Usiadłam na krześle cały czas myśląc o tym co przed chwilą znalazłam, w ręce z całych sił ściskałam kartkę od Jamesa. To niemożliwe, przecież to niemożliwe żebym miałabyć kolejną ofiarą Vodemorta. Przecież jeśli on chcę mnie zabić to na pewno wcześniej czy później mu się to uda. Od nigdy nie rezygnuje, zawsze ma to co chce mieć, zawsze robi to co planuje zrobić i nic, zupełnie nic mu w tym nie przeszkodzi. ‘Jakie mam szansę na przeżycie?’ -myślałam -‘Żadne’.
-I co znalazłaś?- zapytała nagle Amy.
-Co?- powiedziałam nieprzytomnie.
-Cukierek, masz go?
-Tak- powiedziałam otwierając jedną dłoń i patrząc na cukierka jakby był jakimś wielkim obrzydliwym robakiem.
-I.......
-I co?
-Nie zjesz go?
-Zjem, ale później- powiedziałam odkładając cukierek na biurko.
Amy przyglądała mi się uważnie.
-Lily, co jest?- zapytała.
Otworzyłam drugą dłoń, spojrzałam na mały zgnieciony list od Jamesa. Zamknęłam na chwile oczy, nie chciałam na niego patrzeć. Dlaczego musiałam go znaleźć?! Dlaczego musiałam się dowiedzieć, że był jeszcze jeden list?! Otworzyłam oczy i położyłam list na biurku Amy żeby przeczytała go. Amy powoli wzięła kartkę bacznie mi się przyglądając. Szybko przeczytała i spojrzała na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
-To od Jamesa?
-Tak- odpowiedziałam.
-Nie martw się james zrozumie, że nie poszłaś na to spotkanie.
-Ale ja tam byłam.
-Byłaś?
-Tak- powiedziałam i podeszłam do torebki.
Wyjęłam z niej wczoraj znaleziony list i podałam go Amy.
-A to jest od kogo?
-Nie wiem- Amy wpatrywała się we mnie pytająco.
-Boję się, że ktoś chciał mnie zwabić do tego parku- powiedziałam.
-Voldemort?
Kiwnęłam głową.
-Boję się, że mam być kolejną ofiarą, kolejną zamordowaną osobą.
Amy milczała zastanawiając się nad czymś.
-Musisz powiedzieć o tym Dumbledorowi- powiedziała stanowczo.
-Nie, pomyśli, że panikuję. Przecież to tylko list, a wczoraj nikogo nie widziałam tam w parku.
-Lily, przecież nie dostaje się anonimów tak bez okazji.
-Ja po prostu nie wiem dlaczego miałabym być ofiarą. Dlaczego Voldemort chciałby mnie zabić? Przecież dookoła jest tyle, ważniejszych ludzi ode mnie.
Wydawało mi się niedorzeczne, że Voldemort miałby się czaić na mnie żeby pozbawić mnie życia.
-Naprawdę nie wiesz dlaczego Voldemort mógłby chcieć twojej śmierci? To ja ci powiem. Lily, przecież nikt nie wie jak on wygląda. Od wielu lat nikt go nie wiedział oprócz śmierciożerców no i ciebie. Ty mogłabyś opowiedzieć członkom Zakonu jak on teraz wygląda i nie byłby już taki anonimowy. Ty jesteś dla niego teraz zagrożeniem. Dlatego musi cię zabić.
To co powiedziała Amy wydawało mi się zupełnie bez sensu.
-Ale ja go nie wiedziałam. Widziałam tylko jego oczy, nic po za tym. Ja nie wiem jak on wygląda.
-Ale on tego nie wie. On myśli, że wiedziałaś go całego.
Słowa mojej przyjaciółki stawały się coraz bardziej prawdopodobne. Nie wiedziałam co robić. Jak się obronić? Dlaczego akurat teraz kiedy Jamesa nie ma? A jeśli on wie, że James wyjechał? Jeśli wie gdzie wyjechał? Bardzo trudno było stosować się do rad Jamesa i się nie bać. Bałam się, bardzo się bałam i nic ani nikt nie mógł tego zmienić.
-Ale skąd znalazłby się tu list od niego? Przecież do ministerstwa nie może się dostać nikt niepowołany- zapytałam, a odpowiedź od razu pojawiła się w mojej głowie.
Szybko spojrzałam na szeroko otwarte drzwi prowadzące na korytarz. Gwałtownie wstałam i zamknęłam drzwi. Czy ktoś mógł nas podsłuchiwać?
-Jeżeli śmierciożercy pracują w Ministerstwie to jesteśmy bez szans. Przecież on teraz on może wiedzieć wszystko o wszystkich- powiedziała Amy.
Wiedziałam, że sprawa Voldemorta jest poważna i cały czas się jeszcze pogarsza. Nie wiedziałam jednak, że to może zajść aż tak daleko. Teraz nikt nie może się czuć bezpiecznie. Nikt, ja też nie.
-Dobrze- powiedziałam- poiwiem o wszystkim Dumbledorowi, ale dopiero na następnym spotkaniu Zakonu, jak James wróci.
***
Stałam przed wysokim budynkiem. Tym samy przed którym stałam dziewięć miesięcy temu targając dwie duże walizki. To właśnie w tym miejscy rozpoczęło się moje nowe życie, życie dorosłej czarownicy. Byłam pełna obaw, ale także pełna nadziei.
Stałam patrząc na blok w którym mieszkałam zaledwie pół roku, ale wydawało mi się jakby trwało to o wiele dłużej. Spojrzałam na walizkę która stała obok mnie. Była o wiele mniejsza niż poprzednie, ale w końcu będę mieszkała tu tylko przez parę dni. Podniosłam mój bagaż i weszłam do budynku. Wchodziłam po schodach, a wszystkie wspomnienia wracały do mnie. Co jakiś czas odwracałam się czy przypadkiem nie idzie za mną ten przystojny brunet czekając aż będę potrzebowała jego pomocy. Nikogo nie było, może dlatego, że nie potrzebowałam pomocy, stałam się o wiele bardziej samodzielna i zaradna. Nie potrzebowałam pomocy? Potrzebowałam, potrzebowałam wsparcia. Nie pomocy w noszeniu walizki tylko pocieszenia. Stanęłam przed drzwiami, zadzwoniłam, drzwi się otworzyły za nimi stała uśmiechnięta Amy.
-Nie mogę uwierzyć, że znowu będziemy razem mieszkały.
Uśmiechnęłam się.
-Wiem, że to tylko kilka dni, ale zawsze coś. Odkąd Carmen wyjechała czuję się dziwnie.
-A nowa lokatorka?
-Tak, ministerstwo ma przysłać jakąś, ale na razie nikogo nie znaleźli Amy wzięła ode mnie walizkę i zaniosła ją do drugiego pokoju. Rozejrzałam się, nic się nie zmieniło. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Otworzyć?- zapytałam.
-Tak- odpowiedział mi głos Amy dochodzący z drugiego pokoju.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna, która z Remusem przyszła na piknik. Patrzyłam na mnie z głęboką nienawiścią, a ja zupełnie nie wiedziałam o co chodzi.
-Jest Amy- zapytała tonem wyzywającym.
-Tak jest- odpowiedziałam- wejdź.
-Nie, zostanę tu. Po prostu ją zawołaj.
Zdziwiona poszłam zawołać Amy. Gdy wróciłyśmy razem do rozzłoszczonej blondynki, ona popatrzyła na nas jeszcze z większą pogardą.
-O co chodzi?- zapytała Amy.
-Już ty dobrze wiesz o co chodzi- powiedziała mierząc nas wzrokiem.
-Nie, nie wiem- powiedziała spokojnie Amy.
-Ja zupełnie nie wiem co on w tobie widzi. Jesteś najbardziej przeciętną dziewczyną jaką widziałam- powiedziała.
-Wyjaśnisz mi po co tu przyszłaś czy mogę już zająć się innymi ważniejszymi sprawami?
Blondynka zacisnęła usta ze złości. Po chwili odparła.
-Chodzi o Remusa.
-Remusa? Co z nim?
-Ty mi powiedz, bo odkąd zrobiłaś to przedstawienie na pikniku to mnie unika.
-Nie dziwię mu się- powiedziała Amy, która patrzyła już tak samo jak blondynka.
-Słuchaj on mnie kocha i nikt tego nie zmieni. Odczep się od niego.
-Ja się do niego nie przyczepiłam, jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli w ogóle wiesz co to takiego. Poza tym on nie jest twoją własnością.
-Jeszcze nie, ale niedługo będzie.
-Nie wiem o co ci chodzi więc pozwolisz, że się pożegnamy- powiedziała Amy zamykając drzwi
-Wiesz dlaczego się spóźniliśmy na ten głupi piknik?
Amy otworzyła z powrotem drzwi.
-Dlaczego?
Blondynka podniosła dumnie głowę i powiedziała.
-Remus mi się oświadczył i ustalaliśmy datę ślubu.
Remus bierze ślub?! Z nią?!
-Bierzecie ślub?
-Właśnie tak, dlatego byłabym wdzięczna gdybyś nie próbowała mi go odebrać, bo ja potrafię być nieprzyjemna.
-Grozisz mi.
-Ostrzegam.
Na twarzy blondynki dostrzec można było drwiący uśmieszek.
-A ja ostrzegam, że jak zaraz nie wyjdziesz to cię wyrzucę !
-Ja wiedziałam, że ty jesteś nienormalna, ale nie wiedziałam, że aż tak- powiedziała blondynka, a Amy trzasnęła drzwiami z całej siły.Szybko poszła do pokoju i usiadła na fotelu, usiadłam koło niej.
-To dobrze, że Remus bierze ślub- powiedział po chwili, ale bardzo niepewnie.
-Wierzysz jej?- zapytałam.
-Dlaczego miałaby kłamać.
-A ty… czujesz coś do niego?
Amy spuściła wzrok.
-Jest moim przyjacielem… tylko.
-Amy, nie chowaj się za przyjaźnią. Przecież widziałam jak…
-Lily, ja kocham… Mike’a nie Remusa. Cały czas go kocham i mimo, że próbuję o nim zapomnieć to nie potrafię. Po prostu nie potrafię. A Remus… przyznam, że myślałam, że nam się teraz ułoży, ale widać nie jest nam pisane być razem.
-Jestem pewna, że jeśli dasz mu choć jeden najmniejszy znak to on rzuci tamtą… i będzie z tobą.
-Ale ja nie chcę żeby on się z nią rozstał. Lily, ja po prostu sobie nie ufam i nie mogę być z Remusem kiedy cały czas czekam aż Mike do mnie wróci. Może to głupie, ale ja cały czas wierzę, że będę z nim. Jeśli byłabym z Remusem i Mike by przyszedł i powiedział, że mnie kocha i chcę być ze mną to bez zastanowienia zostawiłabym Remusa. Nie chcę go skrzywdzić. Lily, powiedz, czy ja jestem bez serca?
-Nie, ty jesteś po prostu beznadziejnie zakochana w Mike’u. Ja wiem, że miłość potrafi zrobić z ludzi zupełnie inne osoby.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam Amy. Do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Jeśli to znowu ona…- zaczęła Amy.
-To powiem jej żeby dała ci spokój- powiedziałam idąc do drzwi.
Powoli otworzyłam je i zobaczyłam…
-Dorcas!!- krzyknęłam rzucając się przyjaciółce w ramiona.
~****~
Następna notka 7 kom !
Zalosneeee -.- najgorszy rozdzial ever
OdpowiedzUsuńFajny ;3
OdpowiedzUsuńZaiste:);)
OdpowiedzUsuńale super :3 tylko nie bardzo rozumiem nie istotnej sprawy z cukierkiem ;)
OdpowiedzUsuńA czytałaś/eś poprzednią notkę ?
Usuńtak, ale dopiero po tej ;_; niestety się pogubiłam ;(
UsuńNiestety zawiodłaś mnie. Rozdział niezbyt mi się podoba :( Nie rozumiem po co to "Następna notka 7 kom !". Moim zdaniem to żałosne. Naprawdę po co wymuszanie komentarzy?
OdpowiedzUsuńPonieważ wiem ile osób czyta,, a ile komentuje. Nie działają prośby. Czasem widzę ile jest wejść a ile komentarzy. No błagam. Klikać możecie nawet przypadkowo. A komentarz ze zwykłą buźką, utwierdza mnie w fakcie że przeczytaliście. Wiem że rozdział nie należy do jednego z najlepszych. Ale chce szybko nadrobić straty i wymuszam w sobie wenę. Mam plany co do tego co będzie potem ale muszę zapełnić luki i wpycham inne zdarzenia, inne związki itp. Obiecuję że się poprawię. Nie chcę was po prostu niecierpliwić.
UsuńFajnie ;)
OdpowiedzUsuń