środa, 16 stycznia 2013

10. Minister Magii.

Siedzieliśmy z Jamesem w pokoju. Nie rozmawialiśmy, po prostu siedzieliśmy. James czytał nowy Prorok Codzienny, a ja małymi łykami piłam herbatę. Nie chciałam z nikim rozmawiać, bo niby o czym. Wszystko co przychodziło mi do głowy to to, że niedługo wszystko się zmieni i nic nie będzie już takie wspaniałe jak jest teraz. Pozostało tylko czekać aż coś się stanie.

 -Lily, co się dzieje?- zapytał James patrząc na mnie z nad gazety.

-A dlaczego miałoby się coś stać?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Milczysz.

-To takie dziwne? Nie mogę sobie po prostu pomilczeć?!- zareagowałam trochę zbyt nerwowo.

-Możesz, po prostu pytałem nie denerwuj się tak- po tych słowach wrócił do lektur.y

Usiadłam koło niego i przytulając się wyszeptałam.

-Przepraszam

-Nic się nie stało-powiedział głaszcząc mnie po głowie.- Jak nie chcesz to nie mów, ale wiem, że coś się jednak stało.

-Chodzi o to… że muszę porozmawiać z Ministrem Magii, a nie wiem jak - Potter spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

-Z ministrem? Po co?


***

Po tym jak opowiedziałam Jamesowi o tym dlaczego tak naprawdę muszę się spotkać z ministrem postanowił mi pomóc. Następnego dnia kiedy szliśmy do pracy Potter przedstawiał mi plan działania. A mówił to z takim przejęciem jakbyśmy planowali zamach na ministra, a nie chcieli z nim porozmawiać.

-No więc…czyli tak : kiedy będziemy już w ministerstwie, ty zagadasz jego sekretarkę, a ja do niego pójdę…

-To ja miałam z nim porozmawiać.

-No to …. ja ją zagadam, a ty do niego pójdziesz…. dobra?

-Dobra, a co ja mam mu powiedzieć?

-Prawdę 

-A jak mi nie uwierzy?

-To pójdziemy do Dumbledora.

-A jak on też nie uwierzy.

-To wtedy będziemy się martwić. A teraz do dzieła.

 I ruszył w stronę blond włosej dziewczyny. Nie podobało mi się to z jakim zadowoleniem do niej podchodził i wcale nie miałam ochoty zostawiać go z tą uśmiechniętą małpą. Miałam wielką ochotę podejść tam zabrać Pottera i dać jej w twarz, jednak powstrzymałam się i wślizgnęłam się przez drzwi do gabinetu Ministra.

 W środku nikogo nie było. Przy luksusowym i drogim biurku stała sowa śnieżna, która widząc mnie zachukała groźnie. Nie zwracając na nią uwagi usiadłam przy biurku i zastanawiałam się co mu powiedzieć. Podczas czekania wpatrywałam się tępo w biurko. Po jakimś czasie zauważyłam, że na tym biurku nie leżą zwykłe dokumenty, ale listy. Listy były od Dumbledora. Nie zważając na wszelkie zasady przeczytałam jeden z nich.



                          Szanowny Panie Ministrze,

 Piszę do Pana już po raz czwarty, jednak ani razu nie dostałem odpowiedzi. Nie wiem dlaczego nie odpowiada Pan na moje listy, ale przypominam, że to sprawa najwyższej wagi. Jeżeli natychmiast czegoś nie zrobimy później może być już za późno i nic nie da się zrobić. Dlatego przypominam aby zwiększyć bezpieczeństwo. Bo później może być za późno.                                                                                                                                                                                                                    

                                                                                   Z poważaniem               

                                                                                                     Albus Dumbledore
                                                                                                            Dyrektor Hogwartu


A więc Dumbledore już wie, minister już wie. Dlaczego nie odpowiada na listy? Czego się boi? Przecież to ważna sprawa! Co ja tu w ogóle robię?! Ze złością rzuciłam list Dumbledor'a na podłogę i wstałam aby wyjść z gabinetu. Jednak w drzwiach stał już zdziwiony Minister magii.

-O co chodzi? - Zapytał patrząc na mnie z uwagą.

Na początku nie mogłam nic z siebie wyrzucić.

-… ja… ee… ja tylko…

-Jak to nic pilnego to pozwól, że poproszę cię o wyjście bo mam naprawdę dużo zajęć - to powiedziawszy rzuci na mnie pogardliwe spojrzenie i usiadł przy biurku.

Nagle odzyskałam mowę i trzęsąc się ze złości powiedziałam.

-Jednym z tych zajęć jest chronienie nas przed złem?!

Minister spojrzał na mnie z za swoich okularów.

-Słucham?

-Podobno Pan już wie o tym co niedługo się stanie?!

-Przysłał cię ten dziwak Dumbledore, z całym szacunkiem, ale jest już stary, a na starość się dziwaczeje. Tak jak on.

-Pan też zdziwaczał nie wierząc mu!

-Nie obrażaj mnie ty…

-Nie obrażam Pana, bo to prawda. Pan jest ślepym tchórzem, który nie widzi co się wokoło dzieje. Siedzi Pan tylko w tym swoim pozłacanym gabinecie, a inni Pana w ogóle nie obchodzą! Jest Pan żałosny!

-Ja jestem żałosny! Żałośni jesteście wy, wszyscy którzy słuchacie jakiegoś zdziwaczałego starca, który na każdym kroku węszy podstęp. I to jest prawda!

Nie miałam zamiaru słuchać dalej tych bzdur, nie miałam zamiaru dalej słuchać jak obraża Dumbledora i ludzi którzy go szanują. Nie mogłam, bo byłam taka wścieła, że miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę płaczem, a tego najbardziej nie chciałam. Potrącając porcelanową wazę stojącą na kredensie stojącym obok mnie, wyszłam na korytarz.

Zobaczyłam tam  Pottera z tą mizdrzącą się blondynką, która w dodatku przytulała się do niego. Tego nie zniosłam. Podeszłam do nich walnęłam ją w twarz, złapałam Pottra za rękę i pociągnęłam ku wyjściu. Na policzkach czułam łzy. Jak mogłam być tak naiwna i myśleć, że on mi uwierzy.

3 komentarze: