wtorek, 19 lutego 2013

29. Jak pech to pech.



Staliśmy bez ruchu wpatrując się ze zdumieniem na sowy które właśnie przyleciały. One patrzyły zniecierpliwione na nas czekając aż wreszcie odbierzemy listy i damy im coś dobrego do zjedzenia.
-Co jest grane?- zapytał Syriusz po czym wziął sowę i odwiązał kopertę z jej nóżki.
-To od Dumbledora- powiedziałam trzymając od paru minut mój list w ręce.
-Dlaczego wysłał do każdego osobny list- zapytał Remus idąc w nasze ślady i także odbierając list.
Nie miałam pojęcia dlaczego Dumbledor wysłał do nas aż siedem osobnych listów zamiast jeden wspólny, ale nie miałam zamiaru snuć dalej domysłów i zdecydowanie otworzyłam list. To co się stało później było tak dziwne, że dopiero po około minucie zrozumiałam co się właściwie stało. A co się stało? Gdy otworzyłam kopertę wyleciała z niej mała karteczka rozglądnęła się najpierw w jedną stronę później w drugą jakby obawiała się, że ktoś niepowołany ją przeczyta. Gdy w końcu upewniła się, że nikt jej nie przeczyta delikatnie opadła na moje dłonie. Na karteczce napisane było:

CENTRUM HANDLOWE „CARRY LONDON” PARKING, NIEBIESKI FIAT, 20 LUTEGO GODZINA 15.00

Zdziwiona zastanawiałam się co to wszystko ma znaczyć i o co chodziło Dumbledorowi. Wszystko byłoby dobrze gdyby Syriusz nie podszedł i nie próbował przeczytać tego co było na mojej kartce. Gdy to zrobił, karteczka wydała z siebie przeraźliwy ogłuszający dźwięk wystrzeliła w powietrze i tam wybuchła. Zamurowało nas. Chwile staliśmy bez ruchu, a po chwili wszyscy zaczęli odpakowywać swoje listy. Gdy przeczytali dziwną informację i odłożyli listy. Wszystkie karteczki zrobiły dokładnie to samo co moja przed paroma minutami. Sądząc po minach moich przyjaciół przeczytali to samo co ja i byli tak samo zaskoczeni.
-O co w tym chodzi?- zapytał James drapiąc się po głowie.
-Może Dumbledore chce żebyśmy kupili mu taki samochód na urodziny- zażartował Syriusz.
Wszyscy zaczęliśmy się śmieć, wszyscy oprócz Remusa.
-Nie rozumiecie?!- zapytał po chwili.
-Co mamy rozumieć?- zapytała Amy.
-Chodzi o Voldemorta. Na pewno były kolejne ataki.
-A co ma to z nami wspólnego ?? - zapytała Dorcas.
-Nie wiem, ale inaczej ten list nie byłby tak zabezpieczony. To jest adres i data kiedy tam musimy być.
To brzmiało bardzo prawdopodobnie, ale nie rozumiałam dlaczego mamy się spotkać w publicznym miejscu pełnym mugoli w dodatku przy jakimś samochodzie. Mimo moich wątpliwości byłam pewna, że udam się na spotkanie, bo ufam Dumbledorowi i nawet jego najdziwniejsze pomysły mają głęboki sens.

***

Styczeń się szybko skończył nadszedł Lutu który wyjątkowo w tym roku był bardzo śnieżny. Dni leciały szybko i zanim się obejrzałam a już był 13 w dodatku piątek. Rano do pokoju wpadła Amy i obudziła mnie krzycząc na cały głos.
-Lily wstawaj jesteśmy spóźnione!
Otworzyłam jedno oko, później drugie, wstałam i…
-Zwariowałaś jest dopiero 6 daj mi jeszcze spać!- krzyknęłam i położyłam się z powrotem do łóżka.
-Nie Lily- powiedziała szarpiąc mnie- dzisiaj 13 musimy się przygotować na najgorsze.
-Najgorsze?- zapytałam otwierając ponownie jedno oko.
-No wiesz… pech, czarne koty, drabiny, kominiarze i cała reszta.
-No wiesz, ja wiedziałam, że jesteś przesądna, ale nie wiedziałam, że jesteś szurnięta- powiedziałam próbując dalej zasnąć .– Mam jeszcze godzinę do normalnej pory kiedy zawsze wstajemy i ja mam zamiar ją przespać. Nie boję się pecha.
Amy zaczęła coś mruczeć pod nosem ze złości i położyła się na swoim łóżku.

***

-Ja wiedziałam że tak będzie- wysapała Amy gdy biegłyśmy do pracy.
-Przestań! To nie jest pech! Po prostu spóźniłyśmy się na autobus.
-Nie spóźniłybyśmy się gdybyś nie zgubiła kluczy albo gdybyśmy nie wpadły w tą wielką zaspę śniegu czy może gdyby nie okazało się, że nie zamknęłyśmy domu.
-Powtarzam ci, że nie wierzę w coś takiego jak pech w piątek 13. To dzień jak każdy inny.
-Jak każdy inny tylko, że jest pechowy.
-On nie jest pecho…- przerwałam, bo samochód wjechał w wielką kałużę i spryskał mnie brudną woda tak, że byłam cała kropkowana.
Amy otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwałam jej mówiąc:
-Cicho, to nie jest pech.
I udałam się dalej w stronę ministerstwa jakby nic się nie stało. Amy pobiegła za mną.
-Lily, jesteś cała w kropki – powiedziała ze śmiechem chciałam jej coś powiedzieć, ale zobaczyłam przed drzwiami ministerstwa Bones i odebrało mi głos. Spojrzałam na Amy, była tak samo przerażona jak ja. Powoli przełknęłyśmy ślinę i ruszyłyśmy w stronę naszej szefowej.
-Co ona tu robi? Przecież nigdy tak wcześnie nie przychodziła- powiedziałam.
-Dzisiaj 13.
-Oj przestań- szepnęłam gdy byłyśmy już pod drzwiami.
-Jesteście spóźnione- stwierdziła ostro Bones i zmierzyła wzrokiem moje kropkowane ubranie.
-Były pewne… trudności- powiedziałam cicho.
-Trudności- powtórzyła kobieta o wiele głośniej.- A jakie mogłyście mieć trudności ??
-No bo to wszystko dlatego że dzisiaj 13- powiedziała szybko Amy zanim zdążyła się zastanowić.
Bones spojrzała na nas groźnie i nic nie mówiąc weszła do środka. Weszłyśmy za nią. W ministerstwie panował kompletny chaos. Na podłodze było pełno zniszczonych, połamanych rzeczy. Osobno leżały nogi od krzeseł osobno siedzenia, osobno blat od stołu osobno jego nogi. Pełno rozrzuconych papierów, dokumentów, a urzędnicy i ministrowie biegali zrozpaczeni bezradnie próbując ogarnąć ten bałagan.
-Co tu się stało?!- zapytała Amy.
Odpowiedzi nie było. Bones bez słowa odeszła, a my zostałyśmy same nie wiedząc jak zareagować na to co przed chwilą zobaczyłyśmy. Schyliłam się po jakąś kartkę która leżała przede mną.
-Zostaw to!- krzyknął jakiś mężczyzna wyrywając mi kartkę.- To są bardzo ważne dokumenty
-Chciałam tylko pomóc- powiedziałam oburzona takim zachowaniem urzędnika.
-Piątek 13- powiedziała cicho Amy kiwając głową.
-Oj skończ już, musimy się dowiedzieć co się stało- powiedziałam i pociągnęłam ją w stronę gdzie udała się Bones.
Szłyśmy długo przez korytarz aż wreszcie na końcu zobaczyłyśmy naszą szefową.
 -No jesteście wreszcie- powiedziała oschle.
-Przecież…- chciałam jej powiedzieć, że przecież to ona poszła i nie powiedziała nam gdzie, ale Amy uciszyła mnie.
-Mamy kupę roboty, a wy się jeszcze spóźniacie.
-Co się stało?- zapytała Amy.
-Było włamanie do ministerstwa, wszystkie dokumenty porozrzucane po całym mninisterstwie. Musimy je znaleźć i uporządkować.
-Zginęło coś?- nie mogłam powstrzymać mojej ciekawości.
-Jeszcze nie wiadomo, po za tym nie powinno was to interesować. Acha… i jeszcze jedno, zarezerwujcie sobie jutro cały dzień, przyjdziecie do pracy.
-Ale my jutro mamy wolne- powiedziałam.
-Przyjdziecie jutro normalnie do pracy- powtórzyła.
-Ale jutro są walentynki!- powiedziała zrozpaczona Amy.
-Baz dyskusji- powiedziała Bones i odeszła.
 Nie mogłam w to uwierzyć nie dość, że sobotę będę musiała spędzić w pracy to jeszcze tak wyjątkowy dzień jak walentynki spędzę na porządkowaniu dokumentów. ‘Jak ja to powiem Jamesowi?!’ myślałam. Usłyszałam jeszcze tylko jak Amy mówi
-No tak, piątek 13- pechowy dzień.

*********************************************************************************

Lily w pracy.


4 komentarze:

  1. super :) ale niezły bałagan z tym Piątkiem 13 ( ja też nie wierzę w takie zabobony, ale nigdy nie wiadomo) ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wierzę, mój tata przynosi pecha :D urodził się w piątek 13 :p

      Usuń
  2. hehe mój się nie urodził w Piątek 13 a też przynosi pecha ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial
    Teraz nie bede sie rozpisywac bo na telefonie jestem.

    OdpowiedzUsuń