Rozglądnęłam się dookoła poczekalni w poszukiwaniu wolnego siedzenia. Jedna było wolne więc szybko do niego podeszłam i opadłam bezwładnie na nie zastanawiając się co właściwie się przed chwilą stało. Amy i Dorcas pobiegły za mną wpatrując się we mnie z przejęciem. Ja wpatrywałam się w podłogę. Nie wiedziałam co im powiedzieć od czego zacząć? Czułam się dziwnie, tak jakby całe moje dotychczasowe życie nie miało sensu. Dopiero teraz się rozpoczęło prawdziwe życie.
-Lily! Mów natychmiast!- powiedziała z naciskiem Dorcas.
Podniosłam głowę i spojrzałam na dziewczyny.
-No więc…- zaczęłam- najpierw, jak weszłam to bardzo się bałam, zwłaszcza jak zobaczyłam te wszystkie dziwne urządzenia. Tak, ich najbardziej się bałam. No i bałam się jeszcze tego doktora, bo była jakiś taki dziwny. Zaczął mi opowiadać o dziwnych przypadkach ciąży i ja…
-Lily!- przerwała mi Dorcas- mów do* rzeczy!
Nabrałam powietrza i jednym tchem powiedziałam :
-Później zaczał mnie badać, a ja tak strasznie się bałam. Nie wiem czy obawiałam się, że powie, że jestem w ciąży czy dlatego bo bałam się, że nie jestem w ciąży. W każdym razie po badaniach powiedział, że mam w brzuchu coś co przekształcić się może w całkiem ładnego i dużego bobasa.
Skończyłam mówić. Spojrzałam na moje przyjaciółki. Obie stały i milczały gapiąc się na mnie ze zdumieniem.
-Nie powiecie nic?- zapytałam.
-Czyli…- zaczęła powoli Amy- jesteś w ciąży czy nie, bo tak szybko to wszystko powiedziałaś, że nie zrozumiałam.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głowa.
-Tak, jestem w ciąży.
Dorcas i Amy wydały z siebie przeraźliwy pisk i skoczyły na mnie z uściskami i z gratulacjami. Kiedy wreszcie udało mi się od nich uwolnić i odetchnąć powiedziałam
-Zastanawiam się tylko co powie James.
-Na pewno będzie się cieszył, on tylko czekał aż powiesz, że jesteś w ciąży- powiedziała Dorcas.
-Sama nie wiem nigdy o tym nie rozmawialiśmy…
-O takich rzeczach nie trzeba rozmawiać, to się czuje- powiedziała Amy.
-No to teraz pozostało mi tylko czekać aż wróci, mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać…
***
Była niedziela, a ja postanowiłam godnie ją spędzić na siedzeniu w domu i wylegiwaniu się z książką w moim cieplutkim łóżeczku. Leżałam sobie w mojej niebieskiej piżamce i czytałam przygody młodego ogra. Byłam tak wciągnięta do jego świata, że zupełnie nie orientowałam się w prawdziwym. Właśnie ogr Teddy był na spacerze i spotkał złą wiedźmę z lasu kiedy do pokoju przez otwarte okno wleciała sowa z trzema listami zaadresowanymi do mnie, Dorcas i Amy. Wściekła, że przerwano mi w takim momencie podeszłam do okna i podniosłam pocztę. Od razu rozpoznałam pismo Dumbledora.
-Dorcas! Amy! Szybko! Chodźcie tu szybko!- krzyczałam jakby się stało coś strasznego.
Dziewczyny przybiegły jak najszybciej mogły. Dorcas miała jeszcze szampon na włosach, a Amy miała ubraną tylko jedną skarpetkę. Obie były poważnie wystraszone.
-Co się stało?- zapytała Amy.
-Listy, przyszły listy od Dumbledora!
Dorcas i Amy szybko odebrały ode mnie swoje listy i rozpakowały je. Zrobiłam to samo. W środku była kartka z napisem:
„ Z O S D O G T C Z W M TO C Z W w K G”
Dla osób postronnych lub niepowołanych treść listu mogła być trochę bez sensu, ale ja członkini Zakonu Feniksa dobrze wiedziałam, że oznacza to:
„Zebranie odbędzie się dzisiaj o godzinie tej co zwykle, miejsce to co zwykle w kwaterze głównej”
Dzisiaj zebranie?- myślałam, to mogło oznaczać tylko jedno.
-Huncwoci wracają!!- krzyknęłyśmy wszystkie trzy i rzuciłyśmy się sobie w ramiona.
Byłam taka szczęśliwa, już nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie znowu uściskam Jamesa. Kiedy mu powiem wszystko, o dziecku, o Dorcas i o Amy. On musi wszystko wiedzieć co się tu wydarzyło, musi wiedzieć.
***
Dokładnie o drugiej byłyśmy już przed moim domem- kwaterą główną. Dorcas podeszła do drzwi i chciała otworzyć je. Jednak w ostatniej chwili powstrzymałam ją.
-Co jest?- zapytała zdziwiona.
-A jeśli oni już tam są- powiedziałam.
-No rzeczywiście mogą już tam siedzieć- przyznała mi rację Amy.
Pospiesznie wyjęłyśmy lusterka i zaczęłyśmy poprawiać nasz wygląd. Dorcas schowała się za mną i za Amy, żeby Syriusz za wcześnie ją nie zobaczył i biorąc głęboki oddech weszłyśmy do domu. Było cicho, tylko pojedyncze głosy dochodziły z drugiego pokoju. Szybko poszłyśmy tam otworzyłyśmy drzwi i zanim zdążyłyśmy pomyśleć, Dorcas już wyskoczyła z za nas i krzyknęła :
-NIESPODZIANKA!!
Wszyscy gapili się na nas bardzo zdziwieni nie wiedząc o co nam chodzi. Usłyszałyśmy parę szeptów i zobaczyłyśmy, że w pokoju nie było ani Syriusza ani Jamesa ani Remusa ani nawet Petera. Zrobiło nam się bardzo głupio. Stałyśmy jak wryte czując jak nasze policzki robią się coraz gorętsze.
-Siadajcie- powiedział uśmiechając się Dumbledore Posłusznie usiadłyśmy, wszyscy się na nas gapili, a my czułyśmy się coraz bardziej zmieszane. Chwile milczałyśmy w końcu postanowiłam zapytać o to co nie dawało mi spokoju.
-Gdzie, gdzie są chłopacy? Nie przyjechali jeszcze?
-Nie- odpowiedział Dumbledore- dlatego was tu sprowadziłyśmy.
-Co się stało?- zapytała Dorcas.
-Nastąpiły pewne komplikacje- powiedział Moody.
-Komplikacje?- powtórzyła Amy- jakie komplikacje?
-Nie wiemy gdzie oni są. Straciliśmy z nimi kontakt. Nie wiem kiedy wrócą i… czy w ogóle wrócą.
To co powiedział Dumbledore trafiło w moje serce tak mocno, że przez chwile nic nie widziałam. James? Mój James? Nie wiadomo kiedy wróci?! Zrobiło mi się najpierw gorąco potem przeszły mnie dreszcze i zrobiło mi się zimno. Czułam jakbym opuściła ciało. Jakbym z niego wyszła i zawisła nad nim oglądając wszystko z góry. Do oczu napłynęły mi łzy. Chciało mi się płakać, jednak powstrzymywałam się. Uspokajałam się ‘Lily, przecież to jeszcze nic nie znaczy, zobaczysz jeszcze dzisiaj albo najpóźniej jutro oni tutaj będą’
-To niemożliwe- szepnęła Dorcas- jak to możliwe?
-Wczoraj rano dali nam znak, że jest wszystko w porządku, ale od tego czasu nie mamy żadnych wiadomości. Miejmy nadzieję, że to nic poważnego- powiedział Moody.
Amy nic nie mówiła, gapiła się w podłogę nie ruszając się, nie mrugając. Nagle wstała i wybiegła z domu. Pobiegłam za nią, a za mną zrobiła to samo Dorcas.
-Amy! Amy stój! Biegła dalej, ale coraz wolniej w końcu się zatrzymała. Odwróciła się, jej oczy były pełne łez. Podeszłam do niej.
-Przepraszam, ja po prostu nie mogłam już tam tak siedzieć.
-Wiem, ja też- powiedziałam przytulając ją.
-Lily, ja się boję, ja chcę, żeby oni wrócili. Ja nie chcę…- zaczęła płakać, a razem z nią płakałam ja, to było takie niesprawiedliwe. Przecież byłam w ciąży. Nie mogłam stracić męża. Nie mogłam! Płakałam, a za plecami słyszałam cichy szloch Dorcas.
-Wracajmy do domu- zaproponowałam- nic tu po nas.
***
Amy siedziała na fotelu i gapiła się bezmyślnie w ścianę. Nie odzywała się, myślała. Dorcas nerwowo kręciła się po mieszkaniu nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Ja wyglądałam przez okno już od dobrych paru godzin. Nie wiem czemu, ale lubiłam to robić, uspakajało mnie to. Patrzyłam na chodzących w pośpiechu mugoli i myślałam. A może miałam nadzieję, że zobaczę idących przez ulicę chłopaków? Oni muszą gdzieś tam być. James myśli teraz o mnie, gdziekolwiek jest zrobi wszystko by wrócić, a ja nie mogę się poddawać. Nie mogę! Odwróciłam się od okna i spojrzałam na zegarek, była szósta. Nagle coś mi się przypomniało.
-Amy! Przecież ty byłaś umówiona na kolację z Mike’em na siódmą!
Amy podniosła powoli głowę i spojrzawszy na mnie odpowiedziała krótko :
-Nie idę.
-Nie idziesz? Jak to nie idziesz? Przecież wczoraj się zgodziłaś.
Amy spuściła głowę.
-Nie rozmumiesz, nie mogę iść z Mike’em na randkę kiedy Remus, James, Syriusz i Peter mogą być w niebezpieczeństwie. Poza tym to i tak nic nie da.
-Jak to? Nie kochasz już Mike’a?
-Kocham- jej głos się załamał- ale…
-Amy on chcę się zmienić, musisz chociaż z nim porozmawiać.
-Zrobię to, ale nie dzisiaj- powiedziała- naprawdę- dodała gdy napotkała mój wzrok.
Podeszłam do przyjaciółki, usiadłam koło niej i powiedziałam spokojnie :
-Amy przecież i tak nie możesz nic zrobić. Nie wiadomo kiedy oni wrócą, a my nie możemy przez to zarywać życia. Musimy dalej żyć i mieć nadzieję.
-Jak ty to robisz, że masz w sobie taką siłę?- zapytała Amy patrząc na mnie z podziwem.
-James mnie tego nauczył- powiedziałam cicho.
Chwilę milczałyśmy w końcu Amy zapytała:
-Czyli uważasz, że powinnam iść na kolację z Mike’am?
Kiwnęłam głową uśmiechając się.
-Dobrze, pójdę, ale musisz mi obiecać, że jak coś się wydarzy to od razu mnie zawiadomisz.
-Jasne, a teraz idź się ubierać, bo masz mało czasu- powiedziałam, a Amy poszła się przygotować do wyjścia.
Po około piętnastu minutach Amy stała już przede mną w pięknej błękitnej sukience. Jej blond włosy spięte były spinką w kształcie motyla, przyozdobioną niebieskimi kamieniami. Na szyi miała srebrny łańcuszek, a na jej ramieniu spoczywała mała gustowna torebka. Wyglądała ślicznie. Brakowało jej tylko uśmiechu na twarzy.
-Uśmiechnij się- powiedziałam.
-Nie mogę.
-Chociaż spróbuj i nie myśl o tym wszystkim, chociaż jak będziesz z Mike’em Amy.
Kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła. Odprowadziłam ją do drzwi, a kiedy wyszła podeszłam do okna i jeszcze przez długą chwilę obserwowałam jak się oddala. Jednak nie myślałam o niej, myślałam o Jamesie. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo chciałam by wrócił. Tak bardzo…
Poczułam jak coś mięciutkiego ociera się leciutko o moje nogi. Spojrzałam na dół, to był mój rudy kotek, którego kiedyś znalazłam. To James namówił mnie, żebym go przygarnęła. Wzięłam kotka na ręce, a on delikatnie zaczął mi lizać dłonie. Na policzku poczułam łzę. Najpierw jedną, później drugą i trzecią. Głaskałam kotka i płakałam, płakałam, bo strasznie się bałam. Nie chciałam się bać, ale to było silniejsze ode mnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Dorcas otwórz!- krzyknęłam do przyjaciółki przez łzy.
Nie było słychać odpowiedzi. Otarłam łzy końcem rękawa, odetchnęłam głęboko i poszłam do drzwi. Otworzyłam.
Zobaczyłam Jamesa, brudnego i zaniedbanego. Patrzyłam na niego przez dłuższy czas nic nie mówiąc. Czy to mi się wydaje? Czy tak bardzo za nim tęsknię, że mam przewidzenia? A może to naprawdę on? Może wrócił i zostanie ze mną na zawsze? Tak, na zawsze! Na zawsze!
Niech się odezwie! Niech powie cokolwiek żebym miała pewność, że on naprawdę tu jest! Tu, przy mnie!
-Lily…- zaczął zmęczonym głosem.
To był znak. To był znak, że on tu naprawdę jest, że mogę go przytulić, pocałować…
-James- krzyknęłam wybuchając płaczem i rzucając się w jego ramiona.
James objęła mnie delikatnie, a ja wtulona mocno w niego, płakałam. Płakałam ze szczęścia. Płakałam, bo to co przeżyłam przez ostatnie parę godzin było ponad moje siły. Tak dobrze czułam się w jego ramionach i nie wiem co bym zrobiła gdybym już nigdy nie mogła się do niego przytulić. Naprawdę nie wiem.
-James… Tak się bałam! Tak tęskniłam! Co się stało?- szlochałam.
-Wszystko ci opowiemy tylko wejdźmy do środka- dopiero teraz zobaczyłam, że za Jamesem stoi Syriusz.
Był ponury i jakiś taki zamyślony. Co mogło się tam stać? Weszliśmy do mieszkania, a Dorcas z wychodząc z łazienki rzuciła się na Syriusza. Widać było, że zarówno on jak i ona są bardzo, ale to bardzo szczęśliwi. Po pewnym czasie usiedliśmy wszyscy razem.
-Co się stało? Gdzie Remus? Gdzie Peter?- zapytałam.
Syriusz i James spuścili głowy. Wpatrywałam się w nich z niepokojem. W końcu James powiedział.
-Remus i Peter są w… szpitalu.
* pisze się "od rzeczy" czy "do rzeczy" ??
Są cali i zdrowi, taak! *.* A Lily w ciąży... Już nie mogę się doczekać reakcji James'a! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
jejku... Lily w ciąży... ciekawe jak James zareaguje;).. Szkoda Remusa...
OdpowiedzUsuńprzejść DO rzeczy, ale móić OD rzeczy. Co do rozdziału dokładnie taki jaki być powinien :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Nie mogę się doczekać reakcji Jamesa :3 dodaj notkę szybko. Proszę ;D
OdpowiedzUsuń