poniedziałek, 8 lipca 2013

47. Noc w Świętym Mungu

Rozdział dla Missnati901 za to że cały wczorajszy dzień na niego czekała :* Przepraszam <3



Siedziałam sama w pokoju. Siedziałam w półmroku, nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło. W głowie cały czas słyszałam głosy Syriusza i Jamesa opowiadające co się stało zeszłej nocy. Jak mogło do tego dojść?! Czekałam na Amy, dochodziła już jedenasta, a jej wciąż nie było. Musiałam na nią zaczekać i powiedzieć co się stało, zanim pójdę do szpitala. Musiałam, bo jej to obiecałam. Siedziałam tak rozmyślając aż po pewnym czasie usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach. Szybko wstałam i pobiegłam do nich. Amy była uśmiechnięta i w zupełnie innym nastroju niż przed paroma godzinami. Zpojrzała na mnie ze zdziwieniem i powiedziała.

-Nie musiałaś na mnie czekać.

-Musiałam- powiedziałam ponuro.

-Dlaczego tu tak ciemno? Dorcas już śpi.

-Nie, nie śpi- odpowiedziałam.

Amy zapaliła światło i spojrzała na mnie. Od razu zauwazyła, że coś jest nie tak.

-Lily, co się stało jak mnie nie było?- zapytała głosem pełnym obaw.

Spuściłam głowę i podeszłam do fotela po czym usiadłam na nim. Amy zrobiła to samo wciąż obserwując mnie.

-Lily…

-Wrócili- powiedziałam- James i Syriusz wrócili- powiedziałam.

-A Remus… Peter… Lily!

Potrząsnęłam głową.

-Remus i Peter są w Św. Mungu. Syriusz, James i Dorcas poszli tam, a ja czekałam na ciebie.

Amy wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.

-Co się stało?!- zapytała po chwili bardzo zdenerwowana.

-Usiądź to ci wszystko powiem.

Amy usiadła wpatrując się we mnie. Zamknęłam oczy i powoli zaczęłam opowiadać to co przed paroma godzinami usłyszałam od James i Syriusza.

-Dotarli do Śmierciożerców bez większych trudności. Było im łatwo, bo przecież są animagami. Syriusz w postaci psa mógł z dużej odległości wyczuć nadchodzące osoby. Peter zmieniając się w szczura mógł wślizgnąć się różne zakamarki gdzie inni nie mogli. Wszystko było dobrze aż do wczorajszej nocy. Amy tam podobno jest strasznie… ciemno, wilgotno, nie ma ani odrobiny światła, słońca… Tej nocy planowali wślizgnąć się na spotkanie śmierciożerców z Voldemortem. Wtedy mogliby go rozpoznać i mogliby tez rozpoznać wielu z pośród śmierciorzerców, bo tylko w czasie zebrań nie mieli na sobie kapturów. Byli już prawie na miejscu spotkań kiedy zobaczyli, że Peter zniknął. Nie mogli go zostawić, musieli go poszukać, znaleźć zanim zrobiłby to Voldemort. Więc się wrócili, przez długi czas nie mogli go znaleźć. Po jakimś czasie okazało się, że wśród nich nie ma też Remusa. Zaczęli się obawiać, że i Peter i Remus zostali złapani. Zaczęli ich szukać, ale nie znaleźli ich. Kiedy już tracili nadzieję. Zobaczyli w oddali Petera, który prowadzi prawie nieprzytomnego słaniającego się na nogach Remusa. Cudem udało im się uniknąć śmierciożerców, którzy szukali już ich w całej okolicy. Zaprowadzili nieprzytomnego Remusa i rannego Petera do szpitala i przyszli tu żeby nam powiedzieć.

Skończyłam opowiadać, a Amy siedział w bezruchu gapiąc się na mnie z niedowierzaniem. Po chwili lekko się poruszyła i zapytała.

-Jak się czuje Remus?

-Jeszcze nie wiem czekałam na ciebie żebyśmy razem poszły do niego.

-To na co czekamy? Chodźmy szybko. On nie może być teraz sam- powiedziała Amy wstając.

***

W szpitalu było prawie pusto. Pojedyncze osoby przechodzące w powolnym tempie przechodzące przez korytarz. Paru uzdrowicieli rozmawiających miedzy sobą, a na siedzeniach przysypiający członkowie rodziny pacjentów szpitala. Szłyśmy powoli, Amy w błękitnej sukience zupełnie nie pasował do tego ponurego klimatu jaki tam panował. W końcu po udzielonych nam informacjach doszłyśmy do pokoju gdzie leżał Remus. Przed nim siedzieli James, Syriusz, Dorcas i poobijany Peter ubrany w szpitalną piżamę. Czemu nie są w środku?! Czemu nie są z Remusem?! Co się dzieje?!

-Co z nim?- zapytała Amy.

-Ciężko…- powiedział cicho Syriusz.

-Co ciężko?! Powiedzcie!- Amy wpatrywała się w nich z niepokojem.

-Nie chcą nas tam wpuścić- powiedziała Dorcas- mówią, że na razie stan jest bardzo niestabilny.

-Co tam się właściwie stało?- Amy zwróciła się do Petera.

Peter potrząsnął głową i nic nie powiedział. Amy chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przyszedł do nas jeden z uzdrowicieli.

-Co z Remusem?- zapytaliśmy chórem.

-Proszę się uspokoić- odparł- stan pacjenta jest poważny, ale myślę, że wszystko powinno być jasne jutro rano.

-Jutro rano?!- powtórzył zdenerwowany Syriusz- Dlaczego tak długo?!

-My naprawdę nie… – zaczął uzdrowiciel.

-Czy on może umrzeć?- zapytała Amy przerywając mu.

Uzdrowiciel spojrzał na nią i powoli kiwną głową. Zamknęłam oczy. Przecież to niemożliwe. Nie wierzę w to!

-Możemy go zobaczyć? Tylko na chwilę- zapytałam

-Ale tylko na minutkę i nie wszyscy razem- powiedział i odszedł.

-Idź pierwsza- zwróciłam się do Amy.

Amy bez słowa udała się do pokoju gdzie leżał Remus. Rozejrzałam się w około. Peter zniknął, pewnie poszedł już do łóżka w końcu on też dużo przeżył. Byłam bardzo zmęczona, ale wiem, że nawet jakbym się położyła to nie mogłabym zasnąć.

-Chcecie kawy?- zaproponowałam- przyniosę.

-Iść z tobą?- zapytał James.

-Nie pójdę sama, poza tym wiem, że za chwilę będziesz chciał do niego iść.

James uśmiechnął się blado, a ja udałam się do małe kawiarenki szpitalnej. W środku nikogo nie było. Wszystkie stoliki były puste, a głuchą cisze przerywało co jakiś czas stukanie naczyń, które same się myły i układały na półce.

-Jest tu kto?- zawołałam.

Po chwili usłyszałam kroki, a za ladą pojawiła się szczupła młoda kobieta. Z uśmiechem na twarzy obsłużyła mnie i życzyła mi dobrej nocy. Ta noc nie mogła być dobra, ale uśmiechnęłam się do niej, bo miała dobre intencje. Postawiłam na małej tacy pięć kaw i skierowałam się do wyjścia. Kiedy byłam już prawie w drzwiach, zobaczyłam skuloną postać w kącie kawiarni.

-Peter?- szepnęłam sama do siebie.

Podeszłam powoli do postaci. Tak, był to Peter. Tylko dlaczego tu siedzi?

-Peter…- zaczęłam ostrożnie.

Peter jak zerwał się jak poparzony. Oczy miał czerwone, a noc ruszał mu się nerwowo. Co jakiś czas spoglądał na boki jakby sprawdzając czy nikogo nie ma.

-Co się stało? Dlaczego nie śpisz?- zapytałam.

-Nie chce mi się spać- odpowiedział trochę bardziej piskliwym głosem niż zwykle.

-To dlaczego siedzisz tu sam?

-Nie mogę tam siedzieć i patrzeć jak on umiera- powiedział Peter coraz gwałtowniej się rozglądając.

-On nie umrze- zaprzeczyłam- wszystko będzie dobrze.

-On umrze, bo nikt nie przeżyje spotkania z NIM. Nic już nie będzie dobrze!

-Peter co się stało jak rozdzieliłeś się z resztą? Co się tam wydarzyło?

Peter zaczął powoli drżeć jakby od dreszczy. Chwilę milczał zastanawiając się nad czymś.

-Nic, nic się nie stało- odpowiedział po chwili.

-Ale kto was zaatakował? Widziałeś jego twarz?

Peter zamknął oczy.

-Czemu ty chcesz wszystko wiedzieć! Nic się nie stało! To był wypadek! To nie była moja wina! Gdyby nie ja to Remus już dawno by nie żył!- wykrzyczał i wybiegł z kawiarni.

-Peter!- zawołałam za nim, ale nie odwrócił się.

Kiedy wróciłam przed pokój w którym leżał Remus, Dorcas leżała na siedzeniu głowę trzymając na kolanach siedzącego Syriusza. Amy Stała opierając się o ścianę, a James spacerował po korytarzu. Podałam wszystkim kawę, a gdy wypiłam swoją, poszłam do pokoju w którym leżał Remus. W pokoju panował półmrok, w kącie drzemała jakaś uzdrowicielka z książką położoną na kolanach. Podeszłam do łózka, tak bardzo nienawidziłam szpitali. Remus wyglądał bardzo spokojnie, jakby po prostu drzemał i w każdej chwili miał się obudzić. Usiadłam na łóżku. Co się tam mogło stać? Co Peter ukrywa? Czy widzieli Voldemorta? A Może to on ich zaatakował. ‘Nich się już obudzi’ myślałam patrząc na Remusa ‘No dalej obudź się, potrzebujemy cię’ jednak mimo moich próśb Remus nie otworzył oczy ani nie dał żadnego innego znaku życia. Powoli wstałam i wyszłam z pokoju.

***

Obudziłam się na siedzeniach na korytarzu szpitala. Było o wiele więcej osób niż w nocy. Jamesa, Syriusza, Dorcas ani nawet Amy nie było nigdzie widać. Gdzie oni są? Zła, że zasnęłam zaczęłam wstawać. Po chwili z pokoju gdzie leżał Remus wyszły Amy i Dorcas.

-Co się stało?- zapytałam wstając Dorcas uśmiechnęła się.

-Już wszystko dobrze. Remus odzyskał przytomność, a jego stano się ustabilizował. A jak jego stan jest stabilny to uzdrowiciele mogą zacząć leczenie czarami. Remus jest w doskonałym nastroju, a Syriusz, James i Peter jeszcze go rozbawiają- powiedziała.

Odetchnęłam z ulgą i też się uśmiechnęłam.

-Jak dobrze…- powiedziałam.

-Idziemy właśnie po kawę i po zapas słodyczy- powiedziała Amy- idziesz z nami?

-Nie, idźcie same ja pójdę zobaczyć się z Remusem- powiedziałam dziewczyny udały się do kawiarni, a ja poszłam w stroną drzwi do pokoju.

Gdy weszłam nikt mnie nie zauważył. Huncwoci się śmiali i jedli czekoladowe żaby i fasolki wszystkich smaków. Remus wyglądał o wiele lepiej i uśmiechał się. Chwile tam stałam w drzwiach patrząc jak się świetnie bawią aż w końcu usłyszałam głos James.

-Lily, dlaczego nie wchodzisz?

Uśmiechnęłam się i dołączyłam do nich.

-Jak się czujesz?- zapytałam Remusa.

-Bardzo dobrze. Syriusz i James dbają o mój dobry nastrój- powiedział uśmiechając się.

-Chcecie tej kawy czy nie?- usłyszeliśmy głos Dorcas dochodzący z drzwi.

-Jasne!- odparliśmy wszyscy razem.

***

Byłam potwornie zmęczona, a droga do domu bardzo się dłużyła. Szliśmy z Jamesem przez ulicę przytuleni do siebie, aż w końcu przypomniałam sobie, że przecież mam bardzo ważną wiadomość dla Jamesa.

-James…- zaczęłam.

-Tak?

-Bo jak ciebie nie było to dowiedziałam się o czymś.

-O czym?- zapytał James zatrzymując się.

Stanęłam przed nim spojrzałam mu w oczy i powiedziałam.

-Nie wiem czy to odpowiedni moment żeby mówić o tak ważnych rzeczach, ale…

-Ale co?- zapytał zaniepokojony James.

-Jestem w ciąży- powiedziałam i czekałam na jego reakcję…

2 komentarze:

  1. ooooo ;> dzięki za dedyk. jestem naprawdę ciekawa co się stało u śmierciożerców.

    OdpowiedzUsuń