piątek, 8 lutego 2013

26. Oni nigdy nie wrócą.


To dziwne, jeszcze przed paroma godzinami wydawało mi się, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. A teraz? Teraz czułam się tak źle jak nigdy wcześniej. Nie mogłam się pogodzić ze stratą dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Kim bym była bez nich? Nikim. Nie mogłam się pogodzić z czymś tak okrutnym i niesprawiedliwym. Nie chciałam się z tym pogodzić. Bo niby dlaczego?

Siedziałam na podłodze z zakrytymi oczami. Czy płakałam? Nie płakałam. Dlaczego? Sama nie wiem, może dlatego, że mój ból był tak ogromny i paraliżujący, że nie miałam już siły płakać. Po prostu czekałam aż to wszystko się skończy aż przyjdzie mama przytuli mnie i jak małej dziewczynce powie uspokajająco, że to był tylko zły sen. Ale to nie był sen powoli dochodziła do mnie prawda ‘mama i tata nie żyją!’

Wszystko powoli ucichło lekarze wyszli, Petunia chyba też bo nie było już słychać jej szlochów. Zostałam sama w pokoju i nie mogłam otworzyć oczy, bałam się zobaczyć ten zupełnie obcy dla mnie świat. ‘Jak teraz będzie wyglądało moje życie?’ Nagle poczułam, że ktoś mnie przytula. ‘Mama?’ pomyślałam

-Lily…- usłyszałam głos nie otworzyłam oczu- Lily… słyszysz mnie…

Bałam się, że jeśli otworzę oczy to znowu polecą mi z nich łzy. Jednak otworzyłam je. Koło mnie siedział James.

-Przyjechałem jak się tylko dowiedziałam- powiedział i przytulił mnie mocniej.

Milczałam, nie mogłam nic powiedzieć. Spojrzałam na łóżko, leżała tam jakaś postać zakryta białym prześcieradłem. Nie znałam jej to była zupełnie inna osoba niż ta która leżała tam przed paroma minutami, z którą rozmawiałam.

-Chodźmy stąd- powiedział James i pomógł mi wstać i razem wyszliśmy z tego tak bardzo smutnego miejsca.

Przez całą drogę do domu milczeliśmy. Nie chciałam z nikim rozmawiać, opowiadać jak strasznie się czuję, słyszeć, że jest im przykro albo, że mi współczują. Oni nie wiedzą jak to jest, nikt nie wie! Gdy weszliśmy do mieszkania wszyscy siedzieli i czekali na nas. Kiedy zobaczyli nas gwałtownie wstali i patrzyli na mnie. Nienawidziłam tego wzroku, pełnego współczucia. Nie chciałam na nich patrzeć, nie mogłam. Nie chciałam z nimi rozmawiać, nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Już nic nie czułam. Ani smutku ani żalu nic byłam kompletnie bez żadnych emocji ani pozytywnych ani nawet negatywnych. Po prostu gapiłam się w sufit i nic. Ciemna pustka która przepełniała moje serce była nie do zniesienia. Po paru godzinach zasnęłam.



***

Obudziłam się następnego dnia koło południa. Leżałam, nie wstawałam. Bo po co? Do pokoju weszła Amy.

-Lily… wstań proszę- powiedziała łagodnie, ale ja wyczułam w jej głosie też lekki strach.

Odwróciłam się i powiedziałam bezbarwnie.

-Nie mogę.

-Możesz, Lily życie toczy się dalej. Masz jeszcze inne osoby które też cię bardzo kochają.

-Zostaw mnie- powiedziałam krótko.

Amy powoli wstała i wyszła. Ja znowu zasnęłam.



***

Po paru godzinach cudownego snu obudziłam się. Nie słyszałam żadnych odgłosów więc postanowiłam skorzystać z chwili kiedy nikogo nie było i wstałam. Weszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę. Nie chciało mi się jeść. Mimo, że nie jadłam od ponad doby nie byłam głodna. Usiadłam i znowu bezczynnie gapiłam się w ścianę. Po chwili do drzwi zadzwonił dzwonek. Na początku nie chciałam otwierać jednak później poczułam, że powinnam jednak otworzyć. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Za drzwiami stała moja siostra. Smutna, ale już nie płacząca ubrana była w czarny strój.

Wpuściłam ją i usiadłyśmy razem na fotelach. Przez chwile milczałyśmy.

-Vernon zajął się pogrzebem- powiedziała tonem jakim jeszcze nigdy się do mnie nie zwróciła.

Kiwnęłam głową.

-Podziękuj mu ode mnie Petunia kiwnęła głową zaciskając usta. Wyglądała jakby miała za chwilę się rozpłakać.

-Będzie za trzy dni o 12- powiedział, a jej głos lekko zadrżał.

Cała skupiona starałam się nie płakać. Chwilę milczałyśmy.

-Sprzedajemy dom rodziców- powiedziała i zakryła twarz ręką żebym nie zobaczyła jej łez serce mi zamarło.

-Co?- zapytałam.

-Lily musimy…

-Nie!- krzyknęłam i wstałam.- Przecież tam jest całe nasze dzieciństwo, wszystkie nasze wspomnienia są w tym domy- starałam się ją przekonać.

Petunia milcząca patrzyła w ziemię. Ja usiadłam.

-Dlaczego?- zapytałam.

-Lily…- zaczęła.

-Dlaczego?!- powtórzyłam pytanie.

-Mieli długi- powiedziała Petunia i zaczęła płakać.

Nie mogłam zrozumieć tego co przed chwilą powiedziała Petunia. Mieli długi?

-Dlatego tu przychodzę. Ktoś musi spakować rzeczy rodziców zanim dom zostanie sprzedany. Czujesz się na siłach to zrobić? Bo ja chyba nie.

-Tak – bez namysłu odpowiedziałam.- W końcu to tylko rzeczy- dodałam.



***

Następnego dnia ubrałam się i udałam się do domu moich rodziców. Sama, nikomu nie powiedziałam żeby nie proponowali mi pomocy. Wiedziałam, że sama musze się z tym uporać. Podeszłam do drzwi, wyjęłam mój stary klucz, którego od lat nie używałam, bo rodzice zawsze mi otwierali. Niestety już ich nie było i nikt nie otworzył mi radośnie drzwi oświadczając, że bardzo się cieszy, że już jestem. Weszłam do środka. Wszystko wyglądało jak zawsze jakby nic cię nie wydarzyło. Przez chwile czułam zapach fajki mojego taty i czułam, że za chwile przyjdzie i zapyta dlaczego tak długo mnie nie było. Niestety to było tylko złudzenie. Poszłam do kuchni. Na stole leżało jeszcze ciasto ze świąt. Podeszłam i wzięłam kawałek. Po dwóch dniach wreszcie cos zjadłam. Usiadłam na krześle. ‘Od czego zacząć?’ Nie miałam pojęcia co pierwsze spakować. Poszłam do góry do mojego dawnego pokoju. Jak to możliwe, że już go nie zobaczę? Poszłam do sypialni moich rodziców, wyglądała jak zwykle. Wzięłam jeden z dużych kartonów i powoli zaczęłam pakować do niego ubrania. Sukienki, bluzki, spodnie mojej mamy. Potem spodnie, koszule, krawaty taty. Wszystko po kolei lądowało w wielkim kartonie. Na dnie szafy znalazłam coś znajomego. Była to moja stara szata z Hogwartu. Była czysta i świeża niedawno wyprana. Przytuliłam ją ‘Tak bardzo chciałabym wrócić to czasów Hogwartu’. Wstałam i podeszłam do komody. Na komodzie stał mały słonik z podniesioną trąbą do góry. To był prezent ode mnie na ich rocznicę ślubu. Pamiętam tą chwilę kiedy jako siedmio letnia dziewczynka wręczyłam im go i powiedziałam ‘Dopóki będziecie go trzymać na komodzie to nic złego was nie spotka.’

-Dlaczego im nie pomogłeś?! Dlaczego pozwoliłeś żeby wydarzył się ten wypadek?! Dlaczego pozwoliłeś im umrzeć?!- krzyknęłam i rzuciłam go mocno o ścianę rozbijając go. – Dlaczego !!

Usiadłam na łóżku i płakałam. Płakałam jak nigdy wcześniej. Nie mogłam się opanować płakałam pierwszy raz od czasu kiedy otworzyłam oczy w szpitalu. Nie chciałam przestać, musiałam się wypłakać inaczej ta straszna tęsknota i ból by mnie zabił. Nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Dorcas.

-Nie chcę pomocy, ani współczucia- powiedziałam, otarłam łzy i zabrałam się do ponownego pakowania.

-Nie chcę ci współczuć- powiedziała spokojnie Dorcas.- Chcę ci przemówić do rozumu- dodała.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

-Dziwisz się, że tak się zachowuję? Straciłam rodziców!

-Wiem, ale masz jeszcze nas. Martwimy się o ciebie.

-Nie musicie.

-Wiem, że nie musimy, ale widzimy co przeżywasz i jak to przeżywasz.

-Jak?!

-Sama, bez nikogo. Nie chcesz z nikim o tym porozmawiać. Zamknęłaś się w sobie. Chcemy żeby wróciła dawna Lily…

-Ona nigdy nie wróci.

-To tylko od ciebie zależy.

-A więc dobrze. Chcesz wiedzieć jak się czuję? Powiem ci? Czuję się strasznie. Moi rodzice nie będą na moim ślubie, nie zobaczą swoich wnuków, nie będą im kupować cukierków i rozpieszczać ich, tęsknię za nimi i czuję jakby to wszystko powoli mnie zabijało. Nie będę już mogła iść do nich na obiad. A dom w którym się wychowałam zostanie sprzedany zamieszkają w nim jacyś obcy ludzie których nie obchodzi, że mój tata sam go urządził sam wyremontował, sam zbudował. Nie będą wiedzieć, że wypalone miejsce na drewnianej podłodze jest zasługą mojej siostry która piętnaście lat temu bawiła się zapałkami. Dodatkowo nie mogę się pogodzić z tego, że nie mogłam nic zrobić. Powiedz, po co nam różdżki skoro i tak nie możemy nikomu pomóc? Czym tak naprawdę różnimy się od mugoli. Przecież jesteśmy tak samo bezsilni wobec śmierci. Nasze różdżki są nam potrzebne tylko po to żeby lepiej nam się żyło. A co potem? Co będzie z nami po śmierci? Powiedz!

Zamilkłam, wszystkie moje uczucia które kłębiły się we mnie jednym tchem wyjawiłam Dorcas. Ona przytuliła mnie i powiedziała.

-Wiem, że jesteś pełna obaw i niepewności, ale powiem ci jedno czego jestem pewna i nigdy o tym nie zapomnij. Twoi rodzice cię kochali i na pewno chcieliby żebyś była szczęśliwa i żyła dalej. Wiem to, bo sama bym tego pragnęła.

*********************************************************************************


10 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Widzę że nadal masz smutny humor. Oby jak najszybciej przeszedł. Życzę weny i dobrego humoru. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zły humor miałam jak pisałam teraz tylko dodaje a dobry humor mi ciągle towarzyszy. Dziękuję.

      Usuń
  2. Świetnie! . Biedna Lily ale życie nie zawsze jest różowe ;/ Weny weny i jeszcze weny!
    PS. Tutaj Froge z "After All THIS TIME ? ALWAYS" Udostępnię Twój blog i każdy nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Dziękuję i jeszcze raz Dziękuję !!!

      Usuń
  3. Piękny rozdział, smutny no ale i tak magiczny... Mam nadzieję, że Lily się jakoś pozbiera i wszytko będzie dobrze :) Taki bezpłciowy ten komentarz... przepraszma ale nie mam wendy do komentowania dzisiaj :<
    Dużo weny życzę. NOX
    ~Feniksa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i Lily na pewno kiedyś stanie na nogi. Już nie długo.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje i na pewno zajrzę :P Życzę powodzenia w pisaniu i wielu sukcesów ! :)

      Usuń