Czułam jakbym z wielką siłą spadała z jakiejś dużej wysokości by w końcu uderzyć w łóżko. Miałam ciężkie powieki, nie miałam siły otworzyć oczu. Co się stało? Gdzie byłam? Obok siebie słyszałam pośpieszne kroki osoby wychodzącej z pokoju. Ktoś trzymał mnie za rękę, w oddali czułam słodki zapach róż. Otworzyłam na chwilę oczy, jednak blask światła tak mnie oślepił, że znowu je zamknęłam. Osoba, która przed chwilą trzymała moją rękę puściła ją i zaczęła nerwowo spacerować po pokoju. Powoli, ostrorznie ponowiłam próbę otwarcia oczu. Przez pierwsze pare sekund widok przesłaniała mi mgła, zmrużyłam i zobaczyłam zamazaną sylwetkę stojącą przy oknie. Podniosłam lekko głowę.
-James?- zapytałam słabym głosem.
Postać drgnęła, nerwowo się odwróciła i szybko podeszła do mnie.
-Lily- powiedział głos Jamesa –wreszcie się obudziłaś- dodał łapiąc mnie za rękę.
Mgła się rozeszła i widziałam już wszystko bardzo wyraźnie. Spojrzałam na Jamesa. Wyglądał jakoś inaczej, w jego oczach brak było tego blasku, który zawsze poprawiał mi nastrój. Co się stało?
-James…- zachrypiałam- strasznie boli mnie głowa…
-Zaraz kogoś zawołam- odparł wstając.
-Nie- powstrzymałam go łapiąc za rękę- nie zostawiaj mnie samej…
James usiadł.
-Co się stało?- zapytałam.
James spuścił głowę i milczał. Dlaczego był taki milczący?! ‘Niech coś powie’ myślałam ‘cokolwiek!’ jednak James dalej milczał i nie patrzył mi w oczy, unikał mojego wzroku. Patrzyłam na niego czekając na odpowiedź. W końcu James podniósł głowę, spojrzał na mnie i zaczął.
-Lily…- coraz bardziej się bałam- ja… musiałem to zrobić…
Nic nie rozumiałam.
-Co zrobić?
-Musiałem się zgodzić…- wyglądał jakby z trudem powstrzymywał łzy.
-Zgodzić na co? Powiedz!
-Ja…
Drzwi otworzyły się, a do pokoju weszło trzech uzdrowicieli. Spojrzeli na mnie zdumieni.
-Pacjentka obudzona, a my nic nie wiemy?!- powiedziała groźnie wyglądająca otyła kobieta z dużymi grubymi okularami- dlaczego pan nas nie zawiadomił?!- zwróciła się do Jamesa.
-Ja właśnie miałem…
-Pan chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, my musimy wiedzieć wszystko co dotyczy pańskiej żony
-To nie jego wina- wtrąciłam się- to ja prosiłam go żeby ze mną został.
Kobieta popatrzyła na mnie mrużąc małe oczka za okularami i odrzekła.
-Jak pani się czuje?
-Dobrze- powiedziałam nie do końca prawdę.
Dwóch chudych uzdrowicieli podeszło do mnie i zaczęli mnie badać.
-Wygląda na to, że nie ma żadnych powikłań- powiedział ten wyższy.
-Pacjentka wykazuje kontakt ze światem zewnętrznym, nie ma objawów lękowych ani nie jest też nadpobudliwa- dodał niższy.
Uzdrowicielka cały czas coś notowała.
-Temperatura w normie nie doszło do obrażeń wewnętrznych ani krwotoku.
-Pacjentka nie wykazuje trudności z mówieniem i słuchem.
Mówili na zmianę.
-Według mnie wszystko jest w porządku- powiedział na koniec wyższy mężczyzna.
-Potwierdzam- zgodził się z nim drugi.
Kobieta przestała pisać, poprawiła zsuwające się okulary i podeszła do łóżka na którym leżałam. Przyglądał mi się przez chwilę.
-Wie pani co się stało?- zapytała twardo i bezuczuciowo.
Nie pamiętałam. Nic nie pamiętałam!
-Tak myślałam- powiedziała kobieta kiwając głową i trafnie odczytując moje milczenie. Po tych słowach kiwnęła głową na dwóch uzdrowicieli i ruszyli do wyjścia.
-Co z moja żoną?- zatrzymał ich James.
-Nic jej nie będzie- odpowiedziała kobieta- stan jest stabilny, są zaniki pamięci dlatego zatrzymamy ją na jakiś czas i spróbujemy coś z nimi zrobić.
Gdy wyszli James usiadł przy mnie i złapał mnie za rękę.
-Tak bardzo się o ciebie bałem.
-Kocham cię- wyszeptałam.
Byłam bardzo zmęczona. Rozejrzałam się po pokoju. Na stoliku obok łóżka stał duży wazon z bukietem pięknych czerwonych róż. Było tam też pełno słodyczy, zarówno czekoladowych żab czarodziei jak i mugolskich żelek. Obok mnie, tuz przy moim ramieniu siedział sobie czerwony miś. Nie mogłam uwierzyć. Co on tu robi?! Podniosłam się i wzięłam do ręki misia.
-Kto go tu przyniósł?- zapytałam.
-Nie wiem- odpowiedział James.
-Ja go tu przyniosłam- odezwał się dochodzący od drzwi głos.
-Dorcas!- ucieszyłam się.
Przyjaciółka podeszła do mnie i uściskała mnie mocno.
-Amy i Remus też za chwilę mają przyjechać. Spóźniają się!- powiedziała Dorcas.
Spojrzałam na misia.
-Nie wiem dlaczego, ale czułam, że powinnam ci go przynieść. Po prostu musiałam, chyba nie jesteś zła, że grzebałam w twoich rzeczach- Dorcas jak zwykle była bardzo radosna.
-Pewnie, że nie. Właśnie niedawno o nim myślałam, chciałam go zobaczyć.
W oddali dochodziły jakieś śmiechy. Po chwili ujrzałam Remusa i Amy wchodzących do pokoju.
-Mieliście tu być piętnaście minut temu- przypomniała im Dorcas.
-Jakoś tak wyszło, że nie zdążyliśmy- powiedziała Amy.
Dorcas popatrzyła na nich podejrzliwie.
-Tak bardzo za wami tęskniłam- powiedziałam z trudem powstrzymując łzy wzruszenia
-Za nami też- usłyszałam głos wchodzącego Syriusza- chodź Glizdogonie, nie wstydź się.
Za Syriuszem wszedł Peter zakryty lecącym przed nim kartonem. Uśmiechnęłam się do nich.
-Ja i drogi glizdogon przygotowaliśmy dla ciebie niespodziankę. Tylko, że ona ee…. nie jest zbyt legalna.
-Co to?- zapytałam.
Syriusz pomógł Peterowi położyć karton i powoli go otworzył. Przez chwilę nic się nie działo.
-No co jest?!- powiedział Syriusz- uparty stwór!
Włożył ręce do kartonu i po chwili wyjął z niego małego białego smoczka.
-Smok?!- zawołałyśmy razem z Dorcas i Amy.
-Zwariowałeś?!- zapytała Dorcas.
-To szpital- dodała Amy.
-Wiem, wiem, dlatego powiedziałem, że jest nie zbyt legalny, ale jak wyjdziesz ze szpitala to będzie twój.
Uśmiechnęłam się, był taki słodki. Smoczek oczywiście.
Po chwili usłyszeliśmy kroki. Na początku wpadliśmy w panikę, ale w końcu James opanował sytuacje i włożył smoczka do kartonu. W tej samej chwili do pokoju weszła otyła uzdrowicielka.
-A co tu takie zbiorowisko?!- zapytała.
-My tylko na chwilę- powiedziała Amy.
-Chwila już minęła, a pacjentka musi iść spać. Zostać może tylko jedna osoba- oznajmiła po czym wyszła.
-Może lepiej chodźmy już- powiedział Remus
Pożegnałam się po kolei z wszystkimi, nawet ze smoczkiem, i położyłam się spać. Gdy zasypiałam James gładził mnie lekko po głowie.
***
Obudziłam się zdyszana i zalana potem. Czy to prawda? Czy to co przed chwilą mi się śniło naprawdę się stało? Rozejrzałam się, było już ciemno. James siedział oparty o stół i drzemał. To niemożliwe. Moje dziecko… co się z nim stało? Pogładziłam się po brzuchu. Czy coś mu się stało? Czy jest zdrowe? Musze się dowiedzieć. Powoli wysunęłam się z pod kołdry i wstałam. Szłam przez ciemny korytarz wprost po gabinetu uzdrowicieli. Musiałam się czegoś dowiedzieć. Zapukałam, nikt nie odpowiedział. Powoli popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Nikogo tam nie było. Podeszłam do biurka i usiadłam. Musiałam się czegoś dowiedzieć, chciałam tam siedzieć dopóki, uzdrowicielka nie wróci. Siedziałam dobrą godzinę aż nagle zauważyłam dokument podpisany przez Jamesa. Drżącymi rękami wzięłam kartkę do ręki i przeczytałam.
„ MĄŻ PACJENTKI WYSTĄPIŁ Z PROŚBĄ O PODANIE ELIKSIRU PORONNEGO”
To zdanie zwaliło mnie z nóg. Gdybym nie siedziała na pewno zasłabłabym. Zrobiło mi się gorąco, a świat zaczął wirować. O co chodzi? Zaczęłam czytać dalej. Gdy byłam już w połowie dokumentu do pokoju wszedł James. W tym momencie był jedną z osób, których najbardziej nienawidziłam.
-Chce wiedzieć tylko jedno- powiedziałam siląc się na spokój. Z oczu popłynęły mi łzy- czy nasze dziecko żyje?
James spuścił głowę.
-Odpowiedz!
-Nie- powiedział ledwie dosłyszalnym głosem.
Zamknęłam oczy. Nie mogłam uwierzyć.
-JAK MOGŁEŚ!- krzyknęłam chodząc nerwowo po pokoju.
-Lily ja…- James złapał mnie i chciał przytulić.
-NIE DOTYKAJ MNIE MORDERCO! JAK MOGŁEŚ!
-Lily ja musiałem.
-MUSIAŁEŚ?! MUSIAŁEŚ ZABIĆ NASZE DZIECKO?!
-Musiałem to podpisać.
-NIEPRAWDA! TO WSZYSTKO JEST SNEM! JA SIĘ JESZCZE NIE OBUDZIŁAM!
-Lily to nie jest sen!
-ZABIŁEŚ JE! ZABIŁEŚ NASZE DZIECKO! POZWOLIŁEŚ ŻEBY MI JE ZABRALI! JAK MOGŁEŚ! PRZECIEZ OBIECAŁEŚ!
Chciałam wykrzyczeć wszystko co czułam, chciałam płakać, chciałam biec. Uciec jak najdalej. Dlaczego?! Dlaczego zabrali mi moje dziecko?! Jakim prawem.
-Lily… daj mi wytłumaczyć. Musiałem się zgodzić, bo ty byś umarła…
-KŁAMIESZ!- krzyknęłam- NIE DOTYKAJ MNIE- powtórzyłam kiedy James próbował się do mnie zbliżyć.
Wybiegłam z pokoju, a potem ze szpitala. Nie obchodziło mnie, że jestem z samym szlafroku. Czułam straszliwą pustkę w sercu. Zabrali mi moje szczęście, zabrali mi istotę, która była moja i za którą byłam odpowiedzialna. Jak oni mogli?!
******************************************
Przed tym rozdziałem miały być wspomnienia Lilki. Ale zrezygnowałam. Możecie sobie wyobrazić :
* chwila dostania listu
* pierwszy wyjazd na pokątną
* kłótnia z siostrą
* wyjazd do szkoły
* pierwsza kłótnia Lily i Jamesa
* poznanie przyjaciółek
* pierwsze testy
* wakacje
* pierwsze wyjście do Hogsmeade
* SUM'y
* Owumenty *
* Nie wiem jak to się poprawnie piszę
~ Lily
Ja jak się rozpłakałam ! Czemu uśmierciłaś ich dziecko!? A wyjaśnisz tą sprawę z tajemniczą postacią? Czy kolejne rozdziały też takie będą? I znowu czekam na kolejny rozdział. A możesz powiedzieć kiedy będzie następny?
OdpowiedzUsuńTajemniczą postacią zajmę się później. Gwarantuję że jeszcze hmmm.. jeden lub dwa i będzie dobrze. Miałam to w planach już dawno, nie dokładnie to. Ale wielką tragedię tak. Nie mogę powiedzieć kiedy będzie następny, bo sama tego nie wiem. Poczekam na nagły przypływ weny i może uda mi się ją napisać do końca tygodnia. Przepraszam za to że płakałaś.
UsuńMerlinie... Nienawidzę teraz James'a...
OdpowiedzUsuńJak on mógł?!
Proszę cię, ja wiem być może masz dużo na głowie, ale proszę dodaj nn;)
Jak napiszę to dodam. Nie chcę wymuszać a później dać coś co mi się nie spodoba... sorki.
Usuńnawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam że dodałaś rozdział! ale szzeże mówiąc chce ci powiedzieć jedno: JAK MOGŁAŚ?!?!?!??!
OdpowiedzUsuńOleju..
OdpowiedzUsuńNa początek... Przepraszam Cię, że dopiero teraz komentuje.
Lily straciła dziecko?! :c smutas...
Och. Jestem wściekła na Jamesa! Jak on mógł zrobić to jej?
Pozdrawiam i czekam na NN. :*
No tak.. To miało być ojeju... Piszę na telefonie. :)
Usuń