czwartek, 7 lutego 2013

25. Ostatnia rozmowa.


-Co robisz?- spytała zaspana Dorcas kiedy zobaczyła mnie stającą z telefonem.

-Dzwonię do rodziców- powiedziałam po czym odłożyłam słuchawkę, bo nikt nie odbierał- chyba ich jeszcze nie ma.

-Jak tam sylwester?- zapytała i usiadła na fotelu.

-Świetnie- powiedziałam z szerokim uśmiechem i usiadłam koło niej.

-Widziałam jak wychodziliście koło dwunastej, co robiliście?- zapytała z uśmieszkiem.

Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam.

-James mi się oświadczył!

Oczy Dorcas momentalnie zrobiły się bardzo duże i po chwili wydała z siebie bardzo wysoki pisk, który najprawdopodobniej miał na celu okazanie swojej radości. Szybko zatkałam jej usta dłonią, żeby nikogo nie obudziła.

 -Chciałabym ci przypomnieć, że jest ósma rano, a wczoraj był sylwester. Radziłabym nie obudzić nikogo.

- Co mu odpowiedziałaś- zapytała przyjaciółka wpatrując się we mnie z ciekawością.

Ja milczałam. Dorcas patrzyła na mnie z coraz większym niepokojem.

-Ale zgodziłaś się…?

Milczałam.

-Lily, proszę, powiedz, że się zgodziłaś.

-Ja… zgodziłam się- powiedziałam i obie zaczęłyśmy piszczeć nie zważając na to czy kogoś obudzimy czy nie. Po chwili do pokoju weszły zaspane Amy i Carmen.

-Odbiło wam? Jest ósma, dlaczego się tak drzecie?- zapytała Amy kładąc się na kanapie. Carmen patrzyła na nas przez zmrużone oczy czekając na odpowiedź.

-Powiedź im- szturchnęła mnie Dorcas.- Albo nie ja powiem, albo ty powiedź- nie mogła się zdecydować.

-Obojętnie która, ale radzę żeby to był naprawdę poważny powód bo inaczej was zabiję.- oznajmiła Carmen.

-Wczoraj w nocy oświadczył mi się James, a ja się zgodziłam- powiedziałam zadowolona z siebie. Amy i Carmen przez chwilę wpatrywały się we mnie jakby nie do końca zrozumiały to co przed chwilą im powiedziałam.

-Bierzecie ślub?- zapytała Amy.

-I to jak najszybciej- powiedziałam, a dziewczyny rzuciły mi się na szyję z gratulacjami.

-Ja wiedziałam, że tak będzie- powiedziała uśmiechnięta Carmen kiedy wreszcie mnie puściły i pozwoliły odetchnąć.

-Każdy to wiedział- powiedziała Amy.

-W końcu na kilometr widać, że są dla siebie stworzeni- tym razem zdanie padło z ust Dorcas.

-Tak się cieszę!!!- powiedziała Amy i znowu mnie przytuliła.

-Już widzę ten dzień…- powiedziała rozmarzona Dorcas- Pełno kwiatów… biały rumak… kareta… dookoła pełno znajomych twarzy… Syriusz w garniturze… James w garniturze… ty w pięknej śnieżnobiałej sukni z welonem aż do ziemi… i my jako twoje druhny…

-Już nie mogę się doczekać…- powiedziała tak samo rozmarzona Carmen.

Te błogie marzenia przerwała nam gwałtowny dźwięk dzwonka. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stał… James?

-Co ty tu ro…- nie zdążyłam dokończyć pytania, bo James już wszedł do mieszkania.

-Musimy pogadać- oznajmił poważnie Czyżby chciał zerwać zaręczyny?!

-Dobrze- powiedziałam i zamknęłam drzwi.- Coś się stało?- zapytałam kiedy weszliśmy do drugiego pokoju, a później do kuchni.

-Tak- powiedział krótko i złapał mnie za ręce.- Muszę cię o coś zapytać

-O co chodzi?- zapytałam zdumiona

-Czy wczoraj był sylwester?- patrzył mi prosto w oczy.

-Tak… –odpowiedziałam coraz bardziej zdziwiona.

-Byliśmy na balu?

-Tak…

-Nie piłem dużo, prawda?

-Nie, nie piłeś dużo.

-I byłem cały czas trzeźwy…

-O ile wiem to tak.

-Czyli nic mi się nie mogło wydawać?

-Chyba nie, James o co chodzi?- zapytałam zniecierpliwiona.

-Chcę tylko wiedzieć czy ci się wczoraj oświadczyłem, a ty zgodziłaś się zostać moją żoną?

-Tak oświadczyłeś się, a ja się zgodziłam, ale o co…

James nie pozwolił mi dokończyć, bo wziął mnie na ręce i mocno pocałował. Kiedy mnie puścił, powiedział.

-Jak dobrze, że to wszystko prawda, bo przez chwilę myślałem, że to zbyt piękne żeby było prawdziwe. Jestem taki szczęśliwy.

No właśnie, czy to nie zbyt piękne żeby było prawdziwe? Czułam się tak bardzo szczęśliwa tak mi było dobrze, ale cały czas miałam złe przeczucia, że coś się wydarzy. Coś takiego co zburzy wszystko co do tej pory zbudowaliśmy z Jamesem. Po godzinie planowania jak powinien wyglądać nasz ślub, James powiedział.

-No to na mnie już czas, idę, bo muszę jeszcze odebrać od Syriusza moje pieniądze- powiedział z satysfakcją.

Nie dopytywałam się o co chodzi, bo dobrze wiedziałam dlaczego Syriusz ma dać Jamesowi pieniądze. Odprowadziłam Jamesa do drzwi, a gdy wróciłam z powrotem do kuchni zobaczyłam, że zapomniał swojego swetra. Po około dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek. ‘No tak, pan zapominalski wreszcie zauważył, że czegoś my brakuje’ pomyślałam i otworzyłam drzwi. Za nimi stała Petunia.

Wyglądała strasznie, oczy miała czerwone i napuchnięte od płaczu, makijaż rozmazany. Nie wiedziałam dlaczego tak niespodziewanie do mnie przyszła, ale wiedziałam, że nie wrórzy to nic dobrego.

-Co się stało?- zapytałam

Z ust Petunii wydobył się jedynie jeden durzy okrzyk rozpaczy.

-Co się stało?- powtórzyłam pytanie coraz bardziej zdenerwowana.

I wtedy Petunia zrobiła coś czego nigdy bym się nie spodziewała, że zrobi. Przytuliła się do mnie. Szczerze mówiąc bardziej spodziewałabym się, że przytuli się do mnie wielka kałamarnica niż Petunia. Nieśmiało zaczęłam ją głaskać po głowie czekając cierpliwie aż będzie gotowa mi powiedzieć.

-Petuniu, powiedz mi co się stało- powiedziałam najłagodniej jak potrafiłam.

-Rodzice…- powiedziała szlochając. Serce zaczęło mi szybciej bić.

Ze strachem zapytałam patrząc jej w oczy.

-Co z nimi?

Petunia nie była w stanie powiedzieć, bo zalała się jeszcze większą ilością łez. Złapałam ją i potrząsnęłam gwałtownie mówiąc.

-Powiedź co się stało!

-Mmmeli wwwyppadek – jęknęła.

Te dwa słowa sprawiły, że poczułam jakbym dostała najsilniejsze zaklęcie prosto w serce .

-Co z nimi? Gdzie są?- zapytałam słabo czując jakbym zaraz miała zemdleć.

-Www szszszpitalu- wyjąkała.

-Poczekaj- powiedziałam i szybko poszłam po kurtkę i torebkę. Po drodze spotkałam Amy.

-Kto to?- zapytała.

-Petunia- powiedziałam pospiesznie wkładając nakrycie.

-Petunia?

-Moi rodzice mieli wypadek jadę do szpitala.

-Pojadę z tobą- zaproponowała.

-Nie, lepiej zostań, pojadę z moją siostrą i zadzwonię jak się czegoś dowiem - powiedziałam pospiesznie i wyszłam z mieszkania.



 ***

Podróż do szpitala strasznie się dłużyła. Kiedy w końcu byłyśmy w szpitalu i dorwałyśmy jakiegoś lekarza zapytałam.

-Jak moi rodzice?

-Mieli poważny wypadek samochodowy. W tej chwili mama jest po operacji, a tata jest jeszcze operowany. Uszkodzenia były bardzo poważne zwłaszcza w przypadku Pani ojca.

-Przeżyją?- zadałam pytanie które dręczyło mnie przez całą drogę do szpitala.

-Nie będę ukrywał, że ich stan jest bardzo ciężki, ale zawsze musimy mieć nadzieję. -powiedział, a ja kątem oka dostrzegłam jak Petunia siada na krześle obok i płacze jeszcze bardziej.

-Mogę ich zobaczyć?- zapytałam.

-Na razie jest to niemożliwe mama jest jeszcze w stanie narkozy, a tata jak mówiłem na sali operacyjnej. Będziemy Panie informować o wszystkim.- powiedział lekarz i odszedł.

Ja usiadłam koło Petunii. Nie potrafię opisać jak się wtedy czułam, bo chyba nie ma odpowiednich słów aby opisać tak straszny strach, ból i niepewność jakie przepełniały mi setce. Cały czas zadawałam sobie pytanie ‘Dlaczego to spotkało właśnie nas? Przecież już wszystko tak dobrze się układało. A jeśli oni nie przeżyją’ ta ostatnie myśl gnębiła mnie jak straszna trucizna, która atakuje i powoli zabija wszystkie moje narządy zaczynając od serca.

-Oni nie umrą- powiedziała bezbarwnie Petunia jakby czytała w moich myślach.- Musimy w to wierzyć, oni nie mogą umrzeć- powiedziała i przytuliła się znowu do mnie.

Wtedy pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że mam siostrę, cieszyłam się, że w takiej chwili nie jestem sama.



***

Po około godzinie siedzenia w niepewności do poczekalni przyszedł lekarz. Spojrzałam na Petunie, spała znużona płaczem. Nie budząc jej wstałam aby porozmawiać z doktorem.

-I jak?- zapytałam.

-Operacja taty jeszcze trwa, a mama się obudziła jak pani chce to można do niej wejść.

Uśmiechnęłam się, wzięłam torebkę i skierowałam się do sali gdzie leżała moja mama. Pokój był mały, ale jasny. Przy oknie stało łóżko na którym leżałam mama podłączona do jakiejś aparatury. Powoli podeszłam i usiadłam na krześle obok. Mama otworzyła oczy i widząc mnie uśmiechnęła się blado.

-Córeczko…- powiedziała słabo.

-Nie martw się wszystko będzie w porządku- powiedziałam i złapałam ją za rękę.

-Co się stało?- zapytała.

-Mieliście wypadek.

-A co z tatą?

-Jest operowany, ale nie martw się- powiedziałam głaskając ją po głowie.

-Jak się czujesz?

-Jestem bardzo zmęczona i wszystko mnie boli.

-To przejdzie- pocieszałam ją.- Niedługo wszystko wróci do normy i będzie tak jak dawniej, a nawet jeszcze lepiej.

Mama uśmiechnęła się.

-Na pewno będzie- powiedziała i ścisnęła mi mocno rękę.

Do pokoju wszedł lekarz

-Panno Evans możemy porozmawiać- zwrócił się do mnie.

Powoli wstałam i podeszłam do mężczyzny.

-Jak tata?- zapytałam.

-Przykro mi- powiedział patrząc w ziemię.

Zaszumiało mi w głowie, a serce podeszła mi do gardła. ‘Co znaczy przykro mi?!’ Doktor mówił dalej

-Uszkodzenia były bardzo poważne, nie mogliśmy nic zrobić, po prostu nie miał szans…

-Nie żyje?- zapytałam modląc się aby to wszystko okazało się jakimś głupim dowcipem. ‘Tak, to musi być dowcip, to na pewno nie jest prawda.’

