. Dorcas schowała się za mną i za Amy, żeby Syriusz za wcześnie ją nie zobaczył i biorąc głęboki oddech weszłyśmy do domu. Było cicho, tylko pojedyncze głosy dochodziły z drugiego pokoju. Szybko poszłyśmy tam otworzyłyśmy drzwi i zanim zdążyłyśmy pomyśleć, Dorcas już wyskoczyła z za nas i krzyknęła :
-NIESPODZIANKA!!

Wszyscy gapili się na nas bardzo zdziwieni nie wiedząc o co nam chodzi. Usłyszałyśmy parę szeptów i zobaczyłyśmy, że w pokoju nie było ani Syriusza ani Jamesa ani Remusa ani nawet Petera. Zrobiło nam się bardzo głupio. Stałyśmy jak wryte czując jak nasze policzki robią się coraz gorętsze.

-Siadajcie- powiedział uśmiechając się Dumbledore Posłusznie usiadłyśmy, wszyscy się na nas gapili, a my czułyśmy się coraz bardziej zmieszane. Chwile milczałyśmy w końcu postanowiłam zapytać o to co nie dawało mi spokoju.

-Gdzie, gdzie są chłopacy? Nie przyjechali jeszcze?

-Nie- odpowiedział Dumbledore- dlatego was tu sprowadziłyśmy.

-Co się stało?- zapytała Dorcas.

-Nastąpiły pewne komplikacje- powiedział Moody.

-Komplikacje?- powtórzyła Amy- jakie komplikacje?

-Nie wiemy gdzie oni są. Straciliśmy z nimi kontakt. Nie wiem kiedy wrócą i… czy w ogóle wrócą.

To co powiedział Dumbledore trafiło w moje serce tak mocno, że przez chwile nic nie widziałam. James? Mój James? Nie wiadomo kiedy wróci?! Zrobiło mi się najpierw gorąco potem przeszły mnie dreszcze i zrobiło mi się zimno. Czułam jakbym opuściła ciało. Jakbym z niego wyszła i zawisła nad nim oglądając wszystko z góry. Do oczu napłynęły mi łzy. Chciało mi się płakać, jednak powstrzymywałam się. Uspokajałam się ‘Lily, przecież to jeszcze nic nie znaczy, zobaczysz jeszcze dzisiaj albo najpóźniej jutro oni tutaj będą’

-To niemożliwe- szepnęła Dorcas- jak to możliwe?

-Wczoraj rano dali nam znak, że jest wszystko w porządku, ale od tego czasu nie mamy żadnych wiadomości. Miejmy nadzieję, że to nic poważnego- powiedział Moody.

Amy nic nie mówiła, gapiła się w podłogę nie ruszając się, nie mrugając. Nagle wstała i wybiegła z domu. Pobiegłam za nią, a za mną zrobiła to samo Dorcas.

-Amy! Amy stój! Biegła dalej, ale coraz wolniej w końcu się zatrzymała. Odwróciła się, jej oczy były pełne łez. Podeszłam do niej.

-Przepraszam, ja po prostu nie mogłam już tam tak siedzieć.

-Wiem, ja też- powiedziałam przytulając ją.

-Lily, ja się boję, ja chcę, żeby oni wrócili. Ja nie chcę…- zaczęła płakać, a razem z nią płakałam ja, to było takie niesprawiedliwe. Przecież byłam w ciąży. Nie mogłam stracić męża. Nie mogłam! Płakałam, a za plecami słyszałam cichy szloch Dorcas.

-Wracajmy do domu- zaproponowałam- nic tu po nas.


***

 Amy siedziała na fotelu i gapiła się bezmyślnie w ścianę. Nie odzywała się, myślała. Dorcas nerwowo kręciła się po mieszkaniu nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Ja wyglądałam przez okno już od dobrych paru godzin. Nie wiem czemu, ale lubiłam to robić, uspakajało mnie to. Patrzyłam na chodzących w pośpiechu mugoli i myślałam. A może miałam nadzieję, że zobaczę idących przez ulicę chłopaków? Oni muszą gdzieś tam być. James myśli teraz o mnie, gdziekolwiek jest zrobi wszystko by wrócić, a ja nie mogę się poddawać. Nie mogę! Odwróciłam się od okna i spojrzałam na zegarek, była szósta. Nagle coś mi się przypomniało.

-Amy! Przecież ty byłaś umówiona na kolację z Mike’em na siódmą!

Amy podniosła powoli głowę i spojrzawszy na mnie odpowiedziała krótko :

-Nie idę.

-Nie idziesz? Jak to nie idziesz? Przecież wczoraj się zgodziłaś.

Amy spuściła głowę.

-Nie rozmumiesz, nie mogę iść z Mike’em na randkę kiedy Remus, James, Syriusz i Peter mogą być w niebezpieczeństwie. Poza tym to i tak nic nie da.

-Jak to? Nie kochasz już Mike’a?

-Kocham- jej głos się załamał- ale…

-Amy on chcę się zmienić, musisz chociaż z nim porozmawiać.

-Zrobię to, ale nie dzisiaj- powiedziała- naprawdę- dodała gdy napotkała mój wzrok.

Podeszłam do przyjaciółki, usiadłam koło niej i powiedziałam spokojnie :

-Amy przecież i tak nie możesz nic zrobić. Nie wiadomo kiedy oni wrócą, a my nie możemy przez to zarywać życia. Musimy dalej żyć i mieć nadzieję.

-Jak ty to robisz, że masz w sobie taką siłę?- zapytała Amy patrząc na mnie z podziwem.

-James mnie tego nauczył- powiedziałam cicho.

Chwilę milczałyśmy w końcu Amy zapytała:

-Czyli uważasz, że powinnam iść na kolację z Mike’am?

Kiwnęłam głową uśmiechając się.

-Dobrze, pójdę, ale musisz mi obiecać, że jak coś się wydarzy to od razu mnie zawiadomisz.

-Jasne, a teraz idź się ubierać, bo masz mało czasu- powiedziałam, a Amy poszła się przygotować do wyjścia.

Po około piętnastu minutach Amy stała już przede mną w pięknej błękitnej sukience. Jej blond włosy spięte były spinką w kształcie motyla, przyozdobioną niebieskimi kamieniami. Na szyi miała srebrny łańcuszek, a na jej ramieniu spoczywała mała gustowna torebka. Wyglądała ślicznie. Brakowało jej tylko uśmiechu na twarzy.

-Uśmiechnij się- powiedziałam.

-Nie mogę.

-Chociaż spróbuj i nie myśl o tym wszystkim, chociaż jak będziesz z Mike’em Amy.

Kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła. Odprowadziłam ją do drzwi, a kiedy wyszła podeszłam do okna i jeszcze przez długą chwilę obserwowałam jak się oddala. Jednak nie myślałam o niej, myślałam o Jamesie. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo chciałam by wrócił. Tak bardzo…

Poczułam jak coś mięciutkiego ociera się leciutko o moje nogi. Spojrzałam na dół, to był mój rudy kotek, którego kiedyś znalazłam. To James namówił mnie, żebym go przygarnęła. Wzięłam kotka na ręce, a on delikatnie zaczął mi lizać dłonie. Na policzku poczułam łzę. Najpierw jedną, później drugą i trzecią. Głaskałam kotka i płakałam, płakałam, bo strasznie się bałam. Nie chciałam się bać, ale to było silniejsze ode mnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Dorcas otwórz!- krzyknęłam do przyjaciółki przez łzy.

Nie było słychać odpowiedzi. Otarłam łzy końcem rękawa, odetchnęłam głęboko i poszłam do drzwi. Otworzyłam.

Zobaczyłam Jamesa, brudnego i zaniedbanego. Patrzyłam na niego przez dłuższy czas nic nie mówiąc. Czy to mi się wydaje? Czy tak bardzo za nim tęsknię, że mam przewidzenia? A może to naprawdę on? Może wrócił i zostanie ze mną na zawsze? Tak, na zawsze! Na zawsze!

Niech się odezwie! Niech powie cokolwiek żebym miała pewność, że on naprawdę tu jest! Tu, przy mnie!

-Lily…- zaczął zmęczonym głosem.

To był znak. To był znak, że on tu naprawdę jest, że mogę go przytulić, pocałować…

-James- krzyknęłam wybuchając płaczem i rzucając się w jego ramiona.

James objęła mnie delikatnie, a ja wtulona mocno w niego, płakałam. Płakałam ze szczęścia. Płakałam, bo to co przeżyłam przez ostatnie parę godzin było ponad moje siły. Tak dobrze czułam się w jego ramionach i nie wiem co bym zrobiła gdybym już nigdy nie mogła się do niego przytulić. Naprawdę nie wiem.

-James… Tak się bałam! Tak tęskniłam! Co się stało?- szlochałam.

-Wszystko ci opowiemy tylko wejdźmy do środka- dopiero teraz zobaczyłam, że za Jamesem stoi Syriusz.

Był ponury i jakiś taki zamyślony. Co mogło się tam stać? Weszliśmy do mieszkania, a Dorcas z wychodząc z łazienki rzuciła się na Syriusza. Widać było, że zarówno on jak i ona są bardzo, ale to bardzo szczęśliwi. Po pewnym czasie usiedliśmy wszyscy razem.

-Co się stało? Gdzie Remus? Gdzie Peter?- zapytałam.

Syriusz i James spuścili głowy. Wpatrywałam się w nich z niepokojem. W końcu James powiedział.

-Remus i Peter są w… szpitalu.

* pisze się "od rzeczy" czy "do rzeczy" ??