czwartek, 20 listopada 2014

58. Ulotka

Kolejny nudny dzień w pracy- myślałam gdy szłam przez słoneczne uliczki Londynu. Nagle zobaczyłam osobę, z którą od paru dni bardzo chciałam porozmawiać. Poprawiłam czarną torebkę zsuwającą mi się z  ramienia i pobiegłam przed siebie.

Gdy wreszcie dobiegłam do skulonej postaci siedzącej nad stawem, nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Remus był tak głęboko pogrążony we własnych myślach, że nawet mnie nie zauważył. Chwilę stałam tak za nim aż w końcu wzięłam głęboki oddech i usiadłam koło niego. Przyjaciel nawet nie drgnął.

-Remus…- zaczęłam i utkwiłam wzrok w płynącej niedaleko kaczce

Remus zamrugał parę razy, jakby właśnie się obudził, i nieprzytomnie spojrzał na mnie

-Lily?- zdziwił się- co ty tu robisz?

-Idę do pracy

Remus wyglądał na zdezorientowanego.

-Idziesz? Nie widzę żebyś szła- uśmiechnął się

-Szłam, ale zobaczyłam jak tu siedzisz Remus rozwinął ściskany w ręce woreczek, wyjął z niego parę okruszków i rzucił je kaczkom. Wszystkie w jednej chwili rzuciły się na jedzenie. Ja dalej wpatrywałam się w tą jedną.

-Lubię tu siedzieć, mogę wtedy pomyśleć

-O czym myślisz- zapytałam ostrożnie Remus westchnął.

 -O życiu… o ludziach… o uczuciach i przeczuciach… o wszystkim

-James pokazał mi zaproszenie na ślub- Remus zastygł w bezruchu- Twój ślub

Remus milczał.

-O czym teraz myślisz?

-Myślę- chwilę się zawahał- Zastanawiam się o co ci chodzi

O co mi chodziło? Sama nie wiedziałam. Martwiłam się o niego. Czułam, że ten ślub to nie jest dobry pomysł. Byłam pewna, że Remus kocha Amy, a nie blondynkę, która tyle razu pokazała swój paskudny charakter. Byłam pewna, że nie będą razem szczęśliwi. Może się myliłam? W końcu raz już pomyliłam się myśląc, że Amy kocha Remusa. Czemu teraz miałoby być inaczej? Miałam jednak dziwne przeczucia. Nie potrafiłam uzasadnić ani wyjaśnić moich obaw. Znowu zaczęłam wpatrywać się w kaczkę, która teraz błądziła bez celu po stawie.

-A Amy?- zapytałam cicho

Remus na dźwięk jej imienia drgnął lekko i spojrzał na mnie

-Amy też bierze ślub- powiedział udając, że nic go to nie obchodzi

-a więc już wisz

Remus uśmiechnął się gorzko

-Amy przyszła do mnie dwa tygodnie temu i uśmiechnięta wręczyła mi zaproszenie

Nagle wszystko zaczęło do mnie docierać.

-A więc ty zrobiłeś to samo?

-Co samo?- zapytał zdziwiony

-Ona dała ci zaproszenie na ślub więc ty odwdzięczyłeś się jej tym samym żeby udowodnić, że już jej nie kochasz

Remus wsypał ostatnie okruszki do wody

-Tak to jest możliwe- powiedział wstając

Zrobiłam to samo

-Ale ty ją kochasz- powiedziałam patrząc mu w oczy

Remus chwilę milczał zastanawiając się co odpowiedzieć

-Nie- powiedział po chwili- Biorę ślub z inną, nie mogę kochać Amy. To nielogiczne

-Miłość nie jest logiczna

-Może i nie jest, ale to nic nie zmienia. W październiku biorę ślub z Isabel i to już postanowione

-Kochasz ją?- zapytałam chociaż wiedziałam jaka jest odpowiedz

-Pokocham, z czasem miłość przyjdzie sama

-Nie kochasz jej więc dlaczego?

-Chcesz wiedzieć dlaczego?- Remus miał dziwną iskrę w oczach- Panicznie boję się samotności. Niestety nie jestem typem człowieka, który może przebierać w dziewczynach. Muszę się bardzo starać żeby zapomnieć, że jestem tym czym jestem i zbliżyć się do drugiego człowieka. To jest moja ostatnie szansa, boję się, że nikt inny mnie nie zechce. Isabel chce za mnie wyjść i byłbym głupi gdybym się z nią nie ożenił. Ja po prostu nie chcę zostać sam. Rozumiesz?

Kiwnęłam głową. Chociaż nie rozumiałam i nigdy nie zrozumiałam jak strasznie samotny musiał być Remus

-Teraz już idź- powiedział, a ja dojrzałam smutek w jego oczach

-Remus…- zaczęłam jeszcze- to wcale nie musi tak być, zastanów się jeszcze

-Cały czas się zastanawiam. Idź już, bo się spóźnisz

Poszłam.



***

-Spóźniłaś się- powitał mnie u drzwi szorstki głos Bones

-Tak- przyznałam szczerze

-Jest jakiś ważny powód czy mam od razu cię zwolnić?

 Po roku pracy z moja szefową zdążyłam się już przyzwyczaić do tych daremnych gróźb.

-Musiałam odprowadzić siostrzeńca do przedszkola- skłamałam

Bones wpatrywała się we mnie groźnym wzrokiem

-Dobrze- powiedziała po chwili- możesz odejść

Odwróciłam się i poszłam wzdłuż korytarza dumna, że i tym razem udało mi się uniknąć zwolnienia z pracy. W progu naszego gabinetu wyskoczyła na mnie Amy.

-Co się stało?- zapytałam zdziwiona jej ekscytacją

-popatrz tylko- powiedziała i podała mi małą ulotkę

Wzięłam ja do ręki i przeczytałam:

„Ministerstwo magii ma przyjemność zaprosić wszystkich chętnych pracowników na wieczorową szkółkę kształcącą aurorów. Cały okres nauki finansowany jest przez ministerstwo”

Wytrzeszczyłam oczy i gapiłam się raz na ulotkę raz na szczęśliwą Amy

-Chcesz tam iść?- zapytałam niedowierzając

Amy kiwnęła ochoczo głową

-Żartujesz- powiedziałam i odrzuciłam ulotkę na biurko

-A co ty nie?- Amy była bardzo zdziwiona

-No nie wiem…- powiedziałam niepewnie

Amy wzięła ulotkę do ręki

-Nauka teleportacji, tajniki najlepszej obrony przed ciemnymi mocami, a na koniec pełnowartościowy certyfikat ukończenia studiów i zezwolenie do wykonywania zawodu

Dalej nie byłam pewna

-oraz…- ciągnęła dalej- dla najlepszych studentów stała praca w ministerstwie na wysokim stanowisku

Nagle do pokoju wparowali uśmiechnięci James i Syriusz.

-Lily, będziemy aurorami- powiedział zdecydowanie mój mąż

-Widzę, że już zdecydowałeś- powiedziałam bezradnie

-Tak- odparł szczerząc się

-I nie mam szans na protest?

-Nie

-A jak jednak zaprotestuje?

-To zaniosę cię tam i będziesz się uczyć- powiedział i zademonstrował jak mnie niesie

Gdy James niósł mnie krzyczącą po pokoju, nagle zobaczyłam przerażający widok. Bones w całej swojej okazałości weszła właśnie do gabinetu i kipiąc ze złości przyglądała się naszym wygłupom.

-Co tu się dzieje?- zapytała cała czerwona

James i ja zamarliśmy. Syriusz wyglądał jakby zobaczył ducha, a Amy spokojnie odpowiedziała.

-James i Lily ustalają właśnie sprawy małżeńskie...

sobota, 11 października 2014

57. Spokój

Dzięki przyjaźni staję się spokojniejszy. Dzięki spokojowi bardziej przyjazny - Jan Kochanowski
Miałam jeszcze zamknięte oczy, ale wiedziałam, że jest już jasno. Nie chciałam otwierać oczu. Było mi tak dobrze leżąc w miękkiej pościeli czując słodki zapach róż i moich ulubionych grzanek. Położyłam rękę w miejscu gdzie powinien leżeć James. Nie było go tam. Zdziwiona otworzyłam oczy, nigdzie nie było widać mojego męża. Rozejrzałam się. Na stoliku stojącym obok mnie zobaczyłam piękny bukiet składający się chyba ze stu róż. Uśmiechnęłam się, wzięłam jedną z nich i przyłożyłam do twarzy. Jej płatki były takie mięciutkie, takie delikatne.

-Dzień dobry- usłyszałam głos dochodzący z pod drzwi

James stał z wielką tacą i uśmiechał się promiennie.

-Czemu już nie śpisz?- zapytałam James podszedł powoli do łóżka i kładąc tacę na nim powiedział

-Chciałem zrobić ci niespodziankę i obudzić cię pysznym śniadankiem. No, ale niestety nie zdarzyłem

Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.

-Jesteś kochany

-Wiem- odpowiedział i powoli wsunął się pod kołdrę obok mnie

-No to… co tam przygotowałeś- zapytałam z ciekawością przyglądając się przyniesionej przez Jamesa tacy z jedzeniem

-Mamy tu stos pysznych grzanek, sok pomarańczowy albo jak wolisz to jest też kawa. Mogę tez zrobić jajka albo jajecznicę, bo nie zdążyłem ale…

Przerwałam mu, delikatnie kładąc na jego ustach palec

-Jest dobrze, to mi wystarczy

James odetchnął głęboko i pocałował mnie

-Ja tylko chcę żebyś była najszczęśliwsza kobieta na świecie

-Jestem- zapewniłam go- i będę zawsze jak będziesz przy mnie

-Będę zawsze przy tobie

-wiesz co?

-Co?

-Chyba śniadanie może trochę poczekać- powiedziałam i jeszcze raz pocałowałam Jamesa



***

Otworzyłam na oścież drzwi od tarasu i poczułam łagodny powiew letniego powietrza. Lato powoli się kończyło, ale dla mnie dopiero się zaczynało. Dopiero teraz zauważyłam, że na dworze jest tak pięknie.

-James, może zjemy dzisiaj obiad na tarasie?- zapytałam- Gdzie ty się wybierasz?- zdziwiłam się widząc jak ubiera buty

-No właśnie Lily, obiecałem chłopakom, że wpadnę dzisiaj do nich

-A obiad?

-Zjemy go, ale trochę później niż zwykle

-To znaczy o której?- stanęłam ze skrzyżowanymi ramionami

-Jak wrócę- powiedział i pocałował mnie w czoło- tak koło czwartej albo piątej powinienem być

-Myślałam, że spędzimy ten dzień razem, sami- powiedziałam zawiedziona spuszczając głowę

-Lily- powiedział James patrząc mi w oczy- obiecuję, że spędzimy cały wieczór tylko ze sobą. Dobrze?

Kiwnęłam głową

-To… na piątą zrobię obiad, będziesz

-Pewnie, że tak

Do drzwi zadzwonił dzwonek. James poszedł otworzyć, a ja wyszłam do ogrodu. Byłam pewna, że to ktoś z Zakonu. Mimo, ze ja i James odeszliśmy to zabrania dalej odbywały się w naszym domu. Nie chciałam ich widzieć i wysłuchiwać jak to bardzo za nami tęsknią i jak bardzo im nas brakuje.

-Lily- usłyszałam głos Jamesa

Odwróciłam się

-Chyba nie spędzisz tego dnia sama w domu

Spojrzałam na Jamesa ze zdziwieniem.

-Kto przyszedł?

James otworzył szerzej drzwi, a moim oczom ukazała się Amy.

-Cześć Lily, chciałam ci cos powiedzieć więc wpadłam na chwilę

Uśmiechnęłam się szeroko

-No co ty, tylko na chwilę. James idzie do huncwotów więc mamy cały dzień na pogaduszki- powiedziałam i wskazałam na krzesło stojące na tarasie- siadaj zaraz zrobię nam coś do picia

-No to w takim razie ja już lecę- oznajmił James i pożegnał się z nami

Szybko zrobiłam herbatę i wyjęłam z szafki niedawno kupione czekoladowe żaby

-Co się stało?- zapytałam jak tylko usiadłam

-Nic się nie stało- odpowiedziała Amy dziwnie niespokojnym głosem

-Nic?

-Oj Lily, ja po prostu wpadłam żeby z tobą pogadać- powiedziała- tak po prostu, bo dawno się nie widziałyśmy- dodała widząc moją minę

-No dobrze- postanowiłam udawać, że dałam za wygraną i czekać aż Amy sama powie mico się stało

-Jak wam się układa z Jamesem- zapytała po chwili

-Bardzo dobrze. Prawdę mówiąc już dawno nie było między nami tak dobrze

-Bardzo się cieszę- powiedziała chwytając mnie za rękę- ja wiedziałam, że wy musicie być razem

-Tak- powiedziałam kiwając głową- sama nie wiem jak mogliśmy dopuścić żeby między nami tak się popsuło

-Lily…- zaczęła Amy

-Tak?

-Czy to prawda, że ty też odeszłaś z Zakonu?

-Tak

-Dlaczego?

 -Amy proszę nie proś mnie żebym ci to tłumaczyła. Ja po prostu tak zdecydowałam

Amy spuściła głowę

-Też kiedyś chciałam odejść, ale widziałam jak wszyscy są bardzo w to zaangażowani. Chcę walczyć z Voldemortem i zrobię wszystko żeby nie doszedł do pełni władzy. Lily, ja wiem, że ty też tak myślisz i wcześniej czy później wrócisz do Zakonu.

‘Łatwo jej mówić’- pomyślałam

-Nienawidzę Voldemorta z całego serca, ale nie chcę już z nim walczyć i nie mówmy już o tym

-Dobrze- Amy wzięła łyk herbaty- wczoraj wieczorem wrócił Ivan

Łyżeczka, która właśnie skończyłam mieszać herbatę wypadła mi z ręki. Szybko schyliłam się żeby ja podnieść.

-Wrócił?

-Tak, spotkałam go wczoraj. Był dziwnie zamyślony i jakiś taki smutny. Nie wiesz co mu się stało?

-Nie, dlaczego miałabym wiedzieć- nieświadomie podniosłam głos

-Nie wiem. Tak po prostu spytałam- Amy patrzyła na mnie wystraszonym wzrokiem- Dlaczego się tak denerwujesz

-Nie denerwuje się- powiedziałam tym razem spokojniej- ja tylko… coś mówił?

-Nic konkretnego. Kiedy pytałam go o wyjazd dziwnie zmieniał temat. Lily, dlaczego wróciliście oddzielnie, a nie razem?

Zaczęłam nerwowo mieszać herbatę.

-Po prostu…- zaczęłam powoli- on musiał jeszcze coś tam załatwić, a ja tak bardzo chciałam być już w domu, że wróciłam bez niego. To wszystko

Amy patrzyła na mnie uważnie, a ja wstydziłam się, że okłamuje moją najlepszą przyjaciółkę. Nie mogłam jednak powiedzieć jej prawdy, jeszcze nie teraz.

-A co u ciebie?- zapytałam przerywając długie milczenie

Amy uśmiechnęła się tajemniczo

-No właśnie dlatego tu przyszłam. Mam coś dla ciebie- powiedziała i wyjęła z torebki białą kopertę obwiązaną złotą wstążką.

-Co to?- zapytałam i wzięłam do ręki pięknie zdobioną kopertę na której widniał złoty migający napis: ‘Państwo Liliann i James Potter’

-Otwórz- powiedziała Amy

W środku było zaproszenie na ślub ozdobione dwoma złotymi migającymi serduszkami. Byłam zdumiona, czy to znaczy, że… Przełknęłam ślinę Otworzyłam  kartonik i przeczytałam:



Zakochani i świadomi, że ich miłość to nie wiatr,

mają zaszczyt zawiadomić, że chcą razem iść przez świat.

Amy Smitch i Michael Wood

serdecznie zapraszają Sz. P. na uroczystość Zaślubin,

która odbędzie się 20 listopada 1979 roku o godzinie 12.00

w kościele św. Ignacego w Londynie



Nie mogłam uwierzyć własnym oczom

-Bierzecie ślub! Amy kiwnęła głową

-w prawdzie to jeszcze całe trzy miesiące, ale Mike chciał żeby goście już teraz wiedzieli, że 20 listopada mają być na naszym ślubie

-Tak się cieszę- powiedziałam i uściskałam przyjaciółkę tak mocno jak tylko mogłam

-Zrobiliśmy dwa rodzaje zaproszeń jedne dla mojej rodziny i innych przyjaciół czarodziejów, a drugie, mugolskie dla rodziny Mikea i jego przyjaciół. Już nie mogę się doczekać. Odkąd się pogodziliśmy miedzy nami jest jeszcze lepiej niż było. Lily, jestem taka szczęśliwa!



***

Po dwóch godzinach Amy oznajmiła, że musi już wracać, a po jej wyjściu zabrałam się za robienie obiadu. Cały czas myślałam o ślubie, który odbędzie się w listopadzie. Cały czas miałam przed oczami rozpromieniona twarz Amy. Po chwili przypomniałam sobie coś co diametralnie zmieniło moje nastawienie do tego wydarzenia. Remus. Przecież on kocha Amy, jak zareaguje na ślub. Przecież on się załamie. Usłyszałam głos zamka w drzwiach i kroki w przedpokoju. Po chwili do kuchni wszedł James.

-Punkt piąta- powiedział dumny ze swojej punktualności

-Siadaj, obiad za chwile będzie gotowy- powiedziałam- I jak było?

-Bardzo fajnie. Syriusz znalazł ostatnio takie puste pole gdzie nie ma żadnego mugola w odległości dwóch mil. Wzięliśmy swoje stare miotły i zagraliśmy w quidditcha. Trochę dziwnie było, bo mało osób, ale…- James nagle przerwał opowiadanie- o… też dostałaś zaproszenie

-Amy przyniosła dla nas obojga. Co znaczy, że ja też?

-Bo ja też dostałem takie samo… od Remusa- powiedział i podał mi identyczne zaproszenie jakie przed paroma godzinami dostałam od Amy

Nic już nie rozumiałam.


*****************
Nie poprawiony, bez kropek itd. Ale jest. W sumie żadne z was, moich kochanych czytelników już tu nie zagląda chyba że przypadkowo. Mam nadzieję że się nie zawiedziecie, może nie wyszłam jeszcze z formy. Może znajdę czas żeby pisać dalej... nw... życie to ciągła zagadka którą codziennie odkrywam. Podczas mojej nieobecności doświadczyłam tyle przykrości że tylko powrót tu da mi ukojenie. Rozumiecie mnie chyba?

Lily

środa, 29 stycznia 2014

56. Powrót

Szłam przez długą wąską uliczkę. Lekkie krople ciepłego letniego deszczu spływały mi po policzkach. Mimo tak ponurej pogody czułam spokój w sercu. Przez ostatnie dni nauczyłam się mieć większy dystans do siebie i rzeczy które wydarzają się w moim życiu.

Usłyszałam głos nadjeżdżającego mugolskiego samochodu, który z trudem ominął mnie i z całym rozpędem pojechał dalej. Powoli szłam myśląc o wydarzeniach z ostatnich dni. Po paru minutach doszłam do dużego lasu, wzięłam jeden głęboki oddech i weszłam do środka. Nagle usłyszałam męski głos dochodzący z daleka.

-Lily!

Zatrzymałam się. Usłyszałam coraz bardziej przybliżające się kroki, a po chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w ciemne oczy Ivana.

-O co chodzi?- zapytałam jak gdyby nigdy nic Ivan patrzył na mnie jakby widział mnie po raz pierwszy.

-O co chodzi? Lily, ty po prostu uciekasz. Tak nie można.

-Nie uciekam, wracam

-Ale dlaczego tak nagle?

Spuściłam głowę. Ivan mówił dalej

-Lily, ja wiem, że to wszystko cię przeraża, ale… tak nie można. Dumbledore powiedział…

-Powiedział, że jak chcę to mogę wracać- przerwałam mu- przecież Voldemort już wie, że tu jesteśmy. Ty dobrze wiesz, że on coś planuje, a ja już nie mam zamiaru się w to mieszać. Nie mam zamiaru ryzykować swojego życia i życia moich najbliższych

-Odchodzisz?!- zapytał Ivan nie dowierzając

Kiwnęłam głową

-Nie możesz odejść!

-Mam dość. Nie radzę sobie. Zaczynam nowe życie. Bez Voldemorta, bez śmierciożerców i bez…- urwałam to ostatnie słowo nie mogło mi przejść przez gardło

-Beze mnie, tak? To chciałaś powiedzieć?

-Daj mi spokój, musze iść- powiedziałam, odwróciłam się i zostawiając Ivana samego ruszyłam w głębie lasu gdzie za pomocą świstoklika miałam się udać do domu.

-Panienka gotowa?- krzyknął w moją stronę brodaty czarodziej w czerwonej pelerynie

-Tak- powiedziałam zastanawiając się czy naprawdę wiem co robię

Mężczyzna wskazał na leżący obok stary parasol. Odwróciłam się jeszcze na chwilę by spojrzeć na tą piękną okolice gdzie spędziłam całe dwa miesiące. Dni dobre i złe, spokojne i niespokojne. Dni bez Jamesa, dni z Ivanem. To wszystko było tak skomplikowane, a za razem tak proste, że bardzo łatwo było się pogubić.

Nie! Postanowiłam zrobić z tym wszystkim porządek, żyć spokojnie, bez problemów. Nie przejmować się niczym, być szczęśliwa. Zacząć nowe życie. Już postanowiłam, odchodzę z Zakonu. Nie wiedziałam czy mi się to uda, wiedziałam, że muszę spróbować.



***

 Poczułam jak moje nogi delikatnie lądują na ziemi. Wiedziałam, że jestem już w Londynie. W moim domu. Kręciło mi się w głowie, zawsze tak się czułam gdy podróżowałam świstoklikiem. Rozejrzałam się dookoła. Deszcz tam nie padał przez ciemne chmury można było dostrzec prześwity delikatnych promieni słonecznych.

-Lily!- usłyszałam uradowane głosy moich przyjaciółek, a po chwili zobaczyłam dwie tak ukochane przeze mnie postacie. Uściskałam zarówno Amy jak i Dorcas najmocniej jak tylko mogłam.

-Tak bardzo tęskniłyśmy- powiedziała Amy

Uśmiechnęłam się promiennie

-Skąd wiedziałyście, że wracam?

Dorcas i Amy wymieniły znaczące spojrzenia

-Od dawna wiedziałyśmy, że skoro sytuacja się zmieniła to długo tam nie wytrzymasz- powiedziała Dorcas

-Poza tym Dumbledore nam wczoraj powiedział o twoich planach- dodała Amy

-To wy już o wszystkim wiecie?

Dziewczyny potrząsnęły głowami

-O mnie i o …

-tak, tak wiemy wszystko i w dodatku przyprowadziłyśmy kogoś- powiedziała uśmiechnięta Amy Dopiero po tych słowach dostrzegłam jeszcze jedną znajomą postać. James stał w oddali od czasu do czasu zerkając na mnie i czekając aż go zobaczę.

-James…- szepnęłam i zaczęłam do niego biec, on zrobił to samo. Rzuciliśmy się sobie w objęcia i zaczęliśmy się całować.

-Tak bardzo za tobą tęskniłem- szepnął mi do ucha

-Tak bardzo chciałam być wreszcie w twoich objęciach- powiedziałam

-Tak bardzo cię kocham- powiedział ściskając mnie mocno

-Ja ciebie też-odpowiedziałam całym sercem

-Od naszej rozmowy tydzień temu, nie spałem, nie jadłem. Cały czas myślałem tylko o tobie, o nas.

Uśmiechnęłam się do niego i szepnęłam

-Chodźmy do domu

Czułam się bardzo szczęśliwa. Nie widziałam Jamesa od dwóch miesięcy z wyjątkiem dwóch godzin spędzonych tydzień temu przed kominkiem rozmawiając z Jamesem. Myślałam, że już nic nie uratuje naszego małżeństwa, a tu okazało się, że wystarczy krótka rozmowa w której każda ze stron wysłucha drugiej. Pogodziliśmy się i to było najważniejsze…

wtorek, 28 stycznia 2014

55. Wyjazd

Stałam na środku kuchni i nieruchomym wzrokiem wpatrywałam się w ścianę. Nic z tego nie rozumiałam. Przecież James zawsze był taki opanowany. Znęcał się nad Snapeem, ale nigdy nie pałał do niego taką nienawiścią. Co się stało jak mnie nie było? Czy o czymś nie wiem?

-Lily…- poczułam rękę Dorcas na ramieniu- nie martw się, proszę

Odwróciłam się i spojrzałam na nią.

-Jak mam się nie martwić? James wybiegł z domu jak opętany i nie ma go już pięć godzin. W dodatku powiedział, że nie chce już być w Zakonie.

Dorcas spuściła głowę. To był jeden z tych momentów kiedy nawet ona, moja najlepsza przyjaciółka nie mogła mnie pocieszyć. Do oczu napłynęły mi łzy, podbiegłam do Dorcas i zapłakana przytuliłam się do niej.

-Ja już nie mogę tak żyć, dlaczego nic mi się nie układa?!

Dorcas milczała. Naglę usłyszałam szczęk zamka i otwierających się drzwi.

-James?- szepnęłam i szybko otarłam łzy końcem rękawa

Rzeczywiście, po chwili ujrzałam Jamesa stojącego w progu pokoju. W pierwszym momencie chciałam do niego podbiec i uściskać go, pocałować… Szybko jednak zauważyłam, że nie byłby to najlepszy pomysł. James nie patrzył na mnie, nie odezwał się. Co się stało?! Po prostu zignorował mnie, Dorcas i bez słowa poszedł do kuchni. Chwile stałyśmy w bezruchy zaskoczone takim zachowaniem Jamesa.

-To może… ja już pójdę- powiedziała cicho Dorcas

-Nie…- spojrzałam na nią proszącym wzrokiem

-Lily, tak będzie lepiej- powiedziała stanowczo, ale spokojnie- musicie pobyć sami i porozmawiać

-Jak ja mam z nim rozmawiać?- zapytałam opadając bezwładnie na fotel- widziałaś jak on się zachowuje

-Tak- Dorcas usiadła koło mnie- Mimo to musisz z nim porozmawiać i wyjaśnić parę spraw

-Jakich spraw?

-Nazbierało się tego przez ostatnie dni. Powiedz kiedy ostatnio rozmawiałaś z nim o swoich uczuciach? O jego uczuciach?

Milczałam, nie wiedziałam co odpowiedzieć.

-Jeśli nie wyjaśnicie sobie wszystkiego, będziecie się coraz bardziej od siebie oddalać aż w końcu stwierdzisz, ze spotkane na ulicy osoby są ci bliższe niż James. Musisz ratować wasz związek, bo możecie wszystko zburzyć. To właśnie milczenie, niedopowiedzenie i brak porozumienia jest przyczyną tych wszystkich burz.

Musiał minąć pewien czas żebym zrozumiała sens słów, które przekazała mi wtedy przyjaciółka. Dorcas powoli wstała wzięła torebkę i wyszła zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami, które kłębiły się we mnie jak jeszcze nigdy dotąd. ‘To nie jest takie proste!’ myślałam ‘Jak mam porozmawiać z Jamesem jak on mnie nawet nie zauważa?! Mam go błagać o rozmowę?! Nie! Nie będę!’ to była moja pierwsza reakcja, jednak po ochłonięciu postanowiłam spróbować, chociaż byłam pewna, że to nic nie da.

Powoli weszłam po schodach na górę prosto do sypialni gdzie był James. Otworzyłam skrzypiące drzwi i ujrzałam mojego męża leżącego na łóżku. James jednak mimo pozorów nie spał, miał szeroko otwarte oczy, które utkwione były w suficie. Byłam pewna, że wiedział, że weszłam do pokoju jednak nawet nie drgnął. Był tak odległy jak jeszcze nigdy dotąd. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim.

-James…- zaczęłam

Reakcji nie było.

-James musimy porozmawiać

Cisza.

-James, musimy porozmawiać o nas- powiedziałam tym razem bardzo stanowczo

Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie.

-O nas? -uśmiechnął się drwiąco

-Tak o nas. Czuję, że oddalamy się od siebie

-To nieprawda- zaprzeczył szybko, wstał i podszedł do okna

-To dlaczego nie chcesz mi po prostu powiedzieć o co ci chodzi?

-O co mi chodzi? Widocznie nie jestem taki twardy jak myślałaś. I co teraz znajdziesz sobie innego?- powiedział wyzywającym tonem

-Dlaczego taki jesteś?- zapytałam patrząc na niego z niedowierzaniem. Nie poznawałam go

-Ja przynajmniej nie jestem taki fałszywy jak ty

Tego było za wiele, nikt nie będzie o mnie mówił, że jestem fałszywa

-Myślałam, że pogadamy spokojnie, jak dorośli ludzie, ale z tobą się po prostu nie da!- powiedziałam podniesionym głosem i udałam się w stroną drzwi.

-Chcesz wiedzieć co powiedział mi Snape, że dałem mu w pysk?- usłyszałam jeszcze głos Jamesa

Odwróciłam się. James nie patrzył na mnie, patrzył w okno.

-powiedział, żebym nie uważał się za lepszego od niego, bo on nigdy nie zabiłby swojego dziecka- James uśmiechał się gorzko- a potem jeszcze powiedział, że ty też uważasz, że przeze mnie nasze dziecko nie żyje i że zawsze w głębi serca będziesz mnie nienawidziła

Milczałam, stałam jak wryta nie mogąc wyrzucić z siebie żadnego sensownego słowa. Byłam w szoku. James chwilę przyglądał mi się po czy powiedział

-Teraz widzę, że miał rację

James i wstał wziął kurtkę i wyszedł rzuciwszy jeszcze

-Będę u Syriusza, nie czekaj na mnie

Czułam się okropnie.

 

 

***

James wrócił rano, żeby się przebrać po czym bez zbędnych słów udał się do pracy. Około godzinę później przyszły do mnie Amy i Dorcas by pomóc mi się spakować.

-Myślę, że dobrze wam zrobi, krótka rozłąka- powiedziała Amy wkładając do torby ubrania, które wyjmowałam z szafy

-Dumbledore też tak mówił- powiedziałam cicho

-Przejdzie mu zobaczysz- zapewniała mnie Amy

Kiwnęłam głową zaciskając usta, a ubrania, które właśnie trzymałam wypadły mi z rąk- co ja mu takiego zrobiłam?!- powiedziałam ze łzami w oczach, zaczęłam zbierać porozrzucane bluzki

-Lily- powiedziała Dorcas powstrzymując mnie i pomagając mi się podnieść

Amy krótkim machnięciem różdżki poskładała wszystko i włożyła do torby.

-Lily, to nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać

-Moja, może gdybym spokojniej z nim rozmawiała wczoraj, gdybym bardziej wierzyła, że ta rozmowa się uda…

-Lily on nie chciał rozmawiać. Tak już czasami jest, że rozmowa się nie udaje bo jedna ze stron nie chce rozmawiać.

-To co mam zrobić?

-Poczekać aż on przestanie się obwiniać aż zrozumie, że nikt go o nic nie obwinia

-Poczekać…- powtórzyłam- tylko ile?

 

 

***

Rozległ się dzwonek do drzwi.

-James…- szepnęłam z nadzieją biegnąc by otworzyć

Nie stał tam jednak James, ale Dumbledore

-Gotowa?- zapytał promiennym głosem

-Tak, znaczy nie, Jamesa jeszcze nie ma

-A przyjdzie?- Dumbledore wydawał się wyraźnie zainteresowany

-Nie wiem- spuściłam głowę

-Muszę z nim porozmawiać o Zakonie

Kiwnęłam głową 

-Nie możemy długo czekać, jak tylko się ściemni musimy iść

-Tak, mam nadzieję, że James zdąży wrócić

-Na pewno- Dumbledore spojrzał na zegarek

-Twój partner powinien zaraz być

-Z kim właściwie mam tam jechać? Dumbledore uśmiechnął się. W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłam je zobaczyłam Ivana, który uśmiechał się promiennie.

-Gotowa?

-Ja?- zdziwiłam się

-Tak ty- zaśmiał się

Spojrzałam na moją walizkę, tak bardzo chciałam pożegnać się z Jamesem.

-Tak- powiedziałam po chwili- jestem gotowa

Przed domem spotkaliśmy Jamesa. Ucieszona podbiegłam do niego.

-Co się dzieje?- zapytał zdziwiony

-Wyjeżdżam, nie pamiętasz?

James przyglądał mi się uważanie

-Pamiętam- powiedział po czym zrobił krok do przody

-James…- odwrócił się- nie będzie mnie przez dłuższy czas, a ty nawet nie życzysz mi miłej podróży?

-Miłej podróży, Lily. Do zobaczenia- powiedział oschle po czym wszedł do domu

-Jedziemy?- zapytał Ivan

-Tak- odpowiedziałam i udaliśmy się w miejsce gdzie był już podstawiony świstoklik.

WYJAŚNIENIA ??

Może po prostu przydadzą się wam pewne wyjaśnienia. Nie czuję się dobrze, nie mam siły zajmować się życiem Lily i jej przyjaciół, i nie mam czasu zająć się własnym. Moje życie stało się monotonne. Wstawanie, śniadanie, autobus, szkoła, autobus, książka, płacz, spanie (czyli leżenie w łóżku i próby zaśnięcia lub wybudzanie się co pięć minut). I znowu wstawanie, śniadanie, autobus, szkoła, autobus, książka, płacz, spanie. Nie mogę z tego wyjść, dziś przyjaciółka sprawdziła mi pocztę i o was przypomniała. Tak to w ogóle bym nie weszła. Przepraszam za to że nagle zniknęłam, przepraszam że jestem załamana. Spróbuję poprawić gotowy tekst i wrzucę go dziś albo jutro, chyba że pozwolicie mi wstawić nie poprawiony, to wstawię od razu dwa. Jeśli nie sprawia wam to problemu. Mam nadzieję że u was w porządku i żyjecie dalej nie oglądając się za siebie, czego ja nie potrafię. Moja mama stwierdziła że zamiast roześmianej i kochanej Liluni ( tak nawet moja mama tak do mnie mówi) stałam się smutną i przygnębioną a czasem chamską i wredną Lily. Nie jadam, nie sypiam, nie żyje. To znaczy żyję ale jak zombie.

Mam dla was propozycje, wygrzebałam na komputerze opowiadanie. O elfach, demonach, aniołach i kilkorgu nastolatków którzy próbują na własną rękę ratować świat. Czytali byście je ? Oczywiście nie będzie czegoś takiego jak poprawianie czy zmienianie treści, zostawię to takie jakim to napisałam.

Przez to co się dzieje ominęłam rocznicę, blog ma już rok, tydzień i pięć dni. Wszystkiego najlepszego, chodźmy się z tego powodu spić itd, itp. hahaha uhuhu jak wesoło... bla bla bla.

~ KOCHAJĄCA LILY