-Naprawdę bardzo mi przykro- powtórzył i wyszedł.

Zostałam sama z mamą ‘Jak jej to powiedzieć? Co jej powiedzieć? Że przez jakiś głupi wypadem straciła męża? Przecież ona tego nie przeżyje’ Spojrzałam na mamę przyglądał mi się uważnie. Na twarzy poczułam powoli spływające łzy, ale nie były to łzy smutku, były to łzy bezsilności i niesprawiedliwości. Postanowiłam nie mówić na razie o tym mamie.

Otarłam łzy, podeszłam z powrotem do łóżka i usiadłam.

-O co chodziło?- zapytała mama.

-Nic, później ci powiem- powiedziałam słabym głosem.

-Tak bardzo chciałabym zobaczyć wasze wnuki- powiedziała mama.

-Zobaczysz.

-Wiesz Lily, James to bardzo dobry chłopak. Pilnuj go, żeby nigdzie ci nie zniknął. Zasługujesz na niego, a on zasługuje na ciebie.

-Mamo muszę ci coś powiedzieć- powiedziałam i spojrzałam na pierścionek który wczoraj James mi wręczył. –Wczoraj James mi się oświadczył, a ja się zgodziłam.

Mama rozpromieniła się tak jakby już była całkiem zdrowa.

-To świetnie córeczko bardzo się cieszę- uściskała mnie mocno i powiedziała. – Tata też cie na pewno ucieszy….

Potem usłyszałam dźwięk który będzie mnie prześladował do końca życia. Był to długi ciągły dźwięk wydobywający się z aparatury do której mama była podłączona

-MAMO!!!- krzyknęłam z rozpacza i zaczęłam ją szarpać- MAMO OBUDŹ SIĘ!!!!!!! BŁAGAM!!!!!

Do pokoju wbiegło chyba z dziesięciu lekarzy. Dwóch z nich złapało mnie i odciągnęło od łóżka. Bez efektu szarpałam się i próbowałam wyrwać się z ich uścisków, aby jeszcze chociaż na chwilę zobaczyć mamę.

-MAMO!!! PROSZĘ NIE RÓB MI TEGO!!!! NIE UMIERAJ!- krzyczałam zrozpaczona.

Nikt mnie już nie trzymał, ale nie zauważyłam tego. Cofałam się coraz bardziej do tyłu w końcu zderzyłam się ze ścianą i osunęłam się na podłogę. Zasłoniłam oczy. Nie mogłam patrzeć na to co działo się wokół mnie. Mimo iż nic nie wiedziałam, wiedziałam co się dzieje. Słyszałam głosy lekarzy, którzy reanimowali mamę, kroki jakiejś osoby, płacz Petunii która obudziła się i przyszła zobaczyć co się dzieje. W końcu usłyszałam to jedno najgorsze zdanie.

-Data zgonu 1 styczeń 1979 rok godzina 17.30.

*********************************************************************************




9 komentarzy:

  1. zatkało mnie po przeczytaniu... brak słów. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy to pisałam miałam jeden z gorszych okresów. Rozdział będzie niedługo. :)

      Usuń
  2. to jest fajne że odzwierciedlasz swoje uczucia w tym opowiadaniu .:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny. Prawie się popłakałam jak był fragment z jej mamą jak zaczęła umierać. ;( Ciekawa jestem jak Lily to powie Petuni. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę miłej weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Petunia już raczej wie od lekarzy. :P Dziękuję i również pozdrawiam.

      Usuń
  4. Jeju biedna Lily ;/ Poprzedni dzień pełen radości a tu już śmierć ; c
    Piszesz wspaniale ! Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :( życie stawia nas w różnych sytuacjach. Raz jest lepiej a raz gorzej. Dziękuję.

      Usuń
  5. Straszne...Przy tym jak Lily się popłakała też
    To prawie zrobiłam. Naprawdę smutne.
    Ale jak zwykle ciekawie, a dzięki temu jest akcja.
    Cudownie, że piszesz, życzę weny w kolejnych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